muzyka

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wasze zakończenie

Pół roku minęło od mojego wstąpienia w szeregi drużyny piłki ręcznej. Na początku tęskniłam za chłopakami. Oni zawsze coś wykombinowali. Wygłupy były codziennością. Tutaj dziewczyny są bardziej opanowane i rozsądne. No ale cóż, musiałam tak postąpić.
- No dobra, jeszcze po 5 rzutów karnych i kończymy. - odwróciłam się od grupy, zbierając moje notatki ze stołu.
- Widzimy się wieczorem? - podeszła do mnie Jane.
- No pewnie. Tam gdzie zawsze?
- Czemu nie.
  To był pierwszy imprezowy wieczór od bardzo dawna. Mały chciał spać u cioci, więc byłam sama w domu, dlatego mogłam wykorzystać ten czas w dowolny sposób.


- Pa. - rzucił Olivier wysiadając z samochodu.
- Poczekaj, idę z tobą. A poza tym gdzie buziak na dowidzenia?
- Mamo.. nie rób mi wiochy. - powiedział patrząc na dzieci stojące na chodniku.
- No dobra. Wejdźmy do środka. Hej!
- Cześć. OO kogo moje oczy widzą. - ciocia wzięła małego na ręce.
- To ja będę leciała, bo umówiona jestem.
Zostawiłam małego w dobrych rękach.

- Nie idę. - powiedziałam sama do siebie. Jakim cudem w mojej szafie nie było odpowiednich ubrań?!
Sięgnęłam w najgłębszy kąt mojej szafy. - A jednak. Wiedziałam, że musi gdzieś być.

Przez cały czas uczęszczałam na siłownię. Byłam zadowolona z wyników mojej ciężkiej pracy. Na początku mojej drogi, żeby się zmotywować kupiłam sobie przepiękną, obcisłą czarną sukienkę
- Chwila prawdy.
Po założeniu sukienki powoli i niepewnie założyłam obcasy po czym podeszłam do lustra.
Spojrzałam z przodu. No nie jest tak źle. No to z boku.
- Mogło być gorzej. - uznałam.
Zadzwonił telefon.
- Jestem pod domem.
- Ok, już wychodzę.

Weszłyśmy do klubu. Gdy tylko usłyszałam muzykę poczułam, jak bardzo stęskniłam się za tańcem. Zajęłyśmy z dziewczynami stolik.
- Co podać? - spytał nas kelner.
...
Po 10 minutach już szalałyśmy na parkiecie.
- Idź do niej. - usłyszałam za sobą. I po chwili poczułam czyjąś obecność za moimi plecami.
Ktoś złapał mnie za rękę i zakręcił.
- Aneta?
- Marco?

No tak. Jedno spotkanie i jestem tu. Znaczy nie tu, że dokładnie tu, bo nie chodzi mi o przebieralnie, ale moment w życiu.
- A może ta?- spytała mnie ekspedientka.
- Tak! Ta będzie idealna. - powiedziałam patrząc na wymarzoną suknię ślubną.
Gdy wyszłam z przebieralni od razu wiedziałam, że to koniec moich poszukiwań. Mina mojej mamy mówiła wszystko.
- Mamusiu! Jak ładnie! Jak księżniczka!

Nogi trzęsły mi się tak, że nawet w niewysokich butach nie mogłam ustać na miejscu.
- Przestań! - syknęła Magda. - Bo nie mogę ci naszyjnika zapiąć
- Staram się.
- To teraz spróbuj mocniej!
Tak też zrobiłam. Prawdę mówiąc nic nie pamiętam z ceremonii. Byłam tak zestresowana, że mój mózg nie rejestrował niczego. Gdy wróciłam do siebie miałam jedynie nadzieję, że nie palnęłam jakiejś głupoty.
Wszostko na wariackich papierach. Życzenia, przywitanie gości. Po dwóch godzinach wesela mgłam odetchnąć. Rozejrzałam się za moim mężem. Po chwili zauwaźyłam go jak siedział z Olivierem na kolanach. Wyglądali super. Podbiegłam do nich i usiadłam Marco na wolnym kolanie.
- Nad czym tak rozprawiacie?- spytałam z ciekawością.
- Zastanawiamy się co najbardziej kochamy w takiej pewnej wyjątkowej pani.
- Uśmiech! - krzyknął do nas fotograf.
- Teraz porwę twoją mamę. A ty leć do małej Błaszczykowskiej, bo z Piszczkową chyba na ciebie czekają.
Oliwer zeskoczył z kolan Marco i popędził do reszty dzieci. Ja też wstałam i udaliśmy się na parkiet. Po drodze podeszliśmy do Lewandowskich.
- Jak tam Aniu? - spytałam pochylając się nad ciężarną.
- Dobrze. Na szczęście na tyle wcześniej się chajtacie, że mogę sięjeszcze bez problemu pobawić.
- No to się cieszymy.

Marco dał znać zespołowi, żeby zagrali coś wolnego.
- Nie myślałem, że tak się to skończy.
- Ja też nie. - położyłam głowę na jego ramieniu.
- Kocham cię...




Więc to jest wersja 2, z której będziecie w większości bardziej zadowoleni!
Kończę! Więcej się nie zobaczymy, chyba że coś mi strzeli do głowy.

Az okazji świąt życzę Wam wszystkiego dobrego, szczęścia, zdrowia, pomarańczy, niech Wam chłopak nago tańczy! Samych sukcesów i dobrych chwil!

LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM! POKAŻCIE ILA WAS CZYTAŁO MOJE WYPOCINY

POZDRAWIAM

środa, 18 grudnia 2013

Początek końca

Najpierw praca drugiego trenera piłkarek ręcznym pochłonęła mnie w całości. Mimo to, że miałam dość częsty kontakt z chłopakami, nie powodowało to żadnych spięć, ani nieprzyjemnych sytuacji.  Robiłam to co kochałam, jednocześnie mając pod ręką stadion i mecze co sobotę. Czego mogłam więcej oczekiwać? Olivier rósł, jednak jego kontakt z wujkami nie ulegał zmianie, tak samo jak z ich dziećmi. Gdy skończył się czas kwarantanny moich, a w zasadzie naszych uczuć, dokładnie mówiąc trójkąta, czułam jak ciśnienie spada i możemy rozmawiać ze sobą bez nieprzyjemnego uczucia. Czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
Mogę chyba o sobie powiedzie, że byłam typową feministką i dumną singielką zarazem. W tzw. międzyczasie zdarzali się mężczyźni, który na dłużej zagościli w moim życiu i można powiedzieć, że byli jego częścią. Jednak zawsze wychodziło na to, że mój indywidualizm we wszystkich sferach życia przytłaczał ich na tyle, że odchodzili. Ja jednak nigdy nie rozpaczałam za długo, co dowodzi tylko tego, iż nie czułam wielkiego zawodu po raz kolejny zostając sama. Potem przyszedł przełom w moim życiu! Zostałam pierwszym trenerem piłkarek i chyba spełniałam się w tym.
 - Mamo, choć już do nas. - przerwał moje przemyślenia Oli.
W sumie teraz to jest już Olivier. Głupio mówić do mężczyzny metr dziewięćdziesiąt zdrobnieniem. Tym bardziej, że ja też nie zrobiłam się większa.
Tak mam 50 lat. Półwiecze. Szmat czasu siedzę w Niemczech. Zrobiłam wiele rzeczy dobrych, jednak złe też się pojawiały.
Wstałam zamykając album i odkładając go do pozostałych przejrzanych.
Przeszłam do salonu, gdzie zastałam już resztę gości. Za oknem śnieg. Jakby nie było jest koniec grudnia. Po raz kolejny ten wyjątkowy czas świąt Bożego Narodzenia spędzam w tym samym niezmienionym składzie.
 - Hej Aneta.
 - Witam. - przytuliłam Agatę. - Gdzie Kuba?
 - Z Oliwierem coś w samochodzie patrzą.
Co oni tutaj robią? Proste....

20 lat wcześniej

- Hej mamuś.
- No cześć Oli. Miło że wpadłeś.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Dziwisz się? Przecież mieszkamy aż 3 km od siebie! - powiedziałam sarkastycznie będąc trochę zła, że syn tak rzadko mnie odwiedza.
- Jak ja mam czas to ty masz wyjazdy z zespołem. Co ja poradzę.
- No dobra, dobra. Ale czemu jesteś taki zdenerwowany?
-  Bo nie przyszedłem sam.
 Odwróciłam się w stronę drzwi.
- O cześć kochana. - zobaczyłam nikogo innego, jak córkę Kuby. Nie był to jednak dziwny widok. Od maleńkości mieli ze sobą dobry kontakt.
- Mamo chcemy ci cośpowiedzieć. - Oli złapał swoją wybrankę za rękę. - Jesteśmy razem.
Nie wiem czy byłam zdziwiona, czy nie. Dla mnie już dawno byliśmy rodziną.
Ale po dwóch latach w identycznych okolicznościach, syn zaprezentował mi piękny pierścionek zaręczynowy na ręce swojej narzeczonej.
 Pierwsze wspólne święta były dla mnie nie miłe. Siedząc przy stole Błaszczykowskie byli razem, tak samo jak nowożeńcy, jednak miejsce koło mnie zostało puste. Po raz pierwszy od dawna poczułam do siebie żal, że nie zadbałam o to żeby ktoś to miejsce zajął. Jednak dość szybko doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy, nie jest mi aż tak źle.
Po dwóch latach pojawiła się kolejna wiadomość. Będę babcią. Znowu szok. Starość mnie dopadła. Zaczęłam intensywniej ćwiczyć, gdzieś zaświtała mi myśl o botoksie, jaby to wszystko miało sprawić, że wnuk urodzi się później. Dość szybko (znowu) pogodziłam się z koleją rzeczy i z otwartymi rękoma przywitałam nowego członka rodziny.

Teraz
Z uśmiechem na twarzy wspominam czasy, gdy byłam masażystką w Borussi.
Pewnie jesteście ciekawi, jak potoczyły się dalsze losy moich byłych amantów.
Więc Marco nie rościł sobie zbyt długo praw do mojego uczucia. Sądzę, że czas większej rozłąki
ostudził jego zapędy. Jednak nie uważam, że dowodzi to, iż jego uczucia były nikłe. Poprostu sądzę, że potrzebował mieć osobę dość blisko i fizycznie i mentalnie. Gdy nasze drogi rozeszły się ze względów zawodowych oddaliliśmy się od siebie, ale kontakt się nie urwał.
Teraz pewnie siedzi ze swoją długoletnią dziewczyną i znajomymi na plaży w Maroco.
Sokratis to trochę inna bajka. W sumie myślałam, że coś z tego będzie. Ale znowu na drodze stanęła praca. Wyjazdy jednej i drugiej strony nie sprzyjają rozwojowi związku więc za porozumieniem stron, zgodnie uznaliśmy, że nie tędy droga.
Cóż więcej mogę wam powiedzieć.
Ja Aneta, która przeżyła 50 lat, stwierdzam, że jestem spełnionia. Mam przecudownego syna, synową i wnuczka (a jak się po wigilii dowiem, i wnuczkę w drodze), zdobyłam mistrzostwo kraju z drużyną Borussi, ale tej w ręczną, po czym zostałam selekcjonerką polskiej kadry i mimo, że bez spektakularnych sukcesów na koncie wszyscy byli zadowoleni ze współpracy.

Siedzę wpatrując się w choinkę i dochodzę do wniosku, że jestem szczęśliwa. Tylko to dziwne uczucie pustki ...//\\

Zakończenie w wersji autorskiej. Mojej, prywatnej, własnej. Pojawią się w okresie przedsylwestrowym inne, jednak pod tym podpisuję się obiema rękami.


Liczę na wasze komentarze, bo bardzo trudno jest mi znaleźć czas na pisanie (teraz jest 1.19 w nocy) a są one dla mnie pewnego rodzaju zapłatą za podkrążone oczy rano. Dlatego liczę na Was! Nie zawiedźcie mnie!

Pozdrawiam gorąco!

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 30

W pewnym momencie zabrakło mi piłek. Nie miałam czym miotać, więc z bezsilności padłam na parkiet. Zerkając na bramkę i charakterystyczny układ linii będących niezbędnymi do mojej ukochanej gry , przypomniałam sobie dawne czasy. To właśnie piłka ręczna była moją pierwszą i nigdy niekończącą się miłością. Tyle czasu spędzonego na sali, rozciąganie, ból, wybite palce. A do tego najlepszy gratis - znajome, z którymi do tej pory łączy mnie coś wyjątkowego.
Przez cały ten czas nie zauważyłam wpatrującej się we mnie osoby.
- Aneta?
- Tak? - spytałam wstając z parkietu.
- Czyli dobrze pamiętam imię... Co tu robisz?
- Przepraszam nie powinno mnie tu być. Już wychodzę.- podniosłam się z miejsca.
- Nie o to chodzi. Poprostu... hmm.. Grałaś kiedyś. - mężczyzna wskazał na bramkę pełną piłek.
- Tak, ale to dawne czasy.
- Jednak widać, że umiejętności nie poszły na marne.
- Ja zawsze raczej stałam zawsze tam, a nie tu. Bramka to było moje miejsce.
- A co uważasz o grze reprezentacji Niemiec?
- Yyy... - zaskoczona odrzuciłam włosy z twarzy. - Dobry atak, choć potencjał mają większy. Trzeba popracować nad obroną, szczególnie na kole. Czuję się trochę jak przy tablicy.
-  Przepraszam. Zwyczajnie chciałem sprawdzić "stan" wyczucia.
- Czyli jestem, jak samochód na przeglądzie.
Zdecydowanie poprawił mi się humor. Zapomniałam na chwilę o niezręcznej sytuacji panującej w zespole. Wkręciłam się w rozmowę, całkowicie odwracającą moją uwagę od wszystkiego wokoło.
Po jakiś 10 minutach (a przynajmniej tak mi się wydawało) otrząsnęłam się z euforii i wstając z krzesełka powiedziałam:
- Na mnie czas. Muszę iść.
- Zdawało mi się, że trening już trwa.
- I to już całkiem spory kawałek czasu.
- To czemu jesteś tu, a nie tam?
W międzyczasie przeszliśmy na "ty". Marcel był bardzo przyjemnym człowiekiem, ciepłym i znającym się na rzeczy.
- Tak wyszło, dziwna sytuacja. Muszę poszukać bardziej komfortowej pracy i to jak najszybciej, więc tym bardziej muszę już się oddalić. - zaczęłam schodzić z trybun - Dziękuję bardzo za miło spędzony czas. Naprawdę super było porozmawiać o ręcznej z kimś, kto wie o czym mówi.
 - Mi również było bardzo miło.
W trakcie niedalekiej drogi z hali na stadion myślałam o tym co zrobię, co powiem, jak się zachowam. Nie chciałam ciągnąć dłużej tej bezsensownej sytuacji. Cokolwiek bym nie zrobiła, ktoś oberwie, obrazi się, i będzie zgrzyt. Tak być nie może, coś trzeba zrobić. Najlepiej zrezygnować z pracy, ale przecież mam Oliego na utrzymaniu. Stanęłam jak wryta przed Signal Iduna Park.

     Trudno, trzeba podjąć decyzję. Nie mogę wiecznie uciekać.

Podniosłam głowę wysoko, stawiając pewne kroki.
- Panie trenerze. Muszę z panem porozmawiać. - chyba po raz pierwszy byłam tak stanowcza i pewna tego co chcę zrobić ze swoim życiem.
- Jest pare spraw, które musimy poruszyć.
- Już wszystko postanowione. - powiedziałam, a za moimi plecami zaczęli zbierać się piłkarze. - Chę podziękować za całą współpracę i jestem niezmiernie wdzięczna za całą pomoc jaką mi pan okazał. Doświadczenie tu zdobyte jest bezcenne. Ale z powodu zaistniałych okoliczności, muszę złożyć rezygnację. Zaraz pojadę do zarządu i sama przekażę im moją decyzję.
- Pozwoli jej pan tak poprostu odejść? - spytał Neven.
- Widzę, że to już postanowione.- badawczo wpatrywał się we mnie Jurgen.
- Tak. Wszystkim wyjdzie to na dobre. I Wam też chciałabym podziękować. - zwróciłam się w stronę piłkarzy. -Kontakt się pewnie nie urwie, o to się nie boję, ale i tak już teraz chciałabym za wszystko podziękować serdecznie i z całego serducha. Dłużej nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
Czułam ulgę, bo wiedziałam że część problemów już za mną, ale przede mną kolejne. Mimo to bez cienia wątpliwości dość szybko dojechałam do "dowództwa".
- Dzień dobry Alice.
- Cześć. Co tu robisz?
- Chciałam się zobaczyć z panem Watzke. Jest taka możliwość?
- Pewnie jak najszybciej.
- Czytasz mi w myślach.
- W takim razie za jakieś 10 minut ma chwilę, bo teraz jakiś ważny telefon odebrał.
- To co tam u ciebie?
...

- Dzień dobry.
- Witam Aneto. O czym chciałaś porozmawiać?
- Rezygnacja. Oto powód mojej wizyty.
Dyrektor zrobił zdziwioną minę. Był zaskoczony, ale i zmieszany.
- Jesteś pewna? Może jakaś podwyżka, ale dodatkowy krótki urlop?
- Nie, to już jest postanowione.
- A mogę wiedzieć, co jest powodem?
- Sprawy prywatne. - i chyba lepiej nie mogłam tego ująć.
- A więc dobrze. Zaraz to załatwimy.

5 dni później
- Przeglądałam, przeglądałam, ta też. - przerzucałam stertę gazet szukając jakiejkolwiek oferty, która mogłaby mnie zainteresować. Jednak albo były one beznadziejne, albo były bezpośrednio związane z Borussią.
- Mamusiu nie martw się. Kiedy pojedziemy do wujka Sokratisa? Obiecał, że zagram z nim na stadionie.
- Misiu, wujek jest teraz bardzo zajęty i nie może się z nami widzieć, chociaż na pewno bardzo by chciał się z tobą pobawić.
- Szkoda.
Mały oglądał bajki, gdy zaczął dzwonić mój telefon.
- Tak? - wstałam z kanapy, prostując moje zastane kości.
- Pani Aneta?
- Tak, a kto mówi?


Moje życie było przedziwne. Gdy byłam przeszczęśliwa, działo się coś, co boleśnie sprowadzało mnie na ziemię, a gdy już myślałam, że się nie wygrzebię, coś równie nieprzewidywalnego prostowało moje ścieżki życiowe.
Tak było i teraz. Stałam przed grupą kobiet, część nawet trochę starszych ode mnie. Teraz miałam nimi kierować.
- Witam, jestem Aneta i jest mi niezmiernie miło, bo będę waszą trenerką na czas nieobecności pana Marcela. Liczę na waszą pomoc, bo to dla mnie nie lada wyzwanie.



Już za tydzień początek końca. Opublikuję pierwszą wersję zakończenia. Moją prywatną, zamierzoną i taką jaką ja bym chciała widzieć. Potem w trakcie przewy świątecznej będą pewnie jeszcze dwie, bardziej oczywiste i błahe, oczekiwane. Ale za nim to nastąpi jestem ciekawa jak odbieracie moją dotychczasową twórczość. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie :*

Popularnych hejterów chciałabym poinformować, że nie uważam opowiadania za naruszanie kogokolwiek prywatności i nie biorę go na poważnie. Jest to odbicie mojego stylu i zwykłej nudy (która przepadła nie pozostawiając po sobie śladu).


CZEKAM NA WASZE KOMENTRZE!    POZDRAWIAM SERDECZNIE!~~ HUMMI

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 29

Kolejne pare tygodni po powrocie Oliego do domu składały się głównie z nieskończonej liczby wizyt w urzędach, sądach. Sen stał się dla mnie towarem deficytowym. Praca, sprawa Oliviera, praca, syn... Noce spędzałam na wypełnianiu formularzy, druczków i papierków.

- Na mocy prawa Rzeczpospolitej Polski, pani Aneta zostaje uznana za pełnoprawną opiekunkę nieletniego Oliviera.
Już dawno nie słyszałam tak wspaniałych słów. Stojąc przed sądem, odwróciłam się do "dziadków". Rodzice cieszyli się razem ze mną, a Oli lekko przestraszony, wtulił się w dziadka.
Mały bardzo szybko zadomowił się w moim rodzinny miasteczku. Podobało mu się, że może biegać z innymi dziećmi, chodzić po drzewach. Jednak nie mogliśmy zostać w Polsce na dłużej. Maj to już prawie koniec sezonu... prawie. Dalej byli potrzebni masażyści. Teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek. Piłkarze byli już zmęczeni meczami i coraz trudniej się regenerowali.
- Aneta! Czekamy na ciebie! - darli się do słuchawki podczas jednej z rozmów.
Tak też zrobiłam. Dwa dni po ostatniej rozprawie siedziałam razem z synem w samolocie.
- Będziesz na mnie czekała?
- Tak, odwiozę cię do domu.
Magda coraz poważniej myślała o związku z Jonasem. Ja też nie byłam przeciwna temu związkowi. Dogadywali się, o kłótniach też za bardzo nie słyszałam.
-Nareszcie. - powiedziałam sama do siebie, gdy w końcu wysiadłam z samolotu. To była ta część pracy, za którą nie przepadałam.
Wzięłam do ręki torby, pilnując by nie zgubić Oliviera.
- No misiu, szukaj cioci! Może ją zauważysz szybciej ode mnie.
- Mamuś, nie widzę cioci.- powiedział syn rozglądając się po hali przylotów.
- To idziemy po taxi.
- Dobrze. Ale mogę najpierw przywitać się z wujkiem?
Oli zdziwił mnie mocno tym pytaniem. Jakim wujkiem?
- Bo tam wujek stoi.
Spojrzałam w stronę, którą wskazywał Oli. Rzeczywiście, w naszym kierunku szedł Papa.
- Hej. Cotu robisz?
- Przyjechałem po Was. Bardzo się stęskniłem. - powiedział patrząc z czułością na mnie i małego.
- No my również. Za wami wszystkimi.
- Idziemy? Chciałem jeszcze chwilę z Tobą porozmawiać.
- No dobrze. - powiedziałam, próbując wpaść na to co jest tym tematem do obgadania.
Czułam zdenerwowanie bijące od Sokratisa. Bałam się, że ma dla mnie złe wiadomości.
Jazd dłużyła się w nieskończoność. Nie wiem czy bardziej chciałam, żebyśmy już byli na miejscu czy wolałam odciągnąć rozmowę na jak najpóźniejszy czas.
Wysiadłam z samochodu szukając w torebce kluczy do domu. Otworzyłam drzwi, puszczając małego przodem.
- Misiu, idź na górę, pobaw się. Ja jak skończę to do ciebie przyjdę. Tylko nic sobie nie zrób. - krzyknęłam za Olivierem. - Choć do kuchni. - powiedziałam w stronę piłkarza.
- No więc.... nie wiem jak mam zacząć.
- Najlepiej od początku i szybko, bo zaczynam się denerwować.
- Chodzi o to, że.. Aneta, jak?!
- Misiek, nie wiem!
- Dobra, więc jesteś dla mnie więcej niż tylko koleżanką z pracy.
- Yyyy...
- I ja nie oczekuję, że będziesz czuła to samo. Chodzi poprostu o fakt. Nie mogłem dłużej udawać... nie chcę udawać. Ja już pójdę. Mamy być na Signal o 16.
Nie zmieniłam pozycji, póki Olivier nie zwrócił się do mnie ze słowami:
- Mamo, głodny jestem.'
- Dobrze kochanie już ci coś robię.


Lekko spóźniona weszłam na stadion. Chłopaki wyjątkowo mieli trening na obiekcie. Rozejrzałam się sprawdzając, gdzie jest Sokratis.
 - Anetka! - usłyszałam znajomy głos.  Mój humor był tak marny, że nawet czerwone światło po drodze mnie denerwowało. A co dopiero, jak ktoś mnie łapie i podnosi do góry.
Wyrwałam się Marco, machając rękami.
- Co się stało?
- Jestem dość mocno nie w humorze! Możesz już się oddalić w stronę reszty?
Krzykami ściągnęłam uwagę Sokratisa, który niczym rycerz przybiegł i dość jednoznacznie dał Marco do zrozumienia, że ma się ode mnie odpier..... niczyć.
- Nie mogę już tak!- krzyknęłam odwracając się i wybiegając z obiektu. Nogi zaniosły mnie do hali obok, gdzie trenują piłkarze i piłkarki ręczne. Gdy wbiegłam na płytę  boiska i zobaczyłam górę piłek do mojej ukochanej gry, niewiele myśląc zaczęłam trenować nagrania i rzuty wkładając w nie całą nagromadzoną energię. Nie zauważyłam, że obok mnie pojawiła się pewna osoba....






No to taak więc prosze bardzo. Wszytkiego po trochu, horror, romans i tragedia. Mam wrażenie, że razem z bohaterką przeżywam walkę na temat osoby, która ma się "zalecać" do Anety. Jestem ciekawa waszych opinii na temat rozdziału.

I PAMIĘTAJCIE! KAŻDY KOMENTARZ TO POKARM DLA MOJEJ PRÓŻNOŚCI ;p

piątek, 6 grudnia 2013

Liebster Award

Taką o to nominacją zaszczyciły mnie dwie osoby!



1) Nika Majewska

1. Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze?
rodzina, sport, szczęście


2. Posiadasz motto życiowe?
Każdego dnia staraj się być lepsza nie od innych, ale od osoby, którą byłaś wczoraj.


3. Twoje największe marzenie?
ponowne odwiedziny Dortmundu, ale najważniejszym jest chyba to żebym za paręnaście lat mogła spojrzeć w przeszłość i być z siebie dumna


4. Wymarzona praca?
na pewno coś związane z szerokim pojęciem jakim jest zdrowie


5. Od jak dawna piszesz?
tego bloga od niedawna, ale w przeszłości już pisałam bloga


6. Jesteś kibicem?
na tyle na ile czas pozwala to napewno :)


7. Twój idol? ( niekoniecznie sportowiec)
Sławomir Szmal!


8. Twoja pasja?
fitness, piłka ręczna


9. Czy jest coś co sprawia, że mimo smutku masz ochotę podnieść się i walczyć dalej?
aktywność fizyczna jest rzeczą, która chroni mnie nawet przez załamaniami nastroju, a jeśli już sięzdarzą to muszę przeczekać


10. Preferujesz bardziej zdrowy tryb życia, czy nie ma to dla Ciebie znaczenia?
ma i to ogromne!


11. Lubisz czytać książki? Ostatnia jaką przeczytałaś ?
Lubię, ale nie mam na to czasu, jednak teraz staram się przeczytać "Stulecie chirurgów". POLECAM!


2) Kaii
1. Jakim drużynom kibicujesz ?
Borussia!!

2. Czym oprócz piłki nożnej się interesujesz ?
piłka ręczna, muzyka, biologia

3. Jakich piłkarzy lubisz najbardziej ?
Łukasz Piszczek wydaje się być supermiłym gościem

4. Jakie kraje chciałabyś zwiedzić ?
Grecja! A nawet tam zamieszkać!

5. Do jakiej szkoły uczęszczasz ?
3 liceum...bosz jaka ja jestem stara

6. Czy chciałabyś prowadzić jeszcze jednego bloga ?
chyba nie

7. Jakie blogi lubisz najbardziej ?
życiowe, normalne

8. Pisałaś kiedykolwiek bloga o innej tematyce niż piłka nożna ?
A tak ;)

9. Jakie masz plany na najbliższe trzy lata ?
Studia!

10. Jaki masz styl ?
Brak! Jeśli w czymś się dobrze czuje to noszę!

11. Z czym kojarzy Ci się Dortmund i Barcelona ?
Piłkarskie stolice Europy!



Moje nominacje to... :



Pytania: 
1. Ile masz lat?
2. Skąd jesteś?
3. Łowisz złotą rybkę i masz do wykorzystania 3 życzenia. Jakie byśwybrała?
4. Pochmurny Londyn, czy słoneczna Barcelona?
5. Idealny wieczór to..?
6. Musisz szybko wyjść. Możesz się albo umalować, albo uczesać. Co wybierasz i dlaczego?
7. Północ czy południe? (pora dnia)
8.Masz zwierzęta w domu?
9. Co ci pierwsze przychodzi do głowy:  Kocham.....  ?
10. Czym kierujesz się w życiu?
11. Ulubiona potrawa?

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 28

Nie mogłam przerywać pracy. Weszłam w rutynę polegającą na pospolitej egzystencji. Nawet nie zwracałam uwagi na to co robię. Wszystko robiłam z tzw. automatu. Nie zwracałam uwagi na głód, ubrania, wygląd. Uciekło ze mnie całe życie. Pewnie odeszło razem z Oliwierem. Minął już tydzień od naszej rozłąki. Codziennie sprawdzałam, czy sytuacja posunęła się do przodu.
- Dzień dobry. Czy wiadomo coś o ...
- Nie pani Aneto. Tak samo, jak wczoraj i przedwczoraj.
- Ale od tygodnia nic nie drgnęło! Jak można tak obchodzić się z ludźmi?! Tu podobno chodzi o dobro dziecka, ale jakoś tego nie widać!
- Niech się pani uspokuje, bo będę musiała wezwać ochronę!
- Jak mam z Wami rozmawiać?
Wyszłam z urzędu w takim samym humorze, jak przez ostatnie 6 dni. Mój niepokój dodatkowo pobudzał fakt, że nie miałam sposobności porozmawiać z synem. Nie wiedziałam nawet gdzie jest. Zostałam tylko zapewniona, że dalej przebywa w kraju.
Dojechałam do domu. Po przekroczeniu progu, rzuciłam torbę z ubraniami w kąt. To tam było jej miejsce odkąd mieszkałam sama. Siadłam na kanapie w salonie i patrzyłam w okno. Patrzyłam, patrzyłam, patrzyłam... To tak leciał mi czas bez Oliwiera.
-Aneta!
Powolnym ruchem odwróciłam głowę w stronę nowoprzybyłej osoby.
- Tak?- nie wykazałam specjalnego zaskoczenia obecnością znajomego.
- Wstań!
- Po co?
- Po to samo... Nie możesz tak siedzieć!
- Czemu?
- Jakbyś się ze mną kłóciła to bym był przynajmniej wkurzony z jakiegoś powodu. Twój brak emocji w głosie jest przerażający. - rzeczywiście. Tylko będąc w urzędzie udawało mi się obudzić w sobie tą wolę walki, jaka zazwyczaj towarzyszyła mi w życiu codziennym.
- Czepiasz się.
- Aneta!!
- Łukasz, było by mi miło jakbyś na mnie nie krzyczał w moim własnym domu.
- Dalej nie słyszę emocji. Wstawaj!
Nie miałam siły i ochoty dłużej polemizować z Piszczkiem.
- Idziemy!
- Ok.
- Nie chcesz wiedzieć gdzie?
- Wszystko mi jedno.
- Nie mam już do ciebie siły!
Siadłam na siedzeniu pasażera w sportowym aucie Łukasza. Było ono większe niż typowe, wiadomo - rodzina. Ruszyliśmy. Przez całą podróż wyglądałam przez okno, nie zwracając uwagi na to co widzę. Można byłoby pomyśleć, że w pojeździe jest obecna tylko zimna, nieokreślona skorupa, podczas gdy duch uleciał w nieznanym nikomu bliżej kierunku.
- Jesteśmy.
- Dobrze.
- Uduszę cię!
- Ok.
- Czemu ja strzępię język, skoro to i tak nic nie daje?! - powiedział piłkarz do siebie.
 Wprowadził mnie przez wąski korytarz, do szatni.
- Przebieraj się!
- Ok.
Tak też zrobiłam. po 10 minutach stałam na środku przestronnego pokoju.
- I?
- Ooo! Jest jakaś reakcja! Teraz będziemy mieli zajęcia.
- Aha.
-Dzień dobry. - powiedział rosły mężczyzna podchodząc do nas z rękawicami w dłoni. - Zaczynamy!
No i jak zapowiedział, tak zrobił. Dostaliśmy ogromny wycisk. Najpierw tour de siłownia, potem bierznie.
- A teraz boks!
- Aha.
- Każdy ma swój worek.
Trener pokazał nam, jak prawidłowo wyprowadzać ciosy i na swój znak kazał uderzać.
- Raz, dwa, TRZY! Raz, dwa, TRZY!
Po chwili zwiększyłam intensywność uderzeń. Czułam jak cała moja złość i frustracja odnalazła drogę na zewnątrz. Gdy opadłam z sił, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do szatni.
Co się zmieniło? Teraz czułam złość, nie odrętwienie. Przebrałam się, wrzucając przepocone rzeczy do torby, którą wcześniej przekazał mi Piszczek. Wyszłam na powietrze.
- Jak się czujesz? - spytał Łukasz.
- Żyję. Wracajmy do domu.
Przez całą drogę powrotną próbowałam opanować drgawki. Nie wiedziałam czym są spowodowane. Jednak moje próby spełzły na niczym. Gdy zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem, zauważyłam stojący na podjeździe samochód. Pośpiesznie wyszłam z pojazdu. Gdy tylko przekroczyłam próg, moim oczom ukazał się Marco.
 Jedyne co zrobił, to rozłożył ręce. Nic więcej. To wystarczyło. Rozpłakałam się, podbiegając do chłopaka. Wtuliłam się, a jego ramiona otoczyły mnie jakby płaszczem spokoju, sprawiając że mogła wyrzucić z siebie całą falę złych uczuć.
Nie mogłam powstrzymać łez. Po paru minutach poczułam dodatkową parę dłoni na plecach. Małych dłoni. Byłam pewna, że umysł płata mi figle.
- Mamo, Mamusiu. Co się stało?
Odwróciłam się . Łzy poleciały z podwójną siłą.
- Już nic kochanie. Wszytko jest w najlepszym porządku. W drzwiach stłoczeni stali piłkarze. Była prawie cała drużyna!
- Jak? - zwróciłam się w stronę Sebastiana, będącego niejako przewodnikiem moich przyjaciół.
- Borussia napisała oficjalne pismo do sądu polskiego i nagłośnili sprawę. Zrobiło się głośno, więc nie mieli jak się bronić. Nie wiedziałaś nic, bo nie zaglądałaś do gazet.
Wzięłam na ręce Oliwiera, po czym podeszłam do zebranych.
- Kocham was. Naprawdę. Jesteście najlepszymi ludźmi na świecie i nie wiem co bym bez was zrobiła. - spojrzałam każdemu w oczy.
- Jesteśmy rodziną, a rodzina musi się wspierać. - zza Sebastiana wyjrzał Marcel.
- To by się nawet zgadzało, bo rodziny się nie wybiera. My też jesteśmy razem, bo Jurgen nam każe. - powiedział Kevin, powodując salwę śmiechu. Marco otoczył jedną ręką Oliego, a drugą mnie.
- To w takim razie, nie mogę narzekać na moją rodzinę.



Takie o. CHciałam bardziej pchnąć do przodu akcję, jednak czułam się źle niejako zbywając temat Oliviera. Czekam na wasze komentarze z ocenami moich wypocin. Pod koniec grudnia kończę opowiadanie. Ale do tego czasu chciałabym, żeby pare rzeczy się jeszcze wydarzyło.

Pozdrawiam :*

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 27


Staliśmy, patrząc na urzekający widok. Nie myślałam o niczym. Pęd życia i Oliwier sprawiły, że musiałam zająć się sprawami poważnymi . Jednak trochę tęskniłam za typową młodością. Imprezy, znajomi. Lubiłam być w centrum życia towarzyskiego. Po jakimś czasie poczułam narastający ból w stopie.
- Wracajmy. - powiedziałam, bo byłam pewna, że długo nie ustoję.
- Dobrze. - wziął mnie pod rękę i weszliśmy do salonu.
Reszta dalej balowała ciesząc się z niesamowicie ważnej wygranej. W jednej chwili poczułam niepokój. Nie wiedziałam skąd i dlaczego. Po prostu. Zmęczona udałam się do pokoju zostawiając szczęśliwych graczy.
Zsamego rana pobudka i do domu. Cieszyłam się, że nie musimy tu zostawać dłużej. Nie lubiłam spać w nie swoim łóżku. Gdy tylko wylądowaliśmy, zabrałam swoje torby, zapakowałam je do samochodu i pojechałam po syna. Nie zatrzymywałam się u Magdy długo, bo w planach miała spotkanie z Jonasem.
- Hej kochanie.
- Mama! Jesteś!
- Stęskniłam się za tobą niesamowicie!
- Wygrałaś mecz!
- No może nie ja, ale mamy te trzy punkty. Dziękuję ci misiu za opiekę. - odwróciłam się do Magdy.
- Nie no spoko. Kiedyś się odwdzięczysz.
Posadziłam małego w foteliku. Włączyłam muzykę i pojechaliśmy. Słońce świeciło, humor dopisywał. Podjechaliśmy pod drzwi. Otworzyłam drzwi i wrzuciłam wszystkie rzeczy za próg, starając nie zabić się o biegającego Oliviera. "Na dworze zimno jak w psiarni, a jemu chce się biegać" Podziwiałam małe dzieci. Tyle niespożytej siły. Przyuważyłam że w skrzynce są listy. Wyjęłam je i idąc do kuchni przeglądałam. Marzyłam o dobrej, mocnej kawie. Chwila. Wróciłam do koperty, która wylądowała na samym dole pliku. "sąd"
- Oli!
- Tak mamo?
- Włącz sobie bajki. Mama ma ważnąrzecz teraz do zrobienia.
- Ok.
Po krótce. Nie było mnie w domu przez 2 dni, mieli zrobić "nalot", sprawdzić jak się Olivierowi u mnie żyje. Uznali, że uciekłam więc mam natychmiast zjawić się na policji. Z małym.
Tak nie będzie. Nie chciałam wplątywać w to Oliego. Potrzebowałam dwóch osób. Do opieki nad Olivierem i kogoś żeby ze mną pojechał.  Na Magdę nie mogłam liczyć, bo wiedziałam, że Jonas zabiera ją gdzieś poza miasto i pewnie zadbało to żeby im nikt nie przeszkadzał.
Zerknęłam na mój telefon leżący na stoliku. Stukałam rytmicznie w biały, granitowy blat, starając się wybrać najlepsze rozwiązanie.
- Dobra. - powiedziałam sama do siebie - Hej Sebastian. Jest sprawa...
Kapitan był wspaniałym człowiekiem. Wiedział, że dla mnie jest to coś niesamowicie ważnego i bez zawahania zgodził się ze mną pojechać. Ale teraz została kwestia niańki.
- Oli. Którego wujka chcesz zobaczyć?
- Wujek Sokratis!
- No dobra.
Zadzwoniłam do Papy. Powiedział, że da radę i już po 15 minutach stał u mnie u drzwi.
- Aneta co się stało?\
- Nie wiem. Zobaczymy co będą chcieli. - moje ręce już od dobrych parunastu chwil były poza kontrolą.
Sokratis złapał mnie delikatnie, spojrzał w oczy i spokojnym głosem powiedział:
- Nerwy ci nie pomogą. Musisz być opanowana i pewna siebie. Zmieć ich tam charyzmą.
- Nie dam rady.
- Choć. - zaprowadził mnie do salonu, gdzie na środku, na wielkiej poduszce siedział Olivier. - Spójrz. Musisz być silna. Dla niego.
Przytulił mnie mocno, odsunął od siebie, złapał za ręce i powiedział:
- Wdech!
Tak też zrobiłam.
- Wydech. Wdech! I lecisz! - zrobiłam parę kroków w stronę drzwi. -Oliverze! Koniec bajek idziemy się bawić!

Miałam same złe przeczucia. I widać, sprawdziły się. Nie wiem kto jest ojciem Oliego, ale albo miał ogromne wpływy, albo to ja nie byłam lubiana przez urzędników.
- Jesteśmy zmuszeni zabrać dziecko do rodziny zastępczej. Tam poczeka na rozwiązanie tej sprawy. - z twarzą wypraną z uczuć oznajmił mi i Sebastianowi człowiek siedzący za potężnym biurkiem.
Całą swoją siłę musiał włożyć Kehl w utrzymanie mnie na miejscu.

-Oli. Teraz pojedziesz do naszej dalekiej rodziny, bo mama musi załatwić parę poważnych spraw. Przyjadę po ciebie gdy tylko będę mogła.- tłumaczyłam małemu ze łzami w oczach, czując wsparcie jakim obdarzali mnie piłkarze stojący za moimi plecami. Gdy urzędnik wyprowadzał syna z domu dałam radę tylko szepnąć- Obiecuję kochanie...




 Bardzo możliwe, że będę musiała zawiesić na jakiś czas stronę. Brak mi pomysłów, czasu, chęci, a w szczególności czasu. Chciałabym wam zdradzić koniec opowiadania, albo napisać parę wersji i każdy według uznania wybrałby sobie tę, która według niego najbardziej pasuje do całości. I tu kieruję pytanie do Was. Chcecie jedno zakończenie, czy pare wersji?

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 26

Podparłam się na ręce, otwierając niemrawo oczy.
- Patrz gdzie biegnie.... ooo Ania?!
- Przepraszam cię Anetko. Nie wiedziałam, że ruszysz. Nic ci nie jest?
- Nie nic. A ty nie z Robertem?
- Postanowiliśmy odpocząć od siebie dzisiaj.
- No dobra nie drążę.
Pobiegłyśmy w ciszy. Żadnej z nas nie śpieszyło się do rozpoczęcia rozmowy. Ja nie przepadałam za bieganiem właśnie przez ciągnące się rozmowy i czasami irytujących towarzyszy. Czułam, że Ania milczy przez Roberta.
- Czyli to jednak coś poważnego?
- Sama nie wiem.
Gdy byłyśmy z powrotem pod hotelem, przytuliłam ją i rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Od rana zaczął się szał. Nie wyrabiałam się na zakrętach. Pomoc w rozgrzewce, masaże przez meczem, upewnianie się, że wszystkie możliwe rzeczy mam gdzieś pod ręką. Na dodatek jako jedyna kobieta w drużynie byłam stylistką, psychologiem i niańką.
"Puk, puk" - okrążałam łóżko, żeby otworzyć drzwi, gdy poślizgnęłam się na parkiecie."Puk, puk"    Poczułam w stopie przeszywający ból. Wstałam, nie zważając dłużej na dolegliwość.
- Hej, ta czy ta? - spytał Miki trzymając w rękach dwie różne bluzy BVB.
- Ta. - wskazałam na zakładaną przez głowę.
- Idziesz? Bo wszyscy się już zbierają.
- Tak.. - odwróciłam się, podpierając szybko ręką, bo czułam, że noga odmawia mi posłuszeństwa.= Już zaraz do was zejdę.
Przymknęłam drzwi. Delikatnie zasiadłam na łóżku i wyjęłam z torby najmocniejsze środki bólowe. Musiałam być w formie.
Lubiłam poznawać nowe stadiony. Gdy wchodziłam na murawę, myślałam sobie ile sław wcześniej tędy stąpało. Trybuny zapełniały się podekscytowanymi kibicami. Każdy robił zdjęcia chłopakom biegającym na rozgrzewce. Gdy już zaczęli grać wszystko potoczyło się błyskawicznie. Gospodarze byli od nas lepsi, ale to chłopaki mieli więcej szczęścia i mecz zakończył się wynikiem 3.1.
W autokarze w trakcie powrotu była prawdziwa impreza. Wszyscy cieszyli się z tych 3 punktów, tym bardziej że mieliśmy trudną sytuację w grupie. Gdy dojechaliśmy do hotelu dołączyły do nas WAGs i wtedy byliśmy w komplecie. Rozsiedliśmy się w salonie. Zaciekawiły mnie wielki szklane drzwi. Wstałam uważając na bolącą stopę i podreptałam w stronę balkonu. Po otworzeniu drzwi moim oczom ukazał się piękny ogród z oczkiem wodnym. Bezchmurne niebo dawało półmrok, bo księżyc mógł swobodnie roztaczać swoje promienie.
- Wejdź do środka, bo zimno. - usłyszałam za sobą głos Marco.
- Tu jest tak ładnie.
- Ja widzę dwa piękne widoki.
- Przestań.
- Przecież mówię prawdę.
Marco stanął za mną. Delikatnie narzucił mi na ramiona swoją bluzę.
- Dziękuję, ale teraz to tobie będzie chłodno.
- Jak zrobiętak, to nie będzie. - przytulił mnie od tyłu splatając swoje ręce z moimi.
Nie wiem jak długo tam staliśmy. Żadne z nas nie odezwało się słowem.

- Bardzo ładne zdjęcie wyszło. - powiedział Marcel, przyczajony przy oknie, patrząc na wyświetlacz swojego telefonu.


Cieszę się każdym Waszym komentarzem. Chciałabym pisać częściej i dłużej, jednak klasa maturalna jest bardzo wymagająca :{ Dodatkowo zaczynam akcję zdrowe odżywianie i ćwiczę. Robiłam tak i wcześniej ale teraz już zaczynam tak super poważnie. Moje wysiłki zostaną podsumowane na studniówce i mam prośbę - trzymajcie za mnie kciuki!!

Macie jakieś sugestie co do bloga lub poprostu chcecie o coś zapytać? piszcie na invisibleworld66@gmail.com

Czekam na Wasze komentarze!!

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 25

- Ałaaaa...! Ja niechcę! Już! Dosyć!
- Że niby skończymy tak w połowie?
- A co ja właśnie do ciebie powiedziałam?!
- No wytrzymaj jeszcze chwilę!
- Ale nie puszczaj!
Reszta ekipy najpierw poszła na kawę, a gdy wrócili zasiedli w poczekalni. Pomimo moich krzyków, albo właśnie przez nie co chwila wybuchały salwy śmiechu.
- Co to za +18 tam odgrywacie?
- Ej Marco! Nie szalej tak, skoro ładnie dziewczyna prosi!

- Jak wyjdę stąd żywa, to przyrzekam, że zrobię im coś!
- Oj ciii... bo chyba facet traci cierpliwość.
- Ale trzymaj mocno!
- Misiu, mi już krew do palców nie dochodzi, ale dla ciebie wszystko!
- Ostatnie pociągnęcia. - zwrócił się do nas.
- No nareszcie! - uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc dzieło pod moim obojczykiem.
- Pięknie i cudnie!- rzekł podekscytowany Marco.
Wybiegłam do reszty, która pogrążyła się w swoich mobilnych zabawkach.
- No ekipa! I jak?
Na całej długości obojczyka postanowiłam utrwalić klucz, w który wpisano serce stylizowane na "O" do którego dopisałam "livier"
- Jakby to był face to nacisnął bym "lubię to"! - Auba.
- Jesteś uzależniony. - powiedział Lewy, uderzając go poduszką. - Fane, fane. I powiem wam, że mam ochotę dołączyć do klubu Anonimowych Wytatuowanych.
- No to dawaj!
- Ale to już w Dortmundzie.
- Ale trzymamy za słowo. - spojrzeliśmy wszyscy na Roberta,

Resztę popołudnia miotaliśmy się po mieście. Oczywiście chłopaki nie uniknęli zdjęć. Gdy zebrało się za dużo kibiców, zadzwoniłam po taksówkę i wróciliśmy do hotelu.
Po wieczornym spotkaniu z trenerem i omówieniu koncepcji meczu, większość piłkarzy razem ze swoimi damami serca udała się na kolację.
Ja też zebrałam swoją miłość i wyszłam przed budynek. Włożyłam słuchawki w uszy, rozejrzałam się i już wiedziałam, gdzie biec. Tym samym okrążając jezioro, które odnalazłam przypadkiem, testowałam nowy komplet firmy Nike. Zerknęłam w górę i zobaczyłam wielki księżyc. Pełnia. To on oświetlał mi drogę, podczas stawiania sobie wyzwań, jakim były moje własne słabości. Siadłam na brzegu, odłączyłam słuchawki i zadzwoniłam do rodziny.
- Hej młoda! Jak tam w Deutschlandzie?
- Czekamy na jutrzejszy dzień! A i mały chce już zobaczyć mamę.
- Masz go gdzieś pod ręką?

Gdy przegadałam .... 30 minut, a przynajmniej tak uważa mój telefon, wstałam, przeciągnęłam się i ruszyłam, by dokończyć to co zaczęłam. Odwróciłam i się, odbijając po raz pierwszy w swoim joggingowym rytmie.
 Druga noga nie zdążyła dotknąć asfaltu, gdy pod wpływem uderzenia upadłam...

sobota, 26 października 2013

Rozdział 24

Wychodząc ze stadionu, wstąpiliśmy do fanshopu. Weszłam między wieszaki i znalazłam swój rozmiar trykotu. Ok, teraz trzeba nadrukować jakieś nazwisko. Chłopaki zgarnęli "na oko" i pobiegli do swojego wujka. Zerknęłam na Marco. On rozmawiał ze sprzedawcą, podpisując jednocześnie koszulki szczęśliwców, którzy byli akurat w tym samym miejscu.  Tym samym wyszliśmy na miasto w koszulkach ze swoimi imionami na plecach.
- Poczekajcie! - zawołał do nas Marco, odwracając się do sprzedawcy.- Mógłbyś?...Ustawcie się!
Cała nasza czwórka stanęła tyłem wskazując kciukami na plecy. I tym sposobem na instagrama trafiła nowa fotka.

 Zasiedliśmy w lodziarni z dość skromnymi deserami...Przez my mam na myśli mnie i Marco, bo chłopaki siedzieli 40 minut, żeby wszystko skonsumować.
- To jak? Pojutrze do Marsylii?
- No tak.
- Mamuś nie będzie cię?
- Oli, niestety. Mama jedzie do pracy.
- Ale wujek też jedzie? - mały spojrzał smutnie na wujka.
- Też do pracy!
- Ale ty zostaniesz u cioci i będziecie nam kibicować przed telewizorem!

Tak też się stało. Z samego rana w poniedziałek odwiozłam spakowanego Oliviera do Magdy i udałam się na standardowe miejsce zbiórki. Nie był to mój pierwszy wyjazd na Ligę Mistrzów, jednak towarzyszył mi zawsze niepokój. Byłam wyjątkiem. Piłkarze podekscytowani robili sobie zdjęcia, a trenerzy dogadywali szczegóły taktyki. Przy wszystkich wyjazdach czułam się nieswojo, bo byłam trochę nie na miejscu. Z jednej strony jako fizjoterapeutka, leciałam razem z piłkarzami...ale z drugiej nie licząc mnie i pań z obsługi byłam jedyną kobietą na pokładzie! W tym czasie WAGs podróżowały innym samolotem. Miało to sprawić, że chłopaki będą bardziej skupieni na zbliżającym się wyzwaniu.
Patrzyłam na fantazyjne kształty chmur za oknem, myśląc jak dziwne jest życie. Miałam być kobitką, ganiającą w białym kitlu, jednak jestem tu. Ubrana dość normalnie, masująca stado spoconych bogaczy. Jednak nie mogłabym narzekać na mój los. Nacodzień spotykałam historię budującą tą wielką dyscyplinę. Ronaldo, Boniek czy choćby poprostu Kuba. Niektórzy przez lata marzą o tym, za co mi płacą.
- Co tam? - wyrwał mnie z zamyślenia głos.
- Hmmm? - spojrzałam leniwie na Papę.
- Nie obraź się, ale wyglądasz nie za dobrze,
- Olivier w nocy wymiotował. Nic nie spałam.
- To czemu nie śpisz?- siadł na siedzeniu obok. Oparłam głowę na ramieniu piłkarza.
- A co tam u ciebie?
- Siostra jest w ciąży.
- To super!
- I chyba tyle.
- To opowiedzmi coś o Grecji. - rzuciłam podczas gdy Sokratis wyznaczał na mojej ręce niewidoczne wzorki.
- Pochodzę z niebogatej okolicy...

-Aneta, Aneta wstawaj!
- Hmmm?
- Już jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam leniwie oczy.
- No misiek. Na słoneczko! - Sokratis pyknął mnie w nos palcem tak, jak się robi dzieciom.

Wstałam leniwie. Zapakowaliśmy się wszyscy do busa.
- Aneeciuu. Tu mnie ciągnie. - podszedł do mnie Robert.
Szturchnęłam go w to miejsce.
-Ała! Boli!
- Ale już nie ciągnie! Widzisz? Magiczne rączki!
- Dzięki...
- No przecież żartuję! Choć. - tak więc ciąg dalszy pracy...

Po południu mieliśmy czas wolny. Mogliśmy obejrzeć miasto, zwiedzić, rozerwać się. Tymsamym razem z Robertem, Nurim, Marco i Aubą wyszliśmy in cognito na miasto. Nie mieliśmy na sobie nic związanego z BVB. Dodatkowo duże okulary, kaptur lub inne nakrycie głowy i raźnie lawirowaliśmy między ludźmi buszującymi po ulicach. W pewnym momencie zauważyłam pewne ciekawe miejsce...
"Raz się żyje" pomyślałam. Złapałam Marco za rękę, bo był najbardziej doświadczony i pociągnęłam w stronę drzwi.

Nie myślałam, że będzie to tak bardzo bolało...


Dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o więcej ;) Jestem bardzo ciekawa jak podobają Wam sięmoje wypociny! Tak bardzo chciałabym czytać Wasze blogi, ale zupełny brak czasu mi na to nie pozwala.. :( Napewno jednak nastanie czas, gdy to wszystko nadrobię!!!

piątek, 18 października 2013

Rozdział 23

- Ehmm.. - poprawiłam nerwowo grzywkę.
 Budka jakby nigdy nic, dalej robiła nam zdjęcia. Miałam pustkę w głowie. Najchętniej uciekłabym jak najdalej.
- Przepraszam. Poniosło mnie.
"Co ja mam ci odpowiedzieć?" Odwróciłam głowę, chcąc ukryć rumieniec.
- I ostatnie. - spojrzałam w obiektyw.
Gdy wyszliśmy z budki, Marco zgarnął podłużne kawałki błyszczącego papieru. Nie wiedziałam czy mam zacząć jakąś rozmowę, czy czekać na to co przyniesie czas.
- Proszę. - podał mi zdjęcia.
- Dziękuję. - zerknęłam na kartonik. WSZYSTKO zostało uwiecznione.
Biłam się z myślami. Może nie było to coś z rodzaju Big Love, ale musiałam przyznać, że coś mnie do chłopaka ciągnie. Jednak teraz było to trudniejsze, niż wcześniej. Za dużo nas łączyło i dzieliło jednocześnie.   Marco nie był ulubionym wujkiem Oliviera. Dodatkowo sam fakt, że byłam mamą komplikował sprawę. Pracowaliśmy razem, więc co by było jeśli nie ułożyłoby się nam tak jak byśmy chcieli? Dalej widywalibyśmy się codziennie. Z drugiej jednak strony, jego radość życia, oryginalność sprawiała, że poukładane i przewidywalne życie dostawało rumieńców i było bardziej przyjemne, a nie tylko monotonne. Tylko co jest ważniejsze? Czułam, że nie jestem gotowa by zaopiekować się Olivierem jak bym chciała. Nie jestem wystarczająco dojrzała... ale z drugiej strony nie mogę sobie wyobrazić życia bez małego. A ta wiadomość z sądu. Gdy otworzyłam kopertę poczułam ogromne przerażenie, jakby to Olivier trzymał całe moje życie w rączce.  Nie mogłam go stracić. Razem z nim odeszłaby integralna część mnie. Muszę o niego walczyć.
   Poczułam wewnętrzną siłę, jednak atakowała ją niemoc. Z jednej strony miałam wpływ na całe życie i jeśli naprawdę się postaram, pokieruję nim tak, jak ja będę chciała. Z drugiej pomimo długich rozmyślań moje sprawy sercowe były w takim nieporządku, że nawet perfekcyjna pani domu nie dałaby rady ich uporządkować. Często wspominałam czasy szkolne. Problemy były, oczywiście, ale dotyczyły tylko mnie. Teraz muszę dbać o wszystko co jest mi i Olivierowi niezbędne. Muszę myśleć za dwoje, przewidywać, planować mając na uwadze to, że konsekwencje mogą być zdecydowanie poważniejsze niż niezaliczony sprawdzian.
  Szliśmy w stronę domu strachów. Wyczuwałam, że Marco przygasł.
- Często widujecie się z Nico?
- To zależy. Jeśli siostra ma mniej czasu, to czasami zabieram go do siebie. Rzadziej widzimy się w gronie rodzinnym, bo każdy ma obowiązki i jakoś nie możemy się zgrać.
- Szkoda.
- Maaamooo! - mały wybiegł z budynku. - Było suuuper!
Zaraz za nim biegł równie szczęśliwy i podekscytowany kolega.
- To co teraz robimy? - spytał Marco stając zaraz za moimi plecami.
- Wujku, pojedźmy na stadion! - zaproponował Nico.
- Co wy na to?
- Jedziemy! - zabrałam Oliego na ręce i odeszłam w stronę samochodu.

Wjechaliśmy na stadion dopiero, gdy Marco rozdał parę autografów kibicom, którzy kręcili się koło fanshopu.
- Dobra. To gramy w gałę? - spytał chłopak wyjmując z szafki znajdującej się koło szatni piłkę do nogi.
- A może to? - wzięłam do ręki piłkę do footballu amerykańskiego.
- Bierzemy obydwie!
Tak też zrobiliśmy. Była akurat przerwa w oprowadzaniu po obiekcie, więc mogliśmy spokojnie wyjść na murawę. Chłopaki wzięli piłkę z Pumy i zaczęli do siebie podawać. Ja zasiadłam na "ławce rezerwowych" i obserwowałam. Po jakimś czasie Marco powiedział:
- Zmiana! Teraz Rugby! Ale musi zagrać z nami Aneta!
- No nie wiem...- wstałam i spacerkiem zmierzałam w stronę piłkarza, trzymającego skórzaną zabawkę.
Gdy byłam bardzo blisko, zerwałam się do biegu wyrywając z rąk mężczyzny piłkę. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Gdy byłam koło wyjścia piłkarzy, Marco złapał mnie w pół i delikatnie przewrócił na trawę.
- Nie ładnie używać takich podstępów. Nie wolno. - mówił siedząc na mnie i łaskocząc moją tarzającą się ze śmiechu osobę. Odwróciłam się na lewy bok, krzycząc w niebogłosy żeby mnie puścił, gdy ujrzałam tłum zdziwionych źółto-czarnych ludzi z aparatami w rękach... czyli skończyła się przerwa w oprowadzaniu.
Marco zobaczył moją zawstydzoną minę i spojrzał w tą samą stronę, po czym wstał, wyciągnął rękę pomagając mi powrócić do pionu po czym powiedział:
- Dzień dobry! Witam wszystkich na wyjątkowym stadionie, o którym wszystkiego dowiecie się od przemiłego pana przewodnika. Chcieliśmy państwu wraz z Anetą i chłopakami zaprezentować, jak dobrą atmosferę mamy na obiekcie i jak miękka jest murawa, której jak pewnie pan Josh wspomniał nie wolno dotykać. Teraz nie będziemy już zakłócać państwa zwiedzania. Życzymy miłego dnia! Nur die BVB! - rzucił ostatnie słowa, ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia. Ja kiwałam dłonią w stronę chłopaków, żeby zrobili to samo.
- Widziałaś ich miny?
- Dziwisz się?
Cała nasza czwórka zataczając się ze śmiechu, wybrała się do lodziarni....

sobota, 12 października 2013

Rozdział 22

Na każdej imprezie nadchodzi czas, gdy siły opuszczają zebranych. Ta nie była wyjątkiem. Po akcji z Aubą rozsiedliśmy się na dosłownie wszystkim. Część z nas została tak aż do rana, a niektórzy cichaczem opuścili mieszkanie.

Słońce witało świat, gdy usłyszałam przenikliwy dźwięk budzika. Ten irytujący, piskliwy, powtarzalny ton wprowadził w dotychczas spokojne i ciche pomieszczenie szmer i zdenerwowanie. Odwróciłam głowę, żeby zlokalizować źródło dźwięku. To co zobaczyłam sprawiło, że nie liczył się już budzik. Oparta plecami o ramię Marcela, ujrzałam chłopaków przytulonych do siebie, leżących na podłodze z nogami zarzuconymi na meble. Marco oparł głowę na brzuchu Pierra, który z uśmiechem na ustach zarzucił ręce na Roberta. Wstałam najszybciej jak mogłam, zanim ktokolwiek zechciał się poruszyć, złapałam urządzenie wydające irytujące dźwięki i nie wiedząc kogo to telefon zrobiłam zdjęcie. Gdy upewniłam się, że wyszło piękne i ostre, zaczęłam biegać po pokoju śpiewając:
- Wstajemy! Wstajemy!
- Ciiii... -  wydobyło się, gdzieś z góry ciał.
- Nie cii, tylko tyłki do góry.
- Aneciuu..
Jenny otworzyła oczy, pomrugała parę razy, przeciągnęła się i leniwie podniosła się z sofy.
- Choć, zrobimy im kawę to od razu wstaną.
- Idziemy, a reszta niech śpi.
Tak jak Jenny powiedziała, tak też się stało. Na szczęście stół był długi, więc wszyscy mogli poczęstować się zbawiennym płynem oraz kanapkami. Wyczyściłyśmy lodówkę Auby do cna, jednak udało się tak ekonomicznie wykorzystać zasoby, że każdy mógł skorzystać. Rozejrzałam się uważnie po pokoju, wiedząc, że czegoś mi brakuje...a raczej kogoś. Marco!
- Zaraz przyjdę. - rzuciłam kierując się w stronę drzwi.
Nie musiałam długo szukać. Siedział zgarbiony kręcąc telefonem po stoliku.
- Ej blondyn! Do kuchni, posilić się!
- Zaraz przyjdę. - powiedział smętnym głosem.
- Misiek.. co z tobą?
- Taki dzień po prostu.
Siadłam koło chłopaka, odczuwając niemalże fizycznie jego przygnębienie. Wzmagało to fakt, że nie miałam pojęcia, co wywołało taką sytuację. Zarzuciłam rękę na ramie Marco, gładząc go po szyi. Nie chciałam nic mówić, działałam odruchowo. Uznałam, że jeśli chłopak będzie chciał powiedzieć, to zrobi to tak czy siak. Świat wokół nas nie istniał. Na twarzy towarzysza widniało niesamowite skupienie. Po jakimś czasie, odwrócił głowę i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Że jesteś. Po prostu.
- Przestań. - przytuliłam go, chcąc przekazać jak największą ilość pozytywnej energii. - A teraz do kuchni!!

Wsiadłam do samochodu Marco, machając do odjeżdżających Lewandowskich.
- Słyszę wibracje. - rzuciłam.
- Mój fon! Tak?
....
-Ok. Aneta, jest propozycja.
- Nom?
- Jakieś plany na dziś?
- Chciałam gdzieś wyskoczyć z Olim.
- Biorę dzisiaj do siebie siostrzeńca. Jest w wieku Oliviera. To może zabierzemy ich do wesołego miasteczka.
- Czemu nie!
- To jak was odwiozę to 2 godziny i przyjeżdżam.

Tak też zrobiliśmy. Olivier nie mógł się doczekać, aż pozna nowego kolegę. Gdy tylko samochód zajechał pod mieszkanie, mały wyleciał podekscytowany.
Zanim dojechaliśmy na miejsce chłopaki wyglądali jak bracia. Trajkotali o tych samych sprawach.
- To gdzie chcecie pójść? - Marco pochylił się do młodszej części towarzystwa.
- Tam! - obydwaj zgodnie wskazali na dom strachów.
- Zaraz wrócę!-blondyn oddalił się w stronę kasy.
Gdy wrócił dał młodym po bilecie i wysłał do tajemniczego budynku.
- Miła pani z okienka powiedziała, że będą tam ok 40 minut.
- To co robimy?
- Zawsze chciałem skorzystać z tej budki, co robi zdjęcia, ale albo nie było okazji, albo nie było towarzystwa. O ile się zgodzisz, to możemy zrobić sobie małą sesyjkę.
- Jestem za a nawet przeciw!

Wlecieliśmy jak nastolatki do budki czekając na znak. Wygłupialiśmy się co niemiara, gdy w pewnej chwili Marco złapał mnie za policzek, delikatnie odwracając w swoją stronę i pocałował mnie.

piątek, 4 października 2013

Rozdział 21

Pochyliłam się do Auby i szepnęłam mu na ucho :
- Jeśli wygram, zrobisz to co będę chciała.
- Ok! - zgodził się bez chwili namysłu.
Podeszłam do DJ-a :
- Może być Shakira-Hips don't lie?
- Jak sobie pani życzy!

(Dla lepszego efektu włączamy na youtube ten utwór;))

Śmiałam się w duchu, bo nikt nie wiedział, że kiedyś z wielką przyjemnością uczęszczałam na zajęcia dancehallu. Mieliśmy nawet swoją grupę, która często występowała na różnych eventach.
Słysząc pierwsze dźwięki utworu, przypomniałam sobie wszystkie wspaniałe chwile, dość krótkiej przygody z tańcem. Zamknęłam oczy, czując jak egzotyczne dźwięki wprawiają w drżenie moje ciało. Zaczęłam bujać się rytmicznie, wprawiając biodra w charakterystyczny dla dancehallu ruch.
W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że nie pamiętam tekstu! Rozejrzałam się dyskretnie po sali. Na ścianie obok był wyświetlany tekst! 'Bogu dzięki' pomyślałam. Jednak, gdy pierwsze wersy piosenki zaśpiewane przez męski głos minęły, poczułam jak z zupełną łatwością, prawie nieśwadomie z moich ust padają kolejne słowa piosenki. Wiedziałam, że mam 100% kontrolę nad sytuacją.
Oddając się chwili, energicznym ruchem zdjęłam ze statywu mikrofon i zrobiłam to co zawsze wpajała nam nasza trenerka.
- Gdy nie wiecie co robić, idźcie na żywioł. Niech rytm przez was opowiada historię i niczym się nie przejmujcie.
Tak też zrobiłam. Kręciłam się po scenie czując w sobie kolumbijskie rytmy. Ku mojemu zdziwieniu nawet najgorzej nie śpiewałam, choć nie umiałam tego robić. 'to na pewno zasługa pół playbacku' uznałam. Kątem oka widziałam że ludzie zaczęli się bawić razem ze mną.
-Dziękujemy drugiej uczestniczce! Teraz czas wybrać zwyciężczynię!

Chłopaki z drużyny narobili takiego hałasu, że cały klub kibica by pokonali. A więc stało się. Musiałam podejść do sceny (znowu) i odebrać nagrodę.
- Szarfa i berło. Oto nasza dzisiejsza królowa! - DJ chyba za bardzo się wczuł.
 Szarfa z napisem 'Królowa imprezy' i różowe, plastikowe i świecące berło było w moim posiadaniu.
Po całym zamieszaniu poszłam spowrotem do ekipy. W pewnej chwili Seba i Mats podnieśli mnie i posadzili sobie na ramionach.
- Spadnę!
- Nie doceniasz nasz. - powiedział uchachany Mats, patrząc się na mnie z dołu.
Gdy pierwsza faza głupawki przeszła, uznaliśmy że czas przenieść się w jakieś spokojne miejsce.
- Dobra, to my jedziemy do domu. - Łukasz wziął za rękę Ewę i po pożegnaniu, odeszli w stronę swojego samochodu.
- My też lecimy. - stwierdził Kuba.
- To do jutra. - odłączył się od nas Roman z Lisą.
- A my załoga? Co robimy? - spytałam, nie mając kompletnie żadnego pomysłu.
- Jedziemy do Auby! - krzyknął ktoś, a reszta szczęśliwie odeszła w stronę środków transportu, aby następnie zjawić się przed drzwiami mieszkania piłkarza.

Bytowaliśmy w salonie opowiadając sobie żarty, anegdotki i inne "zapychacze czasu". Nie było aż tyle miejsc typowo siedzących, więc część ludzi zajęła dywan, wielkie poduszki leżące nie wiem czemu na podłodze i inne tego typu rzeczy. Jednym słowem, każdy siedział gdzie tylko mógł.
Gdy nastała chwila ciszy, ja przypomniałam sobie o moim niby-zakładzie z Aubą.
 - Eee gwiazda.
- Nom? - spytał piłkarz, gdy załapał, że go wołam.
- Zrobisz coś dla mnie tak jak mi obiecałeś w klubie? - zrobiłam słodkie oczka, chcąc uśpić jego czujność.
- Co tylko sobie zapragniesz.
- Słyszeliście to? - chciałam się upewnić, czy mam świadków. Większość ludzi pokiwała głowami na znak potwierdzenia. - No to hm..... - chwila konsternacji, która zawsze zapowiadała oryginalne pomysły.
- Jak się namyślisz to daj znać.
-Wiem!
- No o słucham.
- Słuchaj i to uważnie. Rozbierzesz się do samych bokserek, nałożysz jedynie buty i pójdziesz do sąsiada. Zadzwonisz do drzwi i powiesz, że skończył ci się papier toaletowy i czy mogliby ci pożyczyć rolkę.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś. I na odchodne masz im życzyć wesołych świąt. A jak będziesz zwlekał to wymyślę coś jeszcze, więc radzę się pośpieszyć. Bo przecież powiedział, że zrobi co tylko będę chciała, prawda? - ostatnim zdaniem  zwróciłam się do zebranych, z których część tarzała się po podłodze ze śmiechu, a reszta wycierała łzy będące reakcją przezabawnej miny lekko przestraszonego piłkarza.
 - No Auba! Raz, raz!
- No ok.
Chłopak wszedł do łazienki, rozebrał się zostawiając bokserki i wyszedł, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Pierre mieszkał w luksusowym bloku, więc niem usiał wychodzić na marcowy mróz tylko po przejściu 5 metrów zapukał do jednych drzwi na piętrze. Wszyscy chcieli mieć jak najlepsze miejsca na tak wspaniałą komedię, więc szczelnie upakowani jeden na drugim obserwowaliśmy akcję przez przymknięte drzwi. Auba zadzwonił, stojąc niepewnie i zerkając na drzwi swojego mieszkania. Gdy przez dłuższą chwilę nić się nie działo, szczęśliwy piłkarz odwrócił się i zrobił krok w naszą stronę, i jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych zamków.
- Tak?- spytał męski głos.
- Dzień dobry. - w tym momencie uświadomiłam sobie, że jest 3 w nocy. - Przepraszam za najście, ale skończył mi się papier w łazience i chciałem pożyczyć rolkę, jeśli nie byłoby to problemem.
Każdy z nas całą swoją siłą woli wstrzymywał parsknięcia i inne dźwięki świadczące o tym jak dobrze się bawimy. Mężczyzna przez dłuższą chwilę wydawał się nie wiedzieć o co prosi go sławny sąsiad. Musiał się porządnie zdziwić, bo spytał:
- Papier toaletowy?
- No tak.
- Pożyczyć chcesz?
- Tak, tak.
- Yyyy...no dobra.
Gdy Pierre stał już z rolką w ręce, podziękował szybko, rzucił wesołych świąt i uciekł do siebie.
W drzwiach spotkał stado rozbawionych młodych ludzi, którzy już jutro będą mieli zakwasy przez nadmiar śmiechu.
- Twój papier. - podał mi Auba znak nieprzemyślanej decyzji.
- Oj choć do mnie. - przytuliłam go, mając nadzieję, że nie weźmie tego do siebie tylko zacznie się śmiać razem z nami. I tak też się stało....


Nie mam ostatnio na nic czasu dlatego teżdodaję po jednym rozdziale tygodniowo ;(

Komentujcie, bo to daje wielkiego kopa co do nowych pomysłów :))

piątek, 27 września 2013

Rozdział 20

Siedząc na kanapie, czytałam kolejny raz list.
- Napij się. - Magda przyniosła mi kubek z melisą. - Nie przejmuj się.
- Ale skąd on się dowiedział?
- Napewno mieli jakiś wspólnych znajomych.
Odłożyłam list na stolik, a głowę oparłam na ramieniu dziewczyny. Zdążyłam zamknąc oczy, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie Jonas. Otworzę.
Po chwili usłyszałam ciszą rozmowę toczącą się w przedpokoju, i wolne kroki.
Poczułam, że nie jestem sama.
- Żyję... i nic mi nie jest. - powiedziałam wstając. Magda z Jonasem stali w przejściu. - Naprawdę. Jedźmy na trening.
- Możesz zostać. Zemdlałaś, odpocznij!
- Wypadek przy pracy, jedźmy. - podeszłam do schodów- Oli! Jedziemy!
- Nie myśl o wezwaniu. Nie odbiorą ci go. - Magda położyła mi rękę na ramieniu.
- Co? - spytał zdezorientowany Jonas.
Przysłuchałam się odgłosom kroków, nie chcąc mieszać Oliviera w sprawę.
- Karolina, gdy zaszła w ciążę, jej chłopak i ojciec małego uznał, że zniknie. Nie chciał brać odpowiedzialności za syna.  Dzisiaj dostałam list z sądu polskiego. Marek chce uzyskać opiekę nad Olivierem.
- Dopiero teraz sobie o dziecku przypomniał?
- Sądzę, że chodzi mu o dopłaty. Przecież na dziecku mu nie zależy.
Odgłosk kroków przybrał na sile.
- Nie mówmy narazie nic małemu.
Olivier z plecaczkiem w ręku zbiegł po schodach. Widząc wujka spoważniał i powiedział:
- Hej Jonas.
- Witaj Olivierze.
- Jak dojrzale się zrobiło. - nie mogłam ukryć uśmiechu.
- Wiesz, że Oli uratował Anetę? - rzuciła Magda. - Kiedy zemdlała, zadzwonił z jej telefonu do mnie.
- Widzisz jakiego mam super mężczyznę w domu? - przytuliłam dziecko. Spojrzałam na zegarek:
- Lecimy, bo nie zdążymy!


Po treningu do pokoju wszedł Sebastian dyskutując żywo z moim synem. Domyśliłam się, że kapitan już wie o dzisiejszym wypadku, jednak w czasie masażu nie zapytał o tę sytuację. Gdy zbierał się już do wyjścia, złapał mnie za rękę i cicho powiedział:
- Gdybyś czegoś potrzebowała, albo poprostu chciała pogadać to nie krępuj się. I widzimy się jutro. - Sebastian skierował swoje kroki w stronę drzwi.
- Seba... a może dzisiaj?
- I zakończymy wieczór imprezą?
- Nie chce Oliego teraz zostawiać.
- Zestresowana mama na nic mu się nie przyda. O 7 u ciebie będę.

19.00
Mały zawieziony na nocowanie do cioci, więc ubrana w czarne botki, super wąskie rurki i czarną połyskującą bluzkę czekałam na przyjazd znajomego.
Dzwonek.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję.
Siedliśmy w salonie.
- Magda za twoimi plecami opowiedziała mi o wszystkim. Ja trochę podzwoniłem, pogadałem i tak: w najbliższych dniach wpadnie do ciebie pracownik opieki społecznej, sprawdzić jakie warunki ma Olivier. Tu masz numer do najlepszego prawnika w Warszawie. Znajomy sądzi, że skończy się na jednej rozprawie.  Nawet jeśli nie to nie musisz być obecna na nich ze względu na miejsce zamieszkania.
- Same pozytywne informacje.
- A powiedz mi co z chłopakami?
- Z chłopakami?
- I od nas..wiesz o kogo chodzi, no i mały.
- Tata?
- Dokładnie.
- Nie chcę na siłę z kimś być, bo to na dobre nie wyjdzie nikomu. A chłopaki? W Marco podoba mi się świerzość, a Sokratis idealny tata, ale trochę za spokojny. Czekam, aż sytuacja się sama rozwinie. 
- Rozumiem. Ale dzisiaj będziesz młodą, bawiącą się dziewczyną, a nie mamą. Idziesz na żywioł. I jeszcze jedna informacja.
- Kolejna pozytywna?
- Jedziemy dużą częścią drużyny na tydzień wakacji. Może chcesz się zabrać? A raczej chcecie.
- Co ja bym bez was zrobiła?

Każda impreza z drużyną jest zajebista.
Tańce, woda, kobiety i DJ.
- A teraz przerywamy imprezę by ogłosić konkurs.
Wszyscy spojrzeli w stronę sceny.
- Wybierzemy jedną dziewczynę, która miejmy nadzieję że okaże się drugą Beyonce! Czekamy na zgłoszenia!
Zaczęły się nerwowe szepty. Jedna z grupki wysokich dziewczyn a'la modelek wyszła na środek i podniosła rękę do góry.
- Mamy kandydatkę! Czekam na oklaski.
Cała sała zaczęła bić w ręce.
-No to zaczynamy.
Podeszłam do naszych przyglądając się dziewczynie. Miała za zadanie zaśpiewać piosenkę próbując poderwać bądź zauroczyć chłopaka siedzącego na krześle.
Oglądałam jej nieskoordynowane rychowo ciało aż wyrwało mi się:
- Bisz... zrobiła bym to o niebo lepiej.
- Naprawdę? - spytał Auba.
- Pewnie!
- Zobaczymy. - powiedział, biorąc mnie na ręce i przerzucając przez ramię. Gdy podchodził do sceny, dziewczyna właśnie skończyła swoje popisy.
- Ja mam lepszą zawodniczkę! Chcecie zobaczyć? - krzyczał do mikrofonu, gdy już postawił mnie na scenie i wziął od DJ -a mikrofon.
Gdy ludzie zobaczyli piłkarza,wiwatowali i darli się ile sił w płucach ...
"No to ładnie" pomyślałam

Rozdział pisany na zupełnym spontanie! Mam nadzieję że jest dobrze;) pozdrawiam wszystkich!

sobota, 21 września 2013

Rozdział 19

Wcisnęłam mocniej gaz. Samochód szarpnął do przodu, gdy rozległ się przeraźliwy ryk klaksonu. Poczułam, że teraz nic nie zależy ode mnie. Już więcej nic nie mogłam zrobić. Czekałam na uderzenie i myślałam o Olivierze. Co się z nim stanie? Gdy straciłam z oczu światłu, uzmysłowiłam sobie, że żyję i jestem cała. Spojrzałam w tylne lusterko. Ciężarówka z lekkimi trudnościami ominęła mnie. Przy najbliższej możliwości zatrzymałam się. Moje serce biło jak oszalałe. Położyłam dłonie na kierownicę i wzięłam parę głębokich oddechów. Gdy moje serce wróciło do swojego zwykłego tempa, powoli ruszyłam w dalszą drogę. Z podwójną ostrożnością pojechałam po Oliego.


Rano jak zwykle Oli do przedszkola, ja na trening.
- Siema laska! - usłyszałam za plecami.
- Heja przystojniaku.
- Dzisiaj też pokąpiemy się w olejku?
- Pomyślimy zobaczymy!
- Zostaw moją dziewczynę! - zza rogu wyszedł Mitch i zarzucił mi rękę na ramie.
Razem z nim podszedł do nas Marcel:
- Ej! Ona jest moja! - i zrobił to samo co bramkarz.
- Nie! Ja jestem Roberta! - podbiegłam do napastnika, który zmierzał w moją stronę.
- No to mam prywatną masażystkę!
- Dobra, już dobra. Raz na trening, a nie mi się tu obijacie!

Po pracy pojechałam na siłownię.
- Witam!
- A no cześć. To zaczynamy? - spytał Tom odkładając butelkę z wodą.
 - Pewnie!
Podnoszenie ciężarów, jogging, piłka i na koniec oczywiście fotka na instagrama.
Szczęśliwa i pełna pozytywnej energii pojechałam po Oliviera. Ostatnio często jeździł do wujków, a mało czasu spędzał ze mną.
- No mały! Aquapark?
- Jedziemy!
- Ciuchy mam w bagażniku, to może jeszcze lody?
- Tak!!- mały podniósł rączki w geście zachwytu.
Ciapanie się, zjeżdżanie rurami i siedzenie w jacuzzi. Bawiliśmy się świetnie.
Gdy przycupnęłam na brzegu basenu, oglądałam jak grupa dzieciaków bawi się w najlepsze. Siedziałam zamyślona, dumając nad naszą przyszłością. Małemu potrzebny jest ojciec. Ale nie chciałam niczego robić wbrew sobie, ani ze złym skutkiem względem Oliviera.
- Mamuś! Kocham cię! - człowieczek podbiegł do mnie i przytulił najmocniej jak potrafi. 'Kochana zostawiłaś mi tu wyjątkowego mężczyznę' pomyślałam o zmarłej przyjaciółce.
- Ja ciebie też. Idziemy się suszyć i do domku!


Gdy otworzyłam skrzynkę z listami, jak zwykle przywitał mnie pliczek papierów. Rachunek, rachunek, reklama, reklama, rachunek,.... sąd? Wezwanie do sądu?
Otworzyłam szybko kopertę: ...w związku z prawem do opieki nad nieletnim Olivierem....

Zemdlałam...

Liebster Award

​Zostałam nominowana do Liebster Award przez Lolę za co bardzo dziękuję i przepraszam za niesamowite opóźnienie :*

 Pytania do mnie:
1. Kolor oczu?
~ niebieski
​2. Jak masz na imię?
~ Aneta
​3. Ulubione imię damskie i męskie?
~ dużo ich np. Marcin i Agata
​4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
~ trenować lub czytać gazety
​5. Co cię odpręża? :D
~ oglądanie meczu o ile wynik jest pomyślny ;)
​6. Ulubiona pora roku?
~ standardowo lato
​7. Boże Narodzenie vs Wielkanoc?
~ Boże Narodzenie! jest śnieg, jest klimacik
​8. Masz najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę?
~ nie jedną: siostra (Madziuchna :*), Basia, Miśka
​9. Ulubiony przedmiot w szkole?
~ Biologia
​10. Co chcesz robić w przyszłości?
~ może lekarz...ale długa droga przedemną
​11. Masz zwierzątko?
~ chomik niedawno zdechł ;( ale mam jeszcze owczarka niemieckiego.


zapraszam na bloga  kocha-sie-za-wszystko-i-mimo-wszystko.blog.pl

środa, 18 września 2013

Rozdział 18

- Drużyna zwróciła się do mnie z prośbą. Powiedzieli, że koniecznie potrzebują młodej dziewczyny w swojej ekipie, a mianowicie pomocy przy masażach. I tu wspomnieli o tobie.
- Nie wiem co powiedzieć. Jestem zaskoczona.
- Oczywiście zarobki nie będą szałowe, ale sądzę, że powinnaś mieć dogodną sytuację, tym bardziej, że dostaniesz mieszkanie.
- Oooo... wow. To od kiedy zaczynam? - jak mogłabym nie skorzystać z takiej propozycji.

Od tej pory wszystko zadziało się bardzo szybko. Przeprowadzka, wprawianie się w nowy zawód. Mały częściej widział się z chłopakami.
Pewnego dnia, gdy przeglądałam moje papiery, gdy spośód nich wypadła mała karteczka. Po chwili namysłu zaskoczyło. Karta wstępu na siłownię.
- Czemu nie..- powiedziałam sama do siebie.
Miałam teraz więcej czasu, nie musiałam kombinować jak dorobić, a Olivier czuł się tutaj świetnie.
- Czas zadbać o siebie.
Wzięłam do ręki laptopa, kluczyki do nowego auta i pojechałam na trening Borussi. Gdy byłam na miejscu, zasiadłam w pokoju z widokiem na murawę i włączyłam komputer. Zarobki "szału nie będzie" wcale tak nie wyglądały. Dzięki nim mogłam od razu zaopatrzyć się w nowe dresy, buty, koszulki. Zanim musiałam zabrać się do pracy ( patrz masowanie ) zakupiłam wszystko co potrzebne.
- No mała, jestem cały twój. - powiedział Marco idąc w moją stronę.
- Brzmi jak propozycja. - rzuciłam zalotne spojrzenie odwracając się w stronę budynku.
- Kiedy tylko chcesz. - szepnął mi na ucho chłopak.
Weszliśmy do niedużej salki z łóżkiem do masażu.
- Kładź się. Coś specjalnego, czy standardzik?
- Poproszę podwójne frytki, cheeseburger i coca-colę.
- Na wynos czy na miejscu?
- Lunch na wynos?
- Kolejna propozycja? Nie mogę. Mam plany.
- No cóż. Ale ja się nie poddaje.
- Czemu jesteś dalej sam? - spytałam podchodząc z olejkiem w ręku. - To już rok? Półtora?
- Tak wychodzi.
Chciałam by sobie ułożył życie. Co prawda napewno byłabym zazdrosna, ale ja ze swojej strony nie chciałam mu krzyżować planów. Nie byłam pewna, co do uczuć, którymi go darzę. Nie chciałam by mały miał coraz to nowego "tatusia".
- Ojej. Sorry. - wylałam olejek na Marco.
Zaczęłam wycierać ręcznikami ciało chłopaka, ale nie zauważyłam że część spłynęła na łóżko.
Puk, puk.
Odwróciłam się w stronę drzwi, opieracąc na macie. Zanim drzwi się otworzyły ja wylądowałam na Marco, pośluzgując się na olejku.
- Ane...oooo sorry. - drzwi się zamknęły.
- No super . - powiedziałam patrząc na mój fartuch. - Zaraz wracam. - wybiegłam za Sokratisem. - Czekaj.
- Nie chcę przeszkadzać. - powiedział nieodwracając się.
- Daj spokój. Za 15 min kończę, o ile posprzątam ten olejek.
Chłopak obejrzał się.
- Nie musisz. Mi się tak podoba.
Spojrzałam w dół. Nie miałam nic pod grubym kitlem. Teraz on idealnie przylegał do mojego ciała, jak i do bielizny.
- Jeszcze się przebiorę. Przyjdź na masaż za 20 min.
Reszta dnia zleciała szybko. Po południu zabrałam Oliviera na zakupy. Dresiki, butki, sama też kupiłam jeden zestaw do ćwiczeń. Potem podrzuciłam małego do Magdy i Jonasa i pojechałam na siłownię.
Gdy weszłam do środka, zdejmując czapkę szukałam wzrokiem recepcji. Ku mojemu zdziwieniu za kontuarem stał... Tom. Wypełniał jakieś papiery. Podeszłam po cichu:
- Dzień dobry. Pan prowadzi klub anonimowych grubasów? - jak zaskoczyć, to porządnie.
- Przykro mi , ale nie... Aneta!
- Pamiętasz, miło. - uśmiechnęłam się.
- Już straciłem nadzieję. Myślałem, że karnet się zmarnuje.
- Musiałam dojrzeć do zmian. Zaczynamy?
- Podoba mi się! Pełna energii!
Zapoznanie z regulaminem, założenie karty członkowskiej dla większej motywacji, ułożenie planu "widzeń". Niby bez ćwiczeń, ale zleciało bardzo szybko.
- No dobra, jak wszystko ustalone to lecę i widzimy się niebawem.
Ledwo żyłam, chciałam jak najszybciej odebrać Oliviera i iść spać.
Wsiadłam do samochodu zarzucając na boczne siedzenie torbę. Włożyłam kluczyki do stacyjki machając do Toma, który właśnie mnie mijał. Odpaliłam samochód i ruszyłam. Przedemną skrzyżowanie. Nacisnęłam gaz, żeby zdążyć na zielonym. Jakieś 15 metrów przed linią zauważyłam żółte i czerwone światło. Nie dałabym rady zahamować, więc mocniej wcisnęłam gaz.
Zobaczyłam światło szybko zbliżające się z prawej strony, prosto na mnie....




Przepraszam, że krótki ale ilość mojego wolnego czasu jest prawieże równa 0 ;(  mam nadzieję, że jakoś rozdział wyszedł! Dziękuję za komentarze ;)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 17

Gdy Marco poszedł na trening, siadłam spokojnie chcąc pomyśleć nad moją sytuacją. W tym czasie Olivier ubrał się w rzeczy z przesyłki, a był tam trykot, spodenki, getry, buty, bluza i szalik.
- Oli choć do mnie! - kiwnęłam głową. - Siądź obok. Jak ci się tu podoba?
- Tu?
- W Dortmundzie.
- Super! Zobacz jaki mam fajny strój!
- Mi też się podoba. A jak się dogadujesz z wujkami?
- Co?
- Nie co, tylko słucham! Lubisz ich?
- Tak! Dzisiaj rano wujek Nuri grał z nami w piłkę. A wujek Robert obiecał, ze będę mógł z nim wyjść na mecu.
- Ooo super! - widziałam, jak małemu świeciły się oczy z radości.
Usłyszałam dźwięk smsa.
" Widzimy się wieczorem? "
Szybko odpisałam, że moglibyśmy, ale nie mam z kim zostawić Oliviera.
" Bierz ze sobą "
Tym samym byłam umówiona.

Wieczorem ubrana w białą rozkloszowaną sukienkę i czarne sandałki, z odstrojonym Olivierem wyszłam przed mieszkanie. Po chwili podjechał Sokratis. Włożyłam na tylnie siedzenie fotelik i pojechaliśmy.
- Hej młody!
- Cześć wujku!
Super się ze sobą czuli!
Gdy byliśmy na miejscu zdziwiłam się porządnie. Staneliśmy przed elegancką restauracją dla rodzin!  Jednej części sali były stoliki przybrane pięknymi obrusami i wystawnymi sztućcami, a za wielką wiciszającą szybą plac zabaw dla dzieci. Weszliśmy do środka. Olivier zachwycony placem zabaw od razu chciał pójść do innych dzieci. Prawie że siłą musiałam go zatrzymać aby cokoliwiek zjadł. Otworzyłam kartę i oczy mało mi z orbit nie wyszły. Ceny powalały na kolana.
- Nie przejmuj się. Odpłacisz mi się jutro.
1. Czy on czyta mi w myślach?
2. O co chodzi?
- Ale o czym mówisz?
- Jesteś zaproszona jutro do centrum Borussi.
- Zwiedzamy?
- Raczej nie, ale może jak poprosisz Jurgena...
- Na którą?
- 9
- A dało by radę później? Rano sprzątam.
- Sądzę, że możesz odwołać. W każdym bądź razie opłaca ci się przyjechać.
Po smacznej kolacji, siedzieliśmy i przyglądaliśmy się jak mój książe bawi się w najlepsze.
- Świetny dzieciak. Pełen życia.
- Dokładnie. Nie wiem jak ja mogłam bez niego żyć.
- Jak zobaczyłem cię pierwszy raz po przyjeździe to wyglądałaś na przemęczoną życiem, ale szczęśliwą.
- Bo jest to cholenie ciężka praca. Ale gdy dostajesz laurkę robioną specjalnie dla ciebie, to czujesz jakbyś zdobył najcenniejsze trofeum świata.
- Dzieci są wspaniałe. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał.
- Masz nadzieję? - powiedziałam zdziwona. - Stań przed stadionem w dniu meczu, to tylko kiwniesz palcem "ta" i wszystko.
- Szał. Ale o to chodzi. Chciałbym mieć kogoś kto lubi mnie za to kim jestem, a nie co robię. Tutaj nigdy nie ma pewności czy któraś ci się przygląda, bo cię rozpoznała, czy się spodobałem.
- I dlatego zabierasz biedne przemoczone biegaczki na kawę? - uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
- Tak! Atakuję z zaskoczenia. - poruszył śmiesznie brwiami, robiąc zalotną minę.
- Ale ze mnie zwierzyna. Kto by pomyślał, że wpadnę w sidła.
Po udanej kolacji, powoli nieśpiesznym krokiem wyszliśmy z restauracji.
- Mamuś. Spać mi się chce.
- To choć na rączki. - podniosłam całkiem spore ciałko. Mały był wyrośnięty jak na swój wiek. Olivier przytulił się do mnie.
- A może ja cię wezmę na ręce? Jesteś już sporym mężczyzną i mamie może być ciężko.
Natychmiast poczułam rozluźniający się uścisk i po chwili mały wtulał się w Sokratisa.
- Nie trzeba było.
- Oj przestań pani samowystarczalna.
- No dobra. - zrobiłam obrażoną minę.
Szliśmy tak wolno, że zanim doszliśmy do samochodu Oli usnął. Chcieliśmy go wsadzić do fotelika, ale nie chciał puścić Papy.
- Siądź z tyłu, ja poprowadzę. - powiedziałam wyjmując Sokratisowi kluczyki z kieszeni. Na pewno wyglądało to dziwnie, gdy grzebałam przy jego spodniach, ale cóż.
W czasie drogi, co trochę zarkałam na chłopaków. Wyglądali bosko. Podjechałam pod moje mieszkanie, ale mały nie rozluźnił uścisku.
- Wniosę go, położe i mnie nie ma.
- Ok.
Sokratis jak powiedział, tak zrobił. Gdy Oli leżał w łóżeczku, Papa zaczął się żegnać.
- Nie musisz iść. Jest dopiero 23.
- Nie chcę wam przeszkadzać.
- Jak będziesz przeszkadzał, to ci powiem dobra?  Mam pyszne czerwone wino.
- Przekonałaś mnie.
- Alkoholik! - powiedziałam odrobinę głośniej, niż zamierzałam.
- Ciii...
- Chodźmy do kuchni. Niech śpi.
Czas zleciał niesamowicie. Dopiero o 1 zorientowaliśmy się, że jest tak późna godzina.
- Jutro na 9 w Borussi. Koniecznie!
- Dobra, dobra. Idź do domu, bo rano na trening nie zdążysz.

Z samego rana odwiozłam Oliviera do przedszkola i zajechałam pod "dowództwo Borussi". Weszłam do środka i podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. Dostałam informację, że mam się tu zjawić.
- Pani nazwisko?
- Aneta O..
- Pani Aneta? - zza rogu wyszedł pan Watzke.
- Tak, dzień dobry.
- Miło cię poznać. Zapraszam.
Weszłam za dyrektorem do jego gabinetu.
- Mamy dla pani propozycję...

Jest kolejny rozdział. Ostatnio bardzo się męczę z pisaniem, więc nie są one do końca takie jak bym chciała.
Dziękuję za komentarze!;)

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 16

Obudziłam się leżąc na kolanach Marco. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak chłopak romansuje z kimś przez sms-y.
- Dzień dobry!- rzuciłam radośnie.
- Siema wariatko.
- Dla kogo ćwiczysz mięśnie kciuków?
- Kolega. Nie znasz.
Odkryłam się i usiadłam. Odwróciłam głowę do Marco, a on pocałował mnie znienacka.
- Takie tam na dzień dobry.
- Marco nie bądź taki szybki.- wystawiłam język.
- Mam ci przypomnieć wczorajszy wieczór?
- To było dawno i nie prawda!
Wstałam i udałam się w stronę kuchni.
- Dobrze ci w tej koszulce.
- Bo w żółtym mi ładnie.
- Bardziej chodziło mi o nazwisko.
- Kawa? - nie chciałam dłużej ciągnąć tematu.
Zjedliśmy śniadanie, ale oczywiście nie obyło się bez docinek i drażnienia się. W pewnym momencie rzuciłam:
- Jak zrobisz tak jeszcze raz to się do ciebie już nie odezwę!
- Nie wierzę ci. - po raz kolejny zostałam umazana śmietaną z naleśników.
- No to proszę bardzo. Odwieś mnie tylko do domu.
Jak obiecałam, tak zrobiłam. W zupełnej ciszy skorzystałam z łazienki, przebrałam się i stałam gotowa do wyjścia.
- Jedziemy? - spytał chłopak.
...
- Serio się nie odzywasz?
...
- Aneta, jak możesz!
...
- No dobra. Chodź.
Dojechaliśmy do domu, pożegnaliśmy się, a w sumie to ja machnęłam ręką na odjezdne i weszłam do domu. Szybko zabrałam kluczyki do samochodu i pojechałam po Oliviera.
- Mamusiu, spać mi się chce.
- Rozumiem, że w nocy tego nie robiłeś?
- Mamuś bawiłem się.
- No dobrze, dobrze.
Reszta dnia minęła standardowo. Szkoła, dom, wieczór i spać. Reus próbował się do mnie dodzwonić, ale skoro się nie odzywam to nie będę odbierać. Dostałam smsa od Sokratisa i Kuby pytających się jak mi się impreza podobała. Poza tym dzień jak codzień.
Godzina 14 dnia następnego i 5 nieodebranych połączeń od Marco. Dalej uparcie unikałam odbierania połączeń od tego osobnika. Godzina 17 - 10 nieodebranych. Zabrałam Oliego do cyrku i do wesołego miasteczka, a gdy usnąl w drodze powrotnej, kupiłam ogromnego żółto- czarnego misia, na jutrzejszą okazję. Do końca dnia uzbierało się tego ok 20 połączeń i 10 smsów.
Dzień następny-14 lutego
Wczoraj sprzątałam, więc dzisiaj mam wolne od pracy to sobie pośpię....tiaaa.. z rana ktoś bardzo inteligentny zaczął stukać do drzwi. Z wiązanką przeklnięć na ustach wstałam otworzyć. Gdy uchyliłam drzwi, zobaczyłam dziki bukiet czerwonych róż.
- Przepraszam.- powiedziały. Albo raczej.zrobiła to osoba stojąca za nimi. - Nie wiedziałem, że mówisz serio! Przebacz mi wyjątkowa kobieto.
- I myślisz, że poranna pobudka pomoże wybłagać przebaczenie?
Odsunęłam się od drzwi, aby chłopak mógł wtachać bukiet.
- Potem mam trening, więc takie walentynkowe śniadanie urządzimy! I jeszcze raz przepraszam. - cmoknął mnie w czoło po czym poszedł do samochodu po zakupy.
Róże były niesamowite. 45? 50? Tyle mogło ich być- myślałam patrząc jak chłopak krząta się po kuchni. Dobudziłam Oliviera, przebraliśmy się i byliśmy gotowi by zjeść.
- Kochanie ty moje. - zaczęłam, a Reus podniósł głowę. - Najdroższe śliczności. Mój skarbie. - chłopak patrzył się zaskoczony.
- Nie Marco. Mówię do mojego księcia. - odwróciłam się do Oliviera. - Mam coś dla ciebie. Dzisiaj jest dzień ludzi, którzy się kochają, a więc proszę. - podałam mu maskotkę.
- Też coś mam.
Chłopczyk podbiegł do swojego plecaka i wyciągnął kartkę. Podszedł do stołu i wręczył mi ją. Byla to laurka z wielkim sercem na przodzie i słowami: kocham cię w różnych językach.
- Ojej. Sam zrobiłeś?
- Wujek Nuri mi pomógł, ale prawie sam.
Przytuliłam Oliviera. To było naprawdę wyjątkowe.
Nie zdążyłam zjeść pierwszego kęsa śniadania, gdy znowu zadzwonił dzwonek.
- Kogo teraz przywiało?
Listonosz. Miał dla mnie dwie przesyłki i parę listów. Odłożyłam je na bok chcąc spokojnie dokończyć śniadanie.
- Co zamawiałaś? - spytał Marco.
- Właśnie nic.
- Prezenty?
- Potem zobaczę. Jedz, bo Jurgen nie poczeka na ciebie z treningiem.
- Dzisiaj mamy na później.
Gdy wszyscy już byki najedzeni, a stół był posprzątany zaczęłam otwierać paczki. W pierwszej był trykot "Sokratis" i karteczka. " Takiego chyba jeszcze nie masz :) możesz mi podziękować na kolacji wieczorem. Napisz czy możesz" w środku była mniejsza paczuszka zaadresowana na Oliviera.
- Oooo zobacz co ja mam. Ktoś ci to wysłał. - oddałam zawiniątko chłopcu.
Zerknęłam na kwaśną minę Marco. Żeby nie robić mu przykrości odłożyłam koszulkę na bok i zajęłam się drugą przesyłką. W środku był karnet na siłownie, ciasto marchewkowe i kartka " mówiłaś, że chcesz ćwiczyć, ale nie masz czasu i motywacji. Teraz masz!! Przyjdź to ułożymy plan ćwiczeń!      Tom"
Reus stukał nerwowo palcami w blat stołu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby poprawić mu humor. Kocham cię? Chcę być z tobą na zawsze? Nie chciałam kłamać, ale nie mogłam też powiedzieć nie lubię z tobą spędzać czasu. Sama nie wiedziałam co czuję...

Mamy nexta!
Dziękuję za komentarze!

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 15

*U Magdy*
Sprawy z Jonasem toczyły się świetnie. Obydwoje traktowaliśmy to poważnie. Na codzień ja chodzilam do ostatniej klasy, a Jonas trenował. On chciał jak najszybciej zamieszkać razem, ale mi  było w domu dobrze. Gdy przyjechała Anita z Olim wszystko się zmieniło. Zbliżylismy się do siebie jeszcze bardziej. Było widać, że Jonas lubi dzieci.

U Anety
Natychmiast oderwaliśmy się od siebie.
- Mamusia pomagała mi się przebrać i się źle poczuła i ...- uciszyłam Marco gesten.
Poprawiłam koszulkę i podeszłam do Oliviera.
- Gdy dorośli się lubią, to czasami to sobie okazują. Czasami też trochę ich poniesie.
- Czyli kochasz wujka?
Dzieci potrafią skomplikować sytuację. Nie chciałam składać żadnych deklaracji na teb temat. Nie zastanawiałam się nad tym.
- Marco jest dla mnie bardzo ... miły. - nie mogłam znaleść odpowiedniejszego słowa. - To gdzie jest ta krew?
- Tutaj. - pokazał palcem na nóżkę.
- Ojej. Co zrobiłeś?
- Upadłem na klocki.
- Daj to pocałuję i nie będzie bolało.
Po chwili mały w dużo lepszym humorze pobiegł do najmłodszej części towarzystwa.
Nie byłam pewna jak po wyjściu Oliviera zareaguje Marco.
- A miało być tak fajnie. - powiedział piłkarz i podszedł do mnie.
- Dobrze, że wszedł wtedy, a nie na przykład 10 minut później.
- Też prawda. - pocałowaliśmy się i wyszliśmy z pokoju. Schodząc schodami Marco trzymał mnie za rękę. Wyprzedziłam go, żeby musiał mnie puścić. Nie chciałam, żeby ktokolwiek cokolwiek wiedział. Pocl co robić sensację.
Gdy nas nie było w salonie rozwinęła się niezła impreza. Przyszło dużo osób, których nie znałam. W tym samym czasie, Tugba zbierała dzieci, żeby zabrać je na wspólne nocowanie.
Podeszłam do Oliviera:
- Napewno chcesz jechać? - jeszcze nigdy nie nocował poza domem.
- Mamo! Jestem juz duzy.
- A no jesteś. Ale masz być duży i grzeczny. Rozumiemy się? - spytałam, a mały pokiwał głową.- Przyrzekasz na paluszek? - wystawiłam przed siebie pięść z wyprostowanym małym palcem.
- Tak.- Oli zrobił to samo i nasze palce utworzyły coś na kształt skrzyżowanych haków.
- To leć do cioci, bo już czekają. - pomachałam reszcie gromady, zamknęłam drzwi wyjściowe i udałam się do salonu.
Dawno się nie bawiłam. Odkąd był Olivier namnożyły mi się obowiązki i ubyło czasu wolnego. Postanowiłam wykorzystać wolny wieczór. Weszłam w środek wirującego tłumu. Gdy miałam dość, poszłam do kuchni, gdzie spotkałam Kubę i jakiś facetów.
- Ooo jest i Anetka!
- Witam, witam. - powiedziałam do zgromadzonych. - Wspominałeś coś o niewielkim spotkaniu za znajomymi chyba dzisiaj. To gdzie ono jest? - spytałam lekko złośliwie.
- Nie mów, że ci się nie podoba!
- Tu mnie masz.
- Hmmmmh - odchrząknął jeden z mężczyzn, czym zwrócił uwagę Kuby.
- A tak! Więc to jest Tom. Pracował kiedyś z nami przy treningach siłowych, a to ... wspólny znajomy.
- Miło mi poznać.
Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Dłużej zatrzymaliśmy się przy różnych treningach. Tom miał pojęcie o tym co mówi. ... się gdzieś ulotnił, a my staliśmy wręcz przytuleni. Było tak głośno, że nie dało się inaczej rozmawiać, jak właśnie z takiej odległości. Piłam już kolejną lampkę czerwonego wina, gdy poczułam coś na mojej talii. Ręce. Nie musiałam się nawet oglądać.
- Hej Tom! Nie wiedziałem, że wpadniesz! - krzyknął Marco.
- Też nie wiedziałem. Tak wyszło.
- Poznałeś już Anetę?
Nie geniuszu. My tu tylko stoimy i się wąchamy. - cisnęło mi się na usta, ale zamiast tego rzuciłam chłopakowi spojrzenie pod tytułem "Are you kidding me?"
- Miałem tą przyjemność.- odpowiedział Tom uśmiechając się do mnie.
Poczułam już nie dłoń, a całe objęcie. Marco znaczył teren?
- Pozwolisz, że ją porwę?
A mnie już nie łaska spytać o zdanie? Równie dobrze mogłoby mnie tam nie być. Cała uwaga Marco skupiona była na znajomym. Był jak przyczajony tygrys. Nie odda swojej ofiary.
- Jeśli pani chce. - mrugnął do mnie Tom.
- Nareszcie ktoś mnie zauważył.- spojrzałam z wyrzutem na Marco. - Możesz mnie porwać... - powiedziałam do chłopaka-... ale mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj się zobaczymy.-zwróciłam się do nowego znajomego.
- Będę się kręcił w pobliżu.
Pożegnałam Toma uśmiechem.
Marco wyciągnął mnie na "parkiet".
Szalałam ze wszystkimi graczami. Zdziwiło mnie to, że każdy z nich naprawdę umie tańczyć. Raz udało mi się nawet z Tomem, ale Marco dość szybko nas odseparował.
Koło 4 ludzie zaczęli się rozchodzić.
- A co ze mną? - spytałam Łukasza i Kubę.
- Marco! Marco! - zawołał Piszczek.
- Do usług! - wpadł do pokoju chłopak.
- Tę panią do domu raz!
Zasalutował, złapał mnie za uda, podniósł i przewiesił sobie przez ramię.
- Jak pizza do dostawy. - pwiedziałam.
- Dokładnie! Nawet jesteś gorąca!
I w taki sposób opuściłam imprezę.
Gdy jechaliśmy coś mi nie pasowało.
- Chwila! - złapałam Marco za rękę.- Mieliśmy tam skręcić!
- Nieee...
- Przecież wiem, gdzie mieszkam.
- Fajnie. Ja też. Jacy my jesteśmy błyskotliwi!
- Spadaj! - uderzyłam do w bok.
- I znowu mnie bijesz!
- Tak, idź się gdzieś poskarż, że cię dziewczyna bije, to jeszcze cię wyśmieją! A teraz serio. Czemu nie skręciłeś?
- Bo jedziemy do domu.
- No właśnie...
- Ale nikt nie mówił, że twojego!
- I nie mam nic do gadania?
- Wystarczy, że stosujesz na mnie przemoc!
Dojechaliśmy do domu Marco i weszliśmy do mieszkania.
- Nie mam się w co przebrać!
- Na stole czeka trykot!
- Czyli to ukartowałeś?
- Poprostu miałem nadzieję.
Po umyciu się i doprowadzeniu do względnego porządku, siedliśmy na kanapie pod kocem, oglądając przez okno piękne jezioro z odbijającym się w nim księżycem w pełni, rozmawiając o dzieciństwie póki nie zasnęliśmy.


Wasze komentarze dają niesamowitego powera!! Dziękuję! :*
Mam nadzieję, że w opowiadaniu za bardzo nie przynudzam, a w razie czego prosze się skarżyć:)