muzyka

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wasze zakończenie

Pół roku minęło od mojego wstąpienia w szeregi drużyny piłki ręcznej. Na początku tęskniłam za chłopakami. Oni zawsze coś wykombinowali. Wygłupy były codziennością. Tutaj dziewczyny są bardziej opanowane i rozsądne. No ale cóż, musiałam tak postąpić.
- No dobra, jeszcze po 5 rzutów karnych i kończymy. - odwróciłam się od grupy, zbierając moje notatki ze stołu.
- Widzimy się wieczorem? - podeszła do mnie Jane.
- No pewnie. Tam gdzie zawsze?
- Czemu nie.
  To był pierwszy imprezowy wieczór od bardzo dawna. Mały chciał spać u cioci, więc byłam sama w domu, dlatego mogłam wykorzystać ten czas w dowolny sposób.


- Pa. - rzucił Olivier wysiadając z samochodu.
- Poczekaj, idę z tobą. A poza tym gdzie buziak na dowidzenia?
- Mamo.. nie rób mi wiochy. - powiedział patrząc na dzieci stojące na chodniku.
- No dobra. Wejdźmy do środka. Hej!
- Cześć. OO kogo moje oczy widzą. - ciocia wzięła małego na ręce.
- To ja będę leciała, bo umówiona jestem.
Zostawiłam małego w dobrych rękach.

- Nie idę. - powiedziałam sama do siebie. Jakim cudem w mojej szafie nie było odpowiednich ubrań?!
Sięgnęłam w najgłębszy kąt mojej szafy. - A jednak. Wiedziałam, że musi gdzieś być.

Przez cały czas uczęszczałam na siłownię. Byłam zadowolona z wyników mojej ciężkiej pracy. Na początku mojej drogi, żeby się zmotywować kupiłam sobie przepiękną, obcisłą czarną sukienkę
- Chwila prawdy.
Po założeniu sukienki powoli i niepewnie założyłam obcasy po czym podeszłam do lustra.
Spojrzałam z przodu. No nie jest tak źle. No to z boku.
- Mogło być gorzej. - uznałam.
Zadzwonił telefon.
- Jestem pod domem.
- Ok, już wychodzę.

Weszłyśmy do klubu. Gdy tylko usłyszałam muzykę poczułam, jak bardzo stęskniłam się za tańcem. Zajęłyśmy z dziewczynami stolik.
- Co podać? - spytał nas kelner.
...
Po 10 minutach już szalałyśmy na parkiecie.
- Idź do niej. - usłyszałam za sobą. I po chwili poczułam czyjąś obecność za moimi plecami.
Ktoś złapał mnie za rękę i zakręcił.
- Aneta?
- Marco?

No tak. Jedno spotkanie i jestem tu. Znaczy nie tu, że dokładnie tu, bo nie chodzi mi o przebieralnie, ale moment w życiu.
- A może ta?- spytała mnie ekspedientka.
- Tak! Ta będzie idealna. - powiedziałam patrząc na wymarzoną suknię ślubną.
Gdy wyszłam z przebieralni od razu wiedziałam, że to koniec moich poszukiwań. Mina mojej mamy mówiła wszystko.
- Mamusiu! Jak ładnie! Jak księżniczka!

Nogi trzęsły mi się tak, że nawet w niewysokich butach nie mogłam ustać na miejscu.
- Przestań! - syknęła Magda. - Bo nie mogę ci naszyjnika zapiąć
- Staram się.
- To teraz spróbuj mocniej!
Tak też zrobiłam. Prawdę mówiąc nic nie pamiętam z ceremonii. Byłam tak zestresowana, że mój mózg nie rejestrował niczego. Gdy wróciłam do siebie miałam jedynie nadzieję, że nie palnęłam jakiejś głupoty.
Wszostko na wariackich papierach. Życzenia, przywitanie gości. Po dwóch godzinach wesela mgłam odetchnąć. Rozejrzałam się za moim mężem. Po chwili zauwaźyłam go jak siedział z Olivierem na kolanach. Wyglądali super. Podbiegłam do nich i usiadłam Marco na wolnym kolanie.
- Nad czym tak rozprawiacie?- spytałam z ciekawością.
- Zastanawiamy się co najbardziej kochamy w takiej pewnej wyjątkowej pani.
- Uśmiech! - krzyknął do nas fotograf.
- Teraz porwę twoją mamę. A ty leć do małej Błaszczykowskiej, bo z Piszczkową chyba na ciebie czekają.
Oliwer zeskoczył z kolan Marco i popędził do reszty dzieci. Ja też wstałam i udaliśmy się na parkiet. Po drodze podeszliśmy do Lewandowskich.
- Jak tam Aniu? - spytałam pochylając się nad ciężarną.
- Dobrze. Na szczęście na tyle wcześniej się chajtacie, że mogę sięjeszcze bez problemu pobawić.
- No to się cieszymy.

Marco dał znać zespołowi, żeby zagrali coś wolnego.
- Nie myślałem, że tak się to skończy.
- Ja też nie. - położyłam głowę na jego ramieniu.
- Kocham cię...




Więc to jest wersja 2, z której będziecie w większości bardziej zadowoleni!
Kończę! Więcej się nie zobaczymy, chyba że coś mi strzeli do głowy.

Az okazji świąt życzę Wam wszystkiego dobrego, szczęścia, zdrowia, pomarańczy, niech Wam chłopak nago tańczy! Samych sukcesów i dobrych chwil!

LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM! POKAŻCIE ILA WAS CZYTAŁO MOJE WYPOCINY

POZDRAWIAM

środa, 18 grudnia 2013

Początek końca

Najpierw praca drugiego trenera piłkarek ręcznym pochłonęła mnie w całości. Mimo to, że miałam dość częsty kontakt z chłopakami, nie powodowało to żadnych spięć, ani nieprzyjemnych sytuacji.  Robiłam to co kochałam, jednocześnie mając pod ręką stadion i mecze co sobotę. Czego mogłam więcej oczekiwać? Olivier rósł, jednak jego kontakt z wujkami nie ulegał zmianie, tak samo jak z ich dziećmi. Gdy skończył się czas kwarantanny moich, a w zasadzie naszych uczuć, dokładnie mówiąc trójkąta, czułam jak ciśnienie spada i możemy rozmawiać ze sobą bez nieprzyjemnego uczucia. Czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
Mogę chyba o sobie powiedzie, że byłam typową feministką i dumną singielką zarazem. W tzw. międzyczasie zdarzali się mężczyźni, który na dłużej zagościli w moim życiu i można powiedzieć, że byli jego częścią. Jednak zawsze wychodziło na to, że mój indywidualizm we wszystkich sferach życia przytłaczał ich na tyle, że odchodzili. Ja jednak nigdy nie rozpaczałam za długo, co dowodzi tylko tego, iż nie czułam wielkiego zawodu po raz kolejny zostając sama. Potem przyszedł przełom w moim życiu! Zostałam pierwszym trenerem piłkarek i chyba spełniałam się w tym.
 - Mamo, choć już do nas. - przerwał moje przemyślenia Oli.
W sumie teraz to jest już Olivier. Głupio mówić do mężczyzny metr dziewięćdziesiąt zdrobnieniem. Tym bardziej, że ja też nie zrobiłam się większa.
Tak mam 50 lat. Półwiecze. Szmat czasu siedzę w Niemczech. Zrobiłam wiele rzeczy dobrych, jednak złe też się pojawiały.
Wstałam zamykając album i odkładając go do pozostałych przejrzanych.
Przeszłam do salonu, gdzie zastałam już resztę gości. Za oknem śnieg. Jakby nie było jest koniec grudnia. Po raz kolejny ten wyjątkowy czas świąt Bożego Narodzenia spędzam w tym samym niezmienionym składzie.
 - Hej Aneta.
 - Witam. - przytuliłam Agatę. - Gdzie Kuba?
 - Z Oliwierem coś w samochodzie patrzą.
Co oni tutaj robią? Proste....

20 lat wcześniej

- Hej mamuś.
- No cześć Oli. Miło że wpadłeś.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Dziwisz się? Przecież mieszkamy aż 3 km od siebie! - powiedziałam sarkastycznie będąc trochę zła, że syn tak rzadko mnie odwiedza.
- Jak ja mam czas to ty masz wyjazdy z zespołem. Co ja poradzę.
- No dobra, dobra. Ale czemu jesteś taki zdenerwowany?
-  Bo nie przyszedłem sam.
 Odwróciłam się w stronę drzwi.
- O cześć kochana. - zobaczyłam nikogo innego, jak córkę Kuby. Nie był to jednak dziwny widok. Od maleńkości mieli ze sobą dobry kontakt.
- Mamo chcemy ci cośpowiedzieć. - Oli złapał swoją wybrankę za rękę. - Jesteśmy razem.
Nie wiem czy byłam zdziwiona, czy nie. Dla mnie już dawno byliśmy rodziną.
Ale po dwóch latach w identycznych okolicznościach, syn zaprezentował mi piękny pierścionek zaręczynowy na ręce swojej narzeczonej.
 Pierwsze wspólne święta były dla mnie nie miłe. Siedząc przy stole Błaszczykowskie byli razem, tak samo jak nowożeńcy, jednak miejsce koło mnie zostało puste. Po raz pierwszy od dawna poczułam do siebie żal, że nie zadbałam o to żeby ktoś to miejsce zajął. Jednak dość szybko doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy, nie jest mi aż tak źle.
Po dwóch latach pojawiła się kolejna wiadomość. Będę babcią. Znowu szok. Starość mnie dopadła. Zaczęłam intensywniej ćwiczyć, gdzieś zaświtała mi myśl o botoksie, jaby to wszystko miało sprawić, że wnuk urodzi się później. Dość szybko (znowu) pogodziłam się z koleją rzeczy i z otwartymi rękoma przywitałam nowego członka rodziny.

Teraz
Z uśmiechem na twarzy wspominam czasy, gdy byłam masażystką w Borussi.
Pewnie jesteście ciekawi, jak potoczyły się dalsze losy moich byłych amantów.
Więc Marco nie rościł sobie zbyt długo praw do mojego uczucia. Sądzę, że czas większej rozłąki
ostudził jego zapędy. Jednak nie uważam, że dowodzi to, iż jego uczucia były nikłe. Poprostu sądzę, że potrzebował mieć osobę dość blisko i fizycznie i mentalnie. Gdy nasze drogi rozeszły się ze względów zawodowych oddaliliśmy się od siebie, ale kontakt się nie urwał.
Teraz pewnie siedzi ze swoją długoletnią dziewczyną i znajomymi na plaży w Maroco.
Sokratis to trochę inna bajka. W sumie myślałam, że coś z tego będzie. Ale znowu na drodze stanęła praca. Wyjazdy jednej i drugiej strony nie sprzyjają rozwojowi związku więc za porozumieniem stron, zgodnie uznaliśmy, że nie tędy droga.
Cóż więcej mogę wam powiedzieć.
Ja Aneta, która przeżyła 50 lat, stwierdzam, że jestem spełnionia. Mam przecudownego syna, synową i wnuczka (a jak się po wigilii dowiem, i wnuczkę w drodze), zdobyłam mistrzostwo kraju z drużyną Borussi, ale tej w ręczną, po czym zostałam selekcjonerką polskiej kadry i mimo, że bez spektakularnych sukcesów na koncie wszyscy byli zadowoleni ze współpracy.

Siedzę wpatrując się w choinkę i dochodzę do wniosku, że jestem szczęśliwa. Tylko to dziwne uczucie pustki ...//\\

Zakończenie w wersji autorskiej. Mojej, prywatnej, własnej. Pojawią się w okresie przedsylwestrowym inne, jednak pod tym podpisuję się obiema rękami.


Liczę na wasze komentarze, bo bardzo trudno jest mi znaleźć czas na pisanie (teraz jest 1.19 w nocy) a są one dla mnie pewnego rodzaju zapłatą za podkrążone oczy rano. Dlatego liczę na Was! Nie zawiedźcie mnie!

Pozdrawiam gorąco!

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 30

W pewnym momencie zabrakło mi piłek. Nie miałam czym miotać, więc z bezsilności padłam na parkiet. Zerkając na bramkę i charakterystyczny układ linii będących niezbędnymi do mojej ukochanej gry , przypomniałam sobie dawne czasy. To właśnie piłka ręczna była moją pierwszą i nigdy niekończącą się miłością. Tyle czasu spędzonego na sali, rozciąganie, ból, wybite palce. A do tego najlepszy gratis - znajome, z którymi do tej pory łączy mnie coś wyjątkowego.
Przez cały ten czas nie zauważyłam wpatrującej się we mnie osoby.
- Aneta?
- Tak? - spytałam wstając z parkietu.
- Czyli dobrze pamiętam imię... Co tu robisz?
- Przepraszam nie powinno mnie tu być. Już wychodzę.- podniosłam się z miejsca.
- Nie o to chodzi. Poprostu... hmm.. Grałaś kiedyś. - mężczyzna wskazał na bramkę pełną piłek.
- Tak, ale to dawne czasy.
- Jednak widać, że umiejętności nie poszły na marne.
- Ja zawsze raczej stałam zawsze tam, a nie tu. Bramka to było moje miejsce.
- A co uważasz o grze reprezentacji Niemiec?
- Yyy... - zaskoczona odrzuciłam włosy z twarzy. - Dobry atak, choć potencjał mają większy. Trzeba popracować nad obroną, szczególnie na kole. Czuję się trochę jak przy tablicy.
-  Przepraszam. Zwyczajnie chciałem sprawdzić "stan" wyczucia.
- Czyli jestem, jak samochód na przeglądzie.
Zdecydowanie poprawił mi się humor. Zapomniałam na chwilę o niezręcznej sytuacji panującej w zespole. Wkręciłam się w rozmowę, całkowicie odwracającą moją uwagę od wszystkiego wokoło.
Po jakiś 10 minutach (a przynajmniej tak mi się wydawało) otrząsnęłam się z euforii i wstając z krzesełka powiedziałam:
- Na mnie czas. Muszę iść.
- Zdawało mi się, że trening już trwa.
- I to już całkiem spory kawałek czasu.
- To czemu jesteś tu, a nie tam?
W międzyczasie przeszliśmy na "ty". Marcel był bardzo przyjemnym człowiekiem, ciepłym i znającym się na rzeczy.
- Tak wyszło, dziwna sytuacja. Muszę poszukać bardziej komfortowej pracy i to jak najszybciej, więc tym bardziej muszę już się oddalić. - zaczęłam schodzić z trybun - Dziękuję bardzo za miło spędzony czas. Naprawdę super było porozmawiać o ręcznej z kimś, kto wie o czym mówi.
 - Mi również było bardzo miło.
W trakcie niedalekiej drogi z hali na stadion myślałam o tym co zrobię, co powiem, jak się zachowam. Nie chciałam ciągnąć dłużej tej bezsensownej sytuacji. Cokolwiek bym nie zrobiła, ktoś oberwie, obrazi się, i będzie zgrzyt. Tak być nie może, coś trzeba zrobić. Najlepiej zrezygnować z pracy, ale przecież mam Oliego na utrzymaniu. Stanęłam jak wryta przed Signal Iduna Park.

     Trudno, trzeba podjąć decyzję. Nie mogę wiecznie uciekać.

Podniosłam głowę wysoko, stawiając pewne kroki.
- Panie trenerze. Muszę z panem porozmawiać. - chyba po raz pierwszy byłam tak stanowcza i pewna tego co chcę zrobić ze swoim życiem.
- Jest pare spraw, które musimy poruszyć.
- Już wszystko postanowione. - powiedziałam, a za moimi plecami zaczęli zbierać się piłkarze. - Chę podziękować za całą współpracę i jestem niezmiernie wdzięczna za całą pomoc jaką mi pan okazał. Doświadczenie tu zdobyte jest bezcenne. Ale z powodu zaistniałych okoliczności, muszę złożyć rezygnację. Zaraz pojadę do zarządu i sama przekażę im moją decyzję.
- Pozwoli jej pan tak poprostu odejść? - spytał Neven.
- Widzę, że to już postanowione.- badawczo wpatrywał się we mnie Jurgen.
- Tak. Wszystkim wyjdzie to na dobre. I Wam też chciałabym podziękować. - zwróciłam się w stronę piłkarzy. -Kontakt się pewnie nie urwie, o to się nie boję, ale i tak już teraz chciałabym za wszystko podziękować serdecznie i z całego serducha. Dłużej nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
Czułam ulgę, bo wiedziałam że część problemów już za mną, ale przede mną kolejne. Mimo to bez cienia wątpliwości dość szybko dojechałam do "dowództwa".
- Dzień dobry Alice.
- Cześć. Co tu robisz?
- Chciałam się zobaczyć z panem Watzke. Jest taka możliwość?
- Pewnie jak najszybciej.
- Czytasz mi w myślach.
- W takim razie za jakieś 10 minut ma chwilę, bo teraz jakiś ważny telefon odebrał.
- To co tam u ciebie?
...

- Dzień dobry.
- Witam Aneto. O czym chciałaś porozmawiać?
- Rezygnacja. Oto powód mojej wizyty.
Dyrektor zrobił zdziwioną minę. Był zaskoczony, ale i zmieszany.
- Jesteś pewna? Może jakaś podwyżka, ale dodatkowy krótki urlop?
- Nie, to już jest postanowione.
- A mogę wiedzieć, co jest powodem?
- Sprawy prywatne. - i chyba lepiej nie mogłam tego ująć.
- A więc dobrze. Zaraz to załatwimy.

5 dni później
- Przeglądałam, przeglądałam, ta też. - przerzucałam stertę gazet szukając jakiejkolwiek oferty, która mogłaby mnie zainteresować. Jednak albo były one beznadziejne, albo były bezpośrednio związane z Borussią.
- Mamusiu nie martw się. Kiedy pojedziemy do wujka Sokratisa? Obiecał, że zagram z nim na stadionie.
- Misiu, wujek jest teraz bardzo zajęty i nie może się z nami widzieć, chociaż na pewno bardzo by chciał się z tobą pobawić.
- Szkoda.
Mały oglądał bajki, gdy zaczął dzwonić mój telefon.
- Tak? - wstałam z kanapy, prostując moje zastane kości.
- Pani Aneta?
- Tak, a kto mówi?


Moje życie było przedziwne. Gdy byłam przeszczęśliwa, działo się coś, co boleśnie sprowadzało mnie na ziemię, a gdy już myślałam, że się nie wygrzebię, coś równie nieprzewidywalnego prostowało moje ścieżki życiowe.
Tak było i teraz. Stałam przed grupą kobiet, część nawet trochę starszych ode mnie. Teraz miałam nimi kierować.
- Witam, jestem Aneta i jest mi niezmiernie miło, bo będę waszą trenerką na czas nieobecności pana Marcela. Liczę na waszą pomoc, bo to dla mnie nie lada wyzwanie.



Już za tydzień początek końca. Opublikuję pierwszą wersję zakończenia. Moją prywatną, zamierzoną i taką jaką ja bym chciała widzieć. Potem w trakcie przewy świątecznej będą pewnie jeszcze dwie, bardziej oczywiste i błahe, oczekiwane. Ale za nim to nastąpi jestem ciekawa jak odbieracie moją dotychczasową twórczość. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie :*

Popularnych hejterów chciałabym poinformować, że nie uważam opowiadania za naruszanie kogokolwiek prywatności i nie biorę go na poważnie. Jest to odbicie mojego stylu i zwykłej nudy (która przepadła nie pozostawiając po sobie śladu).


CZEKAM NA WASZE KOMENTRZE!    POZDRAWIAM SERDECZNIE!~~ HUMMI

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 29

Kolejne pare tygodni po powrocie Oliego do domu składały się głównie z nieskończonej liczby wizyt w urzędach, sądach. Sen stał się dla mnie towarem deficytowym. Praca, sprawa Oliviera, praca, syn... Noce spędzałam na wypełnianiu formularzy, druczków i papierków.

- Na mocy prawa Rzeczpospolitej Polski, pani Aneta zostaje uznana za pełnoprawną opiekunkę nieletniego Oliviera.
Już dawno nie słyszałam tak wspaniałych słów. Stojąc przed sądem, odwróciłam się do "dziadków". Rodzice cieszyli się razem ze mną, a Oli lekko przestraszony, wtulił się w dziadka.
Mały bardzo szybko zadomowił się w moim rodzinny miasteczku. Podobało mu się, że może biegać z innymi dziećmi, chodzić po drzewach. Jednak nie mogliśmy zostać w Polsce na dłużej. Maj to już prawie koniec sezonu... prawie. Dalej byli potrzebni masażyści. Teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek. Piłkarze byli już zmęczeni meczami i coraz trudniej się regenerowali.
- Aneta! Czekamy na ciebie! - darli się do słuchawki podczas jednej z rozmów.
Tak też zrobiłam. Dwa dni po ostatniej rozprawie siedziałam razem z synem w samolocie.
- Będziesz na mnie czekała?
- Tak, odwiozę cię do domu.
Magda coraz poważniej myślała o związku z Jonasem. Ja też nie byłam przeciwna temu związkowi. Dogadywali się, o kłótniach też za bardzo nie słyszałam.
-Nareszcie. - powiedziałam sama do siebie, gdy w końcu wysiadłam z samolotu. To była ta część pracy, za którą nie przepadałam.
Wzięłam do ręki torby, pilnując by nie zgubić Oliviera.
- No misiu, szukaj cioci! Może ją zauważysz szybciej ode mnie.
- Mamuś, nie widzę cioci.- powiedział syn rozglądając się po hali przylotów.
- To idziemy po taxi.
- Dobrze. Ale mogę najpierw przywitać się z wujkiem?
Oli zdziwił mnie mocno tym pytaniem. Jakim wujkiem?
- Bo tam wujek stoi.
Spojrzałam w stronę, którą wskazywał Oli. Rzeczywiście, w naszym kierunku szedł Papa.
- Hej. Cotu robisz?
- Przyjechałem po Was. Bardzo się stęskniłem. - powiedział patrząc z czułością na mnie i małego.
- No my również. Za wami wszystkimi.
- Idziemy? Chciałem jeszcze chwilę z Tobą porozmawiać.
- No dobrze. - powiedziałam, próbując wpaść na to co jest tym tematem do obgadania.
Czułam zdenerwowanie bijące od Sokratisa. Bałam się, że ma dla mnie złe wiadomości.
Jazd dłużyła się w nieskończoność. Nie wiem czy bardziej chciałam, żebyśmy już byli na miejscu czy wolałam odciągnąć rozmowę na jak najpóźniejszy czas.
Wysiadłam z samochodu szukając w torebce kluczy do domu. Otworzyłam drzwi, puszczając małego przodem.
- Misiu, idź na górę, pobaw się. Ja jak skończę to do ciebie przyjdę. Tylko nic sobie nie zrób. - krzyknęłam za Olivierem. - Choć do kuchni. - powiedziałam w stronę piłkarza.
- No więc.... nie wiem jak mam zacząć.
- Najlepiej od początku i szybko, bo zaczynam się denerwować.
- Chodzi o to, że.. Aneta, jak?!
- Misiek, nie wiem!
- Dobra, więc jesteś dla mnie więcej niż tylko koleżanką z pracy.
- Yyyy...
- I ja nie oczekuję, że będziesz czuła to samo. Chodzi poprostu o fakt. Nie mogłem dłużej udawać... nie chcę udawać. Ja już pójdę. Mamy być na Signal o 16.
Nie zmieniłam pozycji, póki Olivier nie zwrócił się do mnie ze słowami:
- Mamo, głodny jestem.'
- Dobrze kochanie już ci coś robię.


Lekko spóźniona weszłam na stadion. Chłopaki wyjątkowo mieli trening na obiekcie. Rozejrzałam się sprawdzając, gdzie jest Sokratis.
 - Anetka! - usłyszałam znajomy głos.  Mój humor był tak marny, że nawet czerwone światło po drodze mnie denerwowało. A co dopiero, jak ktoś mnie łapie i podnosi do góry.
Wyrwałam się Marco, machając rękami.
- Co się stało?
- Jestem dość mocno nie w humorze! Możesz już się oddalić w stronę reszty?
Krzykami ściągnęłam uwagę Sokratisa, który niczym rycerz przybiegł i dość jednoznacznie dał Marco do zrozumienia, że ma się ode mnie odpier..... niczyć.
- Nie mogę już tak!- krzyknęłam odwracając się i wybiegając z obiektu. Nogi zaniosły mnie do hali obok, gdzie trenują piłkarze i piłkarki ręczne. Gdy wbiegłam na płytę  boiska i zobaczyłam górę piłek do mojej ukochanej gry, niewiele myśląc zaczęłam trenować nagrania i rzuty wkładając w nie całą nagromadzoną energię. Nie zauważyłam, że obok mnie pojawiła się pewna osoba....






No to taak więc prosze bardzo. Wszytkiego po trochu, horror, romans i tragedia. Mam wrażenie, że razem z bohaterką przeżywam walkę na temat osoby, która ma się "zalecać" do Anety. Jestem ciekawa waszych opinii na temat rozdziału.

I PAMIĘTAJCIE! KAŻDY KOMENTARZ TO POKARM DLA MOJEJ PRÓŻNOŚCI ;p

piątek, 6 grudnia 2013

Liebster Award

Taką o to nominacją zaszczyciły mnie dwie osoby!



1) Nika Majewska

1. Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze?
rodzina, sport, szczęście


2. Posiadasz motto życiowe?
Każdego dnia staraj się być lepsza nie od innych, ale od osoby, którą byłaś wczoraj.


3. Twoje największe marzenie?
ponowne odwiedziny Dortmundu, ale najważniejszym jest chyba to żebym za paręnaście lat mogła spojrzeć w przeszłość i być z siebie dumna


4. Wymarzona praca?
na pewno coś związane z szerokim pojęciem jakim jest zdrowie


5. Od jak dawna piszesz?
tego bloga od niedawna, ale w przeszłości już pisałam bloga


6. Jesteś kibicem?
na tyle na ile czas pozwala to napewno :)


7. Twój idol? ( niekoniecznie sportowiec)
Sławomir Szmal!


8. Twoja pasja?
fitness, piłka ręczna


9. Czy jest coś co sprawia, że mimo smutku masz ochotę podnieść się i walczyć dalej?
aktywność fizyczna jest rzeczą, która chroni mnie nawet przez załamaniami nastroju, a jeśli już sięzdarzą to muszę przeczekać


10. Preferujesz bardziej zdrowy tryb życia, czy nie ma to dla Ciebie znaczenia?
ma i to ogromne!


11. Lubisz czytać książki? Ostatnia jaką przeczytałaś ?
Lubię, ale nie mam na to czasu, jednak teraz staram się przeczytać "Stulecie chirurgów". POLECAM!


2) Kaii
1. Jakim drużynom kibicujesz ?
Borussia!!

2. Czym oprócz piłki nożnej się interesujesz ?
piłka ręczna, muzyka, biologia

3. Jakich piłkarzy lubisz najbardziej ?
Łukasz Piszczek wydaje się być supermiłym gościem

4. Jakie kraje chciałabyś zwiedzić ?
Grecja! A nawet tam zamieszkać!

5. Do jakiej szkoły uczęszczasz ?
3 liceum...bosz jaka ja jestem stara

6. Czy chciałabyś prowadzić jeszcze jednego bloga ?
chyba nie

7. Jakie blogi lubisz najbardziej ?
życiowe, normalne

8. Pisałaś kiedykolwiek bloga o innej tematyce niż piłka nożna ?
A tak ;)

9. Jakie masz plany na najbliższe trzy lata ?
Studia!

10. Jaki masz styl ?
Brak! Jeśli w czymś się dobrze czuje to noszę!

11. Z czym kojarzy Ci się Dortmund i Barcelona ?
Piłkarskie stolice Europy!



Moje nominacje to... :



Pytania: 
1. Ile masz lat?
2. Skąd jesteś?
3. Łowisz złotą rybkę i masz do wykorzystania 3 życzenia. Jakie byśwybrała?
4. Pochmurny Londyn, czy słoneczna Barcelona?
5. Idealny wieczór to..?
6. Musisz szybko wyjść. Możesz się albo umalować, albo uczesać. Co wybierasz i dlaczego?
7. Północ czy południe? (pora dnia)
8.Masz zwierzęta w domu?
9. Co ci pierwsze przychodzi do głowy:  Kocham.....  ?
10. Czym kierujesz się w życiu?
11. Ulubiona potrawa?

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 28

Nie mogłam przerywać pracy. Weszłam w rutynę polegającą na pospolitej egzystencji. Nawet nie zwracałam uwagi na to co robię. Wszystko robiłam z tzw. automatu. Nie zwracałam uwagi na głód, ubrania, wygląd. Uciekło ze mnie całe życie. Pewnie odeszło razem z Oliwierem. Minął już tydzień od naszej rozłąki. Codziennie sprawdzałam, czy sytuacja posunęła się do przodu.
- Dzień dobry. Czy wiadomo coś o ...
- Nie pani Aneto. Tak samo, jak wczoraj i przedwczoraj.
- Ale od tygodnia nic nie drgnęło! Jak można tak obchodzić się z ludźmi?! Tu podobno chodzi o dobro dziecka, ale jakoś tego nie widać!
- Niech się pani uspokuje, bo będę musiała wezwać ochronę!
- Jak mam z Wami rozmawiać?
Wyszłam z urzędu w takim samym humorze, jak przez ostatnie 6 dni. Mój niepokój dodatkowo pobudzał fakt, że nie miałam sposobności porozmawiać z synem. Nie wiedziałam nawet gdzie jest. Zostałam tylko zapewniona, że dalej przebywa w kraju.
Dojechałam do domu. Po przekroczeniu progu, rzuciłam torbę z ubraniami w kąt. To tam było jej miejsce odkąd mieszkałam sama. Siadłam na kanapie w salonie i patrzyłam w okno. Patrzyłam, patrzyłam, patrzyłam... To tak leciał mi czas bez Oliwiera.
-Aneta!
Powolnym ruchem odwróciłam głowę w stronę nowoprzybyłej osoby.
- Tak?- nie wykazałam specjalnego zaskoczenia obecnością znajomego.
- Wstań!
- Po co?
- Po to samo... Nie możesz tak siedzieć!
- Czemu?
- Jakbyś się ze mną kłóciła to bym był przynajmniej wkurzony z jakiegoś powodu. Twój brak emocji w głosie jest przerażający. - rzeczywiście. Tylko będąc w urzędzie udawało mi się obudzić w sobie tą wolę walki, jaka zazwyczaj towarzyszyła mi w życiu codziennym.
- Czepiasz się.
- Aneta!!
- Łukasz, było by mi miło jakbyś na mnie nie krzyczał w moim własnym domu.
- Dalej nie słyszę emocji. Wstawaj!
Nie miałam siły i ochoty dłużej polemizować z Piszczkiem.
- Idziemy!
- Ok.
- Nie chcesz wiedzieć gdzie?
- Wszystko mi jedno.
- Nie mam już do ciebie siły!
Siadłam na siedzeniu pasażera w sportowym aucie Łukasza. Było ono większe niż typowe, wiadomo - rodzina. Ruszyliśmy. Przez całą podróż wyglądałam przez okno, nie zwracając uwagi na to co widzę. Można byłoby pomyśleć, że w pojeździe jest obecna tylko zimna, nieokreślona skorupa, podczas gdy duch uleciał w nieznanym nikomu bliżej kierunku.
- Jesteśmy.
- Dobrze.
- Uduszę cię!
- Ok.
- Czemu ja strzępię język, skoro to i tak nic nie daje?! - powiedział piłkarz do siebie.
 Wprowadził mnie przez wąski korytarz, do szatni.
- Przebieraj się!
- Ok.
Tak też zrobiłam. po 10 minutach stałam na środku przestronnego pokoju.
- I?
- Ooo! Jest jakaś reakcja! Teraz będziemy mieli zajęcia.
- Aha.
-Dzień dobry. - powiedział rosły mężczyzna podchodząc do nas z rękawicami w dłoni. - Zaczynamy!
No i jak zapowiedział, tak zrobił. Dostaliśmy ogromny wycisk. Najpierw tour de siłownia, potem bierznie.
- A teraz boks!
- Aha.
- Każdy ma swój worek.
Trener pokazał nam, jak prawidłowo wyprowadzać ciosy i na swój znak kazał uderzać.
- Raz, dwa, TRZY! Raz, dwa, TRZY!
Po chwili zwiększyłam intensywność uderzeń. Czułam jak cała moja złość i frustracja odnalazła drogę na zewnątrz. Gdy opadłam z sił, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do szatni.
Co się zmieniło? Teraz czułam złość, nie odrętwienie. Przebrałam się, wrzucając przepocone rzeczy do torby, którą wcześniej przekazał mi Piszczek. Wyszłam na powietrze.
- Jak się czujesz? - spytał Łukasz.
- Żyję. Wracajmy do domu.
Przez całą drogę powrotną próbowałam opanować drgawki. Nie wiedziałam czym są spowodowane. Jednak moje próby spełzły na niczym. Gdy zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem, zauważyłam stojący na podjeździe samochód. Pośpiesznie wyszłam z pojazdu. Gdy tylko przekroczyłam próg, moim oczom ukazał się Marco.
 Jedyne co zrobił, to rozłożył ręce. Nic więcej. To wystarczyło. Rozpłakałam się, podbiegając do chłopaka. Wtuliłam się, a jego ramiona otoczyły mnie jakby płaszczem spokoju, sprawiając że mogła wyrzucić z siebie całą falę złych uczuć.
Nie mogłam powstrzymać łez. Po paru minutach poczułam dodatkową parę dłoni na plecach. Małych dłoni. Byłam pewna, że umysł płata mi figle.
- Mamo, Mamusiu. Co się stało?
Odwróciłam się . Łzy poleciały z podwójną siłą.
- Już nic kochanie. Wszytko jest w najlepszym porządku. W drzwiach stłoczeni stali piłkarze. Była prawie cała drużyna!
- Jak? - zwróciłam się w stronę Sebastiana, będącego niejako przewodnikiem moich przyjaciół.
- Borussia napisała oficjalne pismo do sądu polskiego i nagłośnili sprawę. Zrobiło się głośno, więc nie mieli jak się bronić. Nie wiedziałaś nic, bo nie zaglądałaś do gazet.
Wzięłam na ręce Oliwiera, po czym podeszłam do zebranych.
- Kocham was. Naprawdę. Jesteście najlepszymi ludźmi na świecie i nie wiem co bym bez was zrobiła. - spojrzałam każdemu w oczy.
- Jesteśmy rodziną, a rodzina musi się wspierać. - zza Sebastiana wyjrzał Marcel.
- To by się nawet zgadzało, bo rodziny się nie wybiera. My też jesteśmy razem, bo Jurgen nam każe. - powiedział Kevin, powodując salwę śmiechu. Marco otoczył jedną ręką Oliego, a drugą mnie.
- To w takim razie, nie mogę narzekać na moją rodzinę.



Takie o. CHciałam bardziej pchnąć do przodu akcję, jednak czułam się źle niejako zbywając temat Oliviera. Czekam na wasze komentarze z ocenami moich wypocin. Pod koniec grudnia kończę opowiadanie. Ale do tego czasu chciałabym, żeby pare rzeczy się jeszcze wydarzyło.

Pozdrawiam :*

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 27


Staliśmy, patrząc na urzekający widok. Nie myślałam o niczym. Pęd życia i Oliwier sprawiły, że musiałam zająć się sprawami poważnymi . Jednak trochę tęskniłam za typową młodością. Imprezy, znajomi. Lubiłam być w centrum życia towarzyskiego. Po jakimś czasie poczułam narastający ból w stopie.
- Wracajmy. - powiedziałam, bo byłam pewna, że długo nie ustoję.
- Dobrze. - wziął mnie pod rękę i weszliśmy do salonu.
Reszta dalej balowała ciesząc się z niesamowicie ważnej wygranej. W jednej chwili poczułam niepokój. Nie wiedziałam skąd i dlaczego. Po prostu. Zmęczona udałam się do pokoju zostawiając szczęśliwych graczy.
Zsamego rana pobudka i do domu. Cieszyłam się, że nie musimy tu zostawać dłużej. Nie lubiłam spać w nie swoim łóżku. Gdy tylko wylądowaliśmy, zabrałam swoje torby, zapakowałam je do samochodu i pojechałam po syna. Nie zatrzymywałam się u Magdy długo, bo w planach miała spotkanie z Jonasem.
- Hej kochanie.
- Mama! Jesteś!
- Stęskniłam się za tobą niesamowicie!
- Wygrałaś mecz!
- No może nie ja, ale mamy te trzy punkty. Dziękuję ci misiu za opiekę. - odwróciłam się do Magdy.
- Nie no spoko. Kiedyś się odwdzięczysz.
Posadziłam małego w foteliku. Włączyłam muzykę i pojechaliśmy. Słońce świeciło, humor dopisywał. Podjechaliśmy pod drzwi. Otworzyłam drzwi i wrzuciłam wszystkie rzeczy za próg, starając nie zabić się o biegającego Oliviera. "Na dworze zimno jak w psiarni, a jemu chce się biegać" Podziwiałam małe dzieci. Tyle niespożytej siły. Przyuważyłam że w skrzynce są listy. Wyjęłam je i idąc do kuchni przeglądałam. Marzyłam o dobrej, mocnej kawie. Chwila. Wróciłam do koperty, która wylądowała na samym dole pliku. "sąd"
- Oli!
- Tak mamo?
- Włącz sobie bajki. Mama ma ważnąrzecz teraz do zrobienia.
- Ok.
Po krótce. Nie było mnie w domu przez 2 dni, mieli zrobić "nalot", sprawdzić jak się Olivierowi u mnie żyje. Uznali, że uciekłam więc mam natychmiast zjawić się na policji. Z małym.
Tak nie będzie. Nie chciałam wplątywać w to Oliego. Potrzebowałam dwóch osób. Do opieki nad Olivierem i kogoś żeby ze mną pojechał.  Na Magdę nie mogłam liczyć, bo wiedziałam, że Jonas zabiera ją gdzieś poza miasto i pewnie zadbało to żeby im nikt nie przeszkadzał.
Zerknęłam na mój telefon leżący na stoliku. Stukałam rytmicznie w biały, granitowy blat, starając się wybrać najlepsze rozwiązanie.
- Dobra. - powiedziałam sama do siebie - Hej Sebastian. Jest sprawa...
Kapitan był wspaniałym człowiekiem. Wiedział, że dla mnie jest to coś niesamowicie ważnego i bez zawahania zgodził się ze mną pojechać. Ale teraz została kwestia niańki.
- Oli. Którego wujka chcesz zobaczyć?
- Wujek Sokratis!
- No dobra.
Zadzwoniłam do Papy. Powiedział, że da radę i już po 15 minutach stał u mnie u drzwi.
- Aneta co się stało?\
- Nie wiem. Zobaczymy co będą chcieli. - moje ręce już od dobrych parunastu chwil były poza kontrolą.
Sokratis złapał mnie delikatnie, spojrzał w oczy i spokojnym głosem powiedział:
- Nerwy ci nie pomogą. Musisz być opanowana i pewna siebie. Zmieć ich tam charyzmą.
- Nie dam rady.
- Choć. - zaprowadził mnie do salonu, gdzie na środku, na wielkiej poduszce siedział Olivier. - Spójrz. Musisz być silna. Dla niego.
Przytulił mnie mocno, odsunął od siebie, złapał za ręce i powiedział:
- Wdech!
Tak też zrobiłam.
- Wydech. Wdech! I lecisz! - zrobiłam parę kroków w stronę drzwi. -Oliverze! Koniec bajek idziemy się bawić!

Miałam same złe przeczucia. I widać, sprawdziły się. Nie wiem kto jest ojciem Oliego, ale albo miał ogromne wpływy, albo to ja nie byłam lubiana przez urzędników.
- Jesteśmy zmuszeni zabrać dziecko do rodziny zastępczej. Tam poczeka na rozwiązanie tej sprawy. - z twarzą wypraną z uczuć oznajmił mi i Sebastianowi człowiek siedzący za potężnym biurkiem.
Całą swoją siłę musiał włożyć Kehl w utrzymanie mnie na miejscu.

-Oli. Teraz pojedziesz do naszej dalekiej rodziny, bo mama musi załatwić parę poważnych spraw. Przyjadę po ciebie gdy tylko będę mogła.- tłumaczyłam małemu ze łzami w oczach, czując wsparcie jakim obdarzali mnie piłkarze stojący za moimi plecami. Gdy urzędnik wyprowadzał syna z domu dałam radę tylko szepnąć- Obiecuję kochanie...




 Bardzo możliwe, że będę musiała zawiesić na jakiś czas stronę. Brak mi pomysłów, czasu, chęci, a w szczególności czasu. Chciałabym wam zdradzić koniec opowiadania, albo napisać parę wersji i każdy według uznania wybrałby sobie tę, która według niego najbardziej pasuje do całości. I tu kieruję pytanie do Was. Chcecie jedno zakończenie, czy pare wersji?