muzyka

piątek, 27 września 2013

Rozdział 20

Siedząc na kanapie, czytałam kolejny raz list.
- Napij się. - Magda przyniosła mi kubek z melisą. - Nie przejmuj się.
- Ale skąd on się dowiedział?
- Napewno mieli jakiś wspólnych znajomych.
Odłożyłam list na stolik, a głowę oparłam na ramieniu dziewczyny. Zdążyłam zamknąc oczy, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie Jonas. Otworzę.
Po chwili usłyszałam ciszą rozmowę toczącą się w przedpokoju, i wolne kroki.
Poczułam, że nie jestem sama.
- Żyję... i nic mi nie jest. - powiedziałam wstając. Magda z Jonasem stali w przejściu. - Naprawdę. Jedźmy na trening.
- Możesz zostać. Zemdlałaś, odpocznij!
- Wypadek przy pracy, jedźmy. - podeszłam do schodów- Oli! Jedziemy!
- Nie myśl o wezwaniu. Nie odbiorą ci go. - Magda położyła mi rękę na ramieniu.
- Co? - spytał zdezorientowany Jonas.
Przysłuchałam się odgłosom kroków, nie chcąc mieszać Oliviera w sprawę.
- Karolina, gdy zaszła w ciążę, jej chłopak i ojciec małego uznał, że zniknie. Nie chciał brać odpowiedzialności za syna.  Dzisiaj dostałam list z sądu polskiego. Marek chce uzyskać opiekę nad Olivierem.
- Dopiero teraz sobie o dziecku przypomniał?
- Sądzę, że chodzi mu o dopłaty. Przecież na dziecku mu nie zależy.
Odgłosk kroków przybrał na sile.
- Nie mówmy narazie nic małemu.
Olivier z plecaczkiem w ręku zbiegł po schodach. Widząc wujka spoważniał i powiedział:
- Hej Jonas.
- Witaj Olivierze.
- Jak dojrzale się zrobiło. - nie mogłam ukryć uśmiechu.
- Wiesz, że Oli uratował Anetę? - rzuciła Magda. - Kiedy zemdlała, zadzwonił z jej telefonu do mnie.
- Widzisz jakiego mam super mężczyznę w domu? - przytuliłam dziecko. Spojrzałam na zegarek:
- Lecimy, bo nie zdążymy!


Po treningu do pokoju wszedł Sebastian dyskutując żywo z moim synem. Domyśliłam się, że kapitan już wie o dzisiejszym wypadku, jednak w czasie masażu nie zapytał o tę sytuację. Gdy zbierał się już do wyjścia, złapał mnie za rękę i cicho powiedział:
- Gdybyś czegoś potrzebowała, albo poprostu chciała pogadać to nie krępuj się. I widzimy się jutro. - Sebastian skierował swoje kroki w stronę drzwi.
- Seba... a może dzisiaj?
- I zakończymy wieczór imprezą?
- Nie chce Oliego teraz zostawiać.
- Zestresowana mama na nic mu się nie przyda. O 7 u ciebie będę.

19.00
Mały zawieziony na nocowanie do cioci, więc ubrana w czarne botki, super wąskie rurki i czarną połyskującą bluzkę czekałam na przyjazd znajomego.
Dzwonek.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję.
Siedliśmy w salonie.
- Magda za twoimi plecami opowiedziała mi o wszystkim. Ja trochę podzwoniłem, pogadałem i tak: w najbliższych dniach wpadnie do ciebie pracownik opieki społecznej, sprawdzić jakie warunki ma Olivier. Tu masz numer do najlepszego prawnika w Warszawie. Znajomy sądzi, że skończy się na jednej rozprawie.  Nawet jeśli nie to nie musisz być obecna na nich ze względu na miejsce zamieszkania.
- Same pozytywne informacje.
- A powiedz mi co z chłopakami?
- Z chłopakami?
- I od nas..wiesz o kogo chodzi, no i mały.
- Tata?
- Dokładnie.
- Nie chcę na siłę z kimś być, bo to na dobre nie wyjdzie nikomu. A chłopaki? W Marco podoba mi się świerzość, a Sokratis idealny tata, ale trochę za spokojny. Czekam, aż sytuacja się sama rozwinie. 
- Rozumiem. Ale dzisiaj będziesz młodą, bawiącą się dziewczyną, a nie mamą. Idziesz na żywioł. I jeszcze jedna informacja.
- Kolejna pozytywna?
- Jedziemy dużą częścią drużyny na tydzień wakacji. Może chcesz się zabrać? A raczej chcecie.
- Co ja bym bez was zrobiła?

Każda impreza z drużyną jest zajebista.
Tańce, woda, kobiety i DJ.
- A teraz przerywamy imprezę by ogłosić konkurs.
Wszyscy spojrzeli w stronę sceny.
- Wybierzemy jedną dziewczynę, która miejmy nadzieję że okaże się drugą Beyonce! Czekamy na zgłoszenia!
Zaczęły się nerwowe szepty. Jedna z grupki wysokich dziewczyn a'la modelek wyszła na środek i podniosła rękę do góry.
- Mamy kandydatkę! Czekam na oklaski.
Cała sała zaczęła bić w ręce.
-No to zaczynamy.
Podeszłam do naszych przyglądając się dziewczynie. Miała za zadanie zaśpiewać piosenkę próbując poderwać bądź zauroczyć chłopaka siedzącego na krześle.
Oglądałam jej nieskoordynowane rychowo ciało aż wyrwało mi się:
- Bisz... zrobiła bym to o niebo lepiej.
- Naprawdę? - spytał Auba.
- Pewnie!
- Zobaczymy. - powiedział, biorąc mnie na ręce i przerzucając przez ramię. Gdy podchodził do sceny, dziewczyna właśnie skończyła swoje popisy.
- Ja mam lepszą zawodniczkę! Chcecie zobaczyć? - krzyczał do mikrofonu, gdy już postawił mnie na scenie i wziął od DJ -a mikrofon.
Gdy ludzie zobaczyli piłkarza,wiwatowali i darli się ile sił w płucach ...
"No to ładnie" pomyślałam

Rozdział pisany na zupełnym spontanie! Mam nadzieję że jest dobrze;) pozdrawiam wszystkich!

sobota, 21 września 2013

Rozdział 19

Wcisnęłam mocniej gaz. Samochód szarpnął do przodu, gdy rozległ się przeraźliwy ryk klaksonu. Poczułam, że teraz nic nie zależy ode mnie. Już więcej nic nie mogłam zrobić. Czekałam na uderzenie i myślałam o Olivierze. Co się z nim stanie? Gdy straciłam z oczu światłu, uzmysłowiłam sobie, że żyję i jestem cała. Spojrzałam w tylne lusterko. Ciężarówka z lekkimi trudnościami ominęła mnie. Przy najbliższej możliwości zatrzymałam się. Moje serce biło jak oszalałe. Położyłam dłonie na kierownicę i wzięłam parę głębokich oddechów. Gdy moje serce wróciło do swojego zwykłego tempa, powoli ruszyłam w dalszą drogę. Z podwójną ostrożnością pojechałam po Oliego.


Rano jak zwykle Oli do przedszkola, ja na trening.
- Siema laska! - usłyszałam za plecami.
- Heja przystojniaku.
- Dzisiaj też pokąpiemy się w olejku?
- Pomyślimy zobaczymy!
- Zostaw moją dziewczynę! - zza rogu wyszedł Mitch i zarzucił mi rękę na ramie.
Razem z nim podszedł do nas Marcel:
- Ej! Ona jest moja! - i zrobił to samo co bramkarz.
- Nie! Ja jestem Roberta! - podbiegłam do napastnika, który zmierzał w moją stronę.
- No to mam prywatną masażystkę!
- Dobra, już dobra. Raz na trening, a nie mi się tu obijacie!

Po pracy pojechałam na siłownię.
- Witam!
- A no cześć. To zaczynamy? - spytał Tom odkładając butelkę z wodą.
 - Pewnie!
Podnoszenie ciężarów, jogging, piłka i na koniec oczywiście fotka na instagrama.
Szczęśliwa i pełna pozytywnej energii pojechałam po Oliviera. Ostatnio często jeździł do wujków, a mało czasu spędzał ze mną.
- No mały! Aquapark?
- Jedziemy!
- Ciuchy mam w bagażniku, to może jeszcze lody?
- Tak!!- mały podniósł rączki w geście zachwytu.
Ciapanie się, zjeżdżanie rurami i siedzenie w jacuzzi. Bawiliśmy się świetnie.
Gdy przycupnęłam na brzegu basenu, oglądałam jak grupa dzieciaków bawi się w najlepsze. Siedziałam zamyślona, dumając nad naszą przyszłością. Małemu potrzebny jest ojciec. Ale nie chciałam niczego robić wbrew sobie, ani ze złym skutkiem względem Oliviera.
- Mamuś! Kocham cię! - człowieczek podbiegł do mnie i przytulił najmocniej jak potrafi. 'Kochana zostawiłaś mi tu wyjątkowego mężczyznę' pomyślałam o zmarłej przyjaciółce.
- Ja ciebie też. Idziemy się suszyć i do domku!


Gdy otworzyłam skrzynkę z listami, jak zwykle przywitał mnie pliczek papierów. Rachunek, rachunek, reklama, reklama, rachunek,.... sąd? Wezwanie do sądu?
Otworzyłam szybko kopertę: ...w związku z prawem do opieki nad nieletnim Olivierem....

Zemdlałam...

Liebster Award

​Zostałam nominowana do Liebster Award przez Lolę za co bardzo dziękuję i przepraszam za niesamowite opóźnienie :*

 Pytania do mnie:
1. Kolor oczu?
~ niebieski
​2. Jak masz na imię?
~ Aneta
​3. Ulubione imię damskie i męskie?
~ dużo ich np. Marcin i Agata
​4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
~ trenować lub czytać gazety
​5. Co cię odpręża? :D
~ oglądanie meczu o ile wynik jest pomyślny ;)
​6. Ulubiona pora roku?
~ standardowo lato
​7. Boże Narodzenie vs Wielkanoc?
~ Boże Narodzenie! jest śnieg, jest klimacik
​8. Masz najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę?
~ nie jedną: siostra (Madziuchna :*), Basia, Miśka
​9. Ulubiony przedmiot w szkole?
~ Biologia
​10. Co chcesz robić w przyszłości?
~ może lekarz...ale długa droga przedemną
​11. Masz zwierzątko?
~ chomik niedawno zdechł ;( ale mam jeszcze owczarka niemieckiego.


zapraszam na bloga  kocha-sie-za-wszystko-i-mimo-wszystko.blog.pl

środa, 18 września 2013

Rozdział 18

- Drużyna zwróciła się do mnie z prośbą. Powiedzieli, że koniecznie potrzebują młodej dziewczyny w swojej ekipie, a mianowicie pomocy przy masażach. I tu wspomnieli o tobie.
- Nie wiem co powiedzieć. Jestem zaskoczona.
- Oczywiście zarobki nie będą szałowe, ale sądzę, że powinnaś mieć dogodną sytuację, tym bardziej, że dostaniesz mieszkanie.
- Oooo... wow. To od kiedy zaczynam? - jak mogłabym nie skorzystać z takiej propozycji.

Od tej pory wszystko zadziało się bardzo szybko. Przeprowadzka, wprawianie się w nowy zawód. Mały częściej widział się z chłopakami.
Pewnego dnia, gdy przeglądałam moje papiery, gdy spośód nich wypadła mała karteczka. Po chwili namysłu zaskoczyło. Karta wstępu na siłownię.
- Czemu nie..- powiedziałam sama do siebie.
Miałam teraz więcej czasu, nie musiałam kombinować jak dorobić, a Olivier czuł się tutaj świetnie.
- Czas zadbać o siebie.
Wzięłam do ręki laptopa, kluczyki do nowego auta i pojechałam na trening Borussi. Gdy byłam na miejscu, zasiadłam w pokoju z widokiem na murawę i włączyłam komputer. Zarobki "szału nie będzie" wcale tak nie wyglądały. Dzięki nim mogłam od razu zaopatrzyć się w nowe dresy, buty, koszulki. Zanim musiałam zabrać się do pracy ( patrz masowanie ) zakupiłam wszystko co potrzebne.
- No mała, jestem cały twój. - powiedział Marco idąc w moją stronę.
- Brzmi jak propozycja. - rzuciłam zalotne spojrzenie odwracając się w stronę budynku.
- Kiedy tylko chcesz. - szepnął mi na ucho chłopak.
Weszliśmy do niedużej salki z łóżkiem do masażu.
- Kładź się. Coś specjalnego, czy standardzik?
- Poproszę podwójne frytki, cheeseburger i coca-colę.
- Na wynos czy na miejscu?
- Lunch na wynos?
- Kolejna propozycja? Nie mogę. Mam plany.
- No cóż. Ale ja się nie poddaje.
- Czemu jesteś dalej sam? - spytałam podchodząc z olejkiem w ręku. - To już rok? Półtora?
- Tak wychodzi.
Chciałam by sobie ułożył życie. Co prawda napewno byłabym zazdrosna, ale ja ze swojej strony nie chciałam mu krzyżować planów. Nie byłam pewna, co do uczuć, którymi go darzę. Nie chciałam by mały miał coraz to nowego "tatusia".
- Ojej. Sorry. - wylałam olejek na Marco.
Zaczęłam wycierać ręcznikami ciało chłopaka, ale nie zauważyłam że część spłynęła na łóżko.
Puk, puk.
Odwróciłam się w stronę drzwi, opieracąc na macie. Zanim drzwi się otworzyły ja wylądowałam na Marco, pośluzgując się na olejku.
- Ane...oooo sorry. - drzwi się zamknęły.
- No super . - powiedziałam patrząc na mój fartuch. - Zaraz wracam. - wybiegłam za Sokratisem. - Czekaj.
- Nie chcę przeszkadzać. - powiedział nieodwracając się.
- Daj spokój. Za 15 min kończę, o ile posprzątam ten olejek.
Chłopak obejrzał się.
- Nie musisz. Mi się tak podoba.
Spojrzałam w dół. Nie miałam nic pod grubym kitlem. Teraz on idealnie przylegał do mojego ciała, jak i do bielizny.
- Jeszcze się przebiorę. Przyjdź na masaż za 20 min.
Reszta dnia zleciała szybko. Po południu zabrałam Oliviera na zakupy. Dresiki, butki, sama też kupiłam jeden zestaw do ćwiczeń. Potem podrzuciłam małego do Magdy i Jonasa i pojechałam na siłownię.
Gdy weszłam do środka, zdejmując czapkę szukałam wzrokiem recepcji. Ku mojemu zdziwieniu za kontuarem stał... Tom. Wypełniał jakieś papiery. Podeszłam po cichu:
- Dzień dobry. Pan prowadzi klub anonimowych grubasów? - jak zaskoczyć, to porządnie.
- Przykro mi , ale nie... Aneta!
- Pamiętasz, miło. - uśmiechnęłam się.
- Już straciłem nadzieję. Myślałem, że karnet się zmarnuje.
- Musiałam dojrzeć do zmian. Zaczynamy?
- Podoba mi się! Pełna energii!
Zapoznanie z regulaminem, założenie karty członkowskiej dla większej motywacji, ułożenie planu "widzeń". Niby bez ćwiczeń, ale zleciało bardzo szybko.
- No dobra, jak wszystko ustalone to lecę i widzimy się niebawem.
Ledwo żyłam, chciałam jak najszybciej odebrać Oliviera i iść spać.
Wsiadłam do samochodu zarzucając na boczne siedzenie torbę. Włożyłam kluczyki do stacyjki machając do Toma, który właśnie mnie mijał. Odpaliłam samochód i ruszyłam. Przedemną skrzyżowanie. Nacisnęłam gaz, żeby zdążyć na zielonym. Jakieś 15 metrów przed linią zauważyłam żółte i czerwone światło. Nie dałabym rady zahamować, więc mocniej wcisnęłam gaz.
Zobaczyłam światło szybko zbliżające się z prawej strony, prosto na mnie....




Przepraszam, że krótki ale ilość mojego wolnego czasu jest prawieże równa 0 ;(  mam nadzieję, że jakoś rozdział wyszedł! Dziękuję za komentarze ;)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 17

Gdy Marco poszedł na trening, siadłam spokojnie chcąc pomyśleć nad moją sytuacją. W tym czasie Olivier ubrał się w rzeczy z przesyłki, a był tam trykot, spodenki, getry, buty, bluza i szalik.
- Oli choć do mnie! - kiwnęłam głową. - Siądź obok. Jak ci się tu podoba?
- Tu?
- W Dortmundzie.
- Super! Zobacz jaki mam fajny strój!
- Mi też się podoba. A jak się dogadujesz z wujkami?
- Co?
- Nie co, tylko słucham! Lubisz ich?
- Tak! Dzisiaj rano wujek Nuri grał z nami w piłkę. A wujek Robert obiecał, ze będę mógł z nim wyjść na mecu.
- Ooo super! - widziałam, jak małemu świeciły się oczy z radości.
Usłyszałam dźwięk smsa.
" Widzimy się wieczorem? "
Szybko odpisałam, że moglibyśmy, ale nie mam z kim zostawić Oliviera.
" Bierz ze sobą "
Tym samym byłam umówiona.

Wieczorem ubrana w białą rozkloszowaną sukienkę i czarne sandałki, z odstrojonym Olivierem wyszłam przed mieszkanie. Po chwili podjechał Sokratis. Włożyłam na tylnie siedzenie fotelik i pojechaliśmy.
- Hej młody!
- Cześć wujku!
Super się ze sobą czuli!
Gdy byliśmy na miejscu zdziwiłam się porządnie. Staneliśmy przed elegancką restauracją dla rodzin!  Jednej części sali były stoliki przybrane pięknymi obrusami i wystawnymi sztućcami, a za wielką wiciszającą szybą plac zabaw dla dzieci. Weszliśmy do środka. Olivier zachwycony placem zabaw od razu chciał pójść do innych dzieci. Prawie że siłą musiałam go zatrzymać aby cokoliwiek zjadł. Otworzyłam kartę i oczy mało mi z orbit nie wyszły. Ceny powalały na kolana.
- Nie przejmuj się. Odpłacisz mi się jutro.
1. Czy on czyta mi w myślach?
2. O co chodzi?
- Ale o czym mówisz?
- Jesteś zaproszona jutro do centrum Borussi.
- Zwiedzamy?
- Raczej nie, ale może jak poprosisz Jurgena...
- Na którą?
- 9
- A dało by radę później? Rano sprzątam.
- Sądzę, że możesz odwołać. W każdym bądź razie opłaca ci się przyjechać.
Po smacznej kolacji, siedzieliśmy i przyglądaliśmy się jak mój książe bawi się w najlepsze.
- Świetny dzieciak. Pełen życia.
- Dokładnie. Nie wiem jak ja mogłam bez niego żyć.
- Jak zobaczyłem cię pierwszy raz po przyjeździe to wyglądałaś na przemęczoną życiem, ale szczęśliwą.
- Bo jest to cholenie ciężka praca. Ale gdy dostajesz laurkę robioną specjalnie dla ciebie, to czujesz jakbyś zdobył najcenniejsze trofeum świata.
- Dzieci są wspaniałe. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał.
- Masz nadzieję? - powiedziałam zdziwona. - Stań przed stadionem w dniu meczu, to tylko kiwniesz palcem "ta" i wszystko.
- Szał. Ale o to chodzi. Chciałbym mieć kogoś kto lubi mnie za to kim jestem, a nie co robię. Tutaj nigdy nie ma pewności czy któraś ci się przygląda, bo cię rozpoznała, czy się spodobałem.
- I dlatego zabierasz biedne przemoczone biegaczki na kawę? - uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
- Tak! Atakuję z zaskoczenia. - poruszył śmiesznie brwiami, robiąc zalotną minę.
- Ale ze mnie zwierzyna. Kto by pomyślał, że wpadnę w sidła.
Po udanej kolacji, powoli nieśpiesznym krokiem wyszliśmy z restauracji.
- Mamuś. Spać mi się chce.
- To choć na rączki. - podniosłam całkiem spore ciałko. Mały był wyrośnięty jak na swój wiek. Olivier przytulił się do mnie.
- A może ja cię wezmę na ręce? Jesteś już sporym mężczyzną i mamie może być ciężko.
Natychmiast poczułam rozluźniający się uścisk i po chwili mały wtulał się w Sokratisa.
- Nie trzeba było.
- Oj przestań pani samowystarczalna.
- No dobra. - zrobiłam obrażoną minę.
Szliśmy tak wolno, że zanim doszliśmy do samochodu Oli usnął. Chcieliśmy go wsadzić do fotelika, ale nie chciał puścić Papy.
- Siądź z tyłu, ja poprowadzę. - powiedziałam wyjmując Sokratisowi kluczyki z kieszeni. Na pewno wyglądało to dziwnie, gdy grzebałam przy jego spodniach, ale cóż.
W czasie drogi, co trochę zarkałam na chłopaków. Wyglądali bosko. Podjechałam pod moje mieszkanie, ale mały nie rozluźnił uścisku.
- Wniosę go, położe i mnie nie ma.
- Ok.
Sokratis jak powiedział, tak zrobił. Gdy Oli leżał w łóżeczku, Papa zaczął się żegnać.
- Nie musisz iść. Jest dopiero 23.
- Nie chcę wam przeszkadzać.
- Jak będziesz przeszkadzał, to ci powiem dobra?  Mam pyszne czerwone wino.
- Przekonałaś mnie.
- Alkoholik! - powiedziałam odrobinę głośniej, niż zamierzałam.
- Ciii...
- Chodźmy do kuchni. Niech śpi.
Czas zleciał niesamowicie. Dopiero o 1 zorientowaliśmy się, że jest tak późna godzina.
- Jutro na 9 w Borussi. Koniecznie!
- Dobra, dobra. Idź do domu, bo rano na trening nie zdążysz.

Z samego rana odwiozłam Oliviera do przedszkola i zajechałam pod "dowództwo Borussi". Weszłam do środka i podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. Dostałam informację, że mam się tu zjawić.
- Pani nazwisko?
- Aneta O..
- Pani Aneta? - zza rogu wyszedł pan Watzke.
- Tak, dzień dobry.
- Miło cię poznać. Zapraszam.
Weszłam za dyrektorem do jego gabinetu.
- Mamy dla pani propozycję...

Jest kolejny rozdział. Ostatnio bardzo się męczę z pisaniem, więc nie są one do końca takie jak bym chciała.
Dziękuję za komentarze!;)

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 16

Obudziłam się leżąc na kolanach Marco. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak chłopak romansuje z kimś przez sms-y.
- Dzień dobry!- rzuciłam radośnie.
- Siema wariatko.
- Dla kogo ćwiczysz mięśnie kciuków?
- Kolega. Nie znasz.
Odkryłam się i usiadłam. Odwróciłam głowę do Marco, a on pocałował mnie znienacka.
- Takie tam na dzień dobry.
- Marco nie bądź taki szybki.- wystawiłam język.
- Mam ci przypomnieć wczorajszy wieczór?
- To było dawno i nie prawda!
Wstałam i udałam się w stronę kuchni.
- Dobrze ci w tej koszulce.
- Bo w żółtym mi ładnie.
- Bardziej chodziło mi o nazwisko.
- Kawa? - nie chciałam dłużej ciągnąć tematu.
Zjedliśmy śniadanie, ale oczywiście nie obyło się bez docinek i drażnienia się. W pewnym momencie rzuciłam:
- Jak zrobisz tak jeszcze raz to się do ciebie już nie odezwę!
- Nie wierzę ci. - po raz kolejny zostałam umazana śmietaną z naleśników.
- No to proszę bardzo. Odwieś mnie tylko do domu.
Jak obiecałam, tak zrobiłam. W zupełnej ciszy skorzystałam z łazienki, przebrałam się i stałam gotowa do wyjścia.
- Jedziemy? - spytał chłopak.
...
- Serio się nie odzywasz?
...
- Aneta, jak możesz!
...
- No dobra. Chodź.
Dojechaliśmy do domu, pożegnaliśmy się, a w sumie to ja machnęłam ręką na odjezdne i weszłam do domu. Szybko zabrałam kluczyki do samochodu i pojechałam po Oliviera.
- Mamusiu, spać mi się chce.
- Rozumiem, że w nocy tego nie robiłeś?
- Mamuś bawiłem się.
- No dobrze, dobrze.
Reszta dnia minęła standardowo. Szkoła, dom, wieczór i spać. Reus próbował się do mnie dodzwonić, ale skoro się nie odzywam to nie będę odbierać. Dostałam smsa od Sokratisa i Kuby pytających się jak mi się impreza podobała. Poza tym dzień jak codzień.
Godzina 14 dnia następnego i 5 nieodebranych połączeń od Marco. Dalej uparcie unikałam odbierania połączeń od tego osobnika. Godzina 17 - 10 nieodebranych. Zabrałam Oliego do cyrku i do wesołego miasteczka, a gdy usnąl w drodze powrotnej, kupiłam ogromnego żółto- czarnego misia, na jutrzejszą okazję. Do końca dnia uzbierało się tego ok 20 połączeń i 10 smsów.
Dzień następny-14 lutego
Wczoraj sprzątałam, więc dzisiaj mam wolne od pracy to sobie pośpię....tiaaa.. z rana ktoś bardzo inteligentny zaczął stukać do drzwi. Z wiązanką przeklnięć na ustach wstałam otworzyć. Gdy uchyliłam drzwi, zobaczyłam dziki bukiet czerwonych róż.
- Przepraszam.- powiedziały. Albo raczej.zrobiła to osoba stojąca za nimi. - Nie wiedziałem, że mówisz serio! Przebacz mi wyjątkowa kobieto.
- I myślisz, że poranna pobudka pomoże wybłagać przebaczenie?
Odsunęłam się od drzwi, aby chłopak mógł wtachać bukiet.
- Potem mam trening, więc takie walentynkowe śniadanie urządzimy! I jeszcze raz przepraszam. - cmoknął mnie w czoło po czym poszedł do samochodu po zakupy.
Róże były niesamowite. 45? 50? Tyle mogło ich być- myślałam patrząc jak chłopak krząta się po kuchni. Dobudziłam Oliviera, przebraliśmy się i byliśmy gotowi by zjeść.
- Kochanie ty moje. - zaczęłam, a Reus podniósł głowę. - Najdroższe śliczności. Mój skarbie. - chłopak patrzył się zaskoczony.
- Nie Marco. Mówię do mojego księcia. - odwróciłam się do Oliviera. - Mam coś dla ciebie. Dzisiaj jest dzień ludzi, którzy się kochają, a więc proszę. - podałam mu maskotkę.
- Też coś mam.
Chłopczyk podbiegł do swojego plecaka i wyciągnął kartkę. Podszedł do stołu i wręczył mi ją. Byla to laurka z wielkim sercem na przodzie i słowami: kocham cię w różnych językach.
- Ojej. Sam zrobiłeś?
- Wujek Nuri mi pomógł, ale prawie sam.
Przytuliłam Oliviera. To było naprawdę wyjątkowe.
Nie zdążyłam zjeść pierwszego kęsa śniadania, gdy znowu zadzwonił dzwonek.
- Kogo teraz przywiało?
Listonosz. Miał dla mnie dwie przesyłki i parę listów. Odłożyłam je na bok chcąc spokojnie dokończyć śniadanie.
- Co zamawiałaś? - spytał Marco.
- Właśnie nic.
- Prezenty?
- Potem zobaczę. Jedz, bo Jurgen nie poczeka na ciebie z treningiem.
- Dzisiaj mamy na później.
Gdy wszyscy już byki najedzeni, a stół był posprzątany zaczęłam otwierać paczki. W pierwszej był trykot "Sokratis" i karteczka. " Takiego chyba jeszcze nie masz :) możesz mi podziękować na kolacji wieczorem. Napisz czy możesz" w środku była mniejsza paczuszka zaadresowana na Oliviera.
- Oooo zobacz co ja mam. Ktoś ci to wysłał. - oddałam zawiniątko chłopcu.
Zerknęłam na kwaśną minę Marco. Żeby nie robić mu przykrości odłożyłam koszulkę na bok i zajęłam się drugą przesyłką. W środku był karnet na siłownie, ciasto marchewkowe i kartka " mówiłaś, że chcesz ćwiczyć, ale nie masz czasu i motywacji. Teraz masz!! Przyjdź to ułożymy plan ćwiczeń!      Tom"
Reus stukał nerwowo palcami w blat stołu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby poprawić mu humor. Kocham cię? Chcę być z tobą na zawsze? Nie chciałam kłamać, ale nie mogłam też powiedzieć nie lubię z tobą spędzać czasu. Sama nie wiedziałam co czuję...

Mamy nexta!
Dziękuję za komentarze!

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 15

*U Magdy*
Sprawy z Jonasem toczyły się świetnie. Obydwoje traktowaliśmy to poważnie. Na codzień ja chodzilam do ostatniej klasy, a Jonas trenował. On chciał jak najszybciej zamieszkać razem, ale mi  było w domu dobrze. Gdy przyjechała Anita z Olim wszystko się zmieniło. Zbliżylismy się do siebie jeszcze bardziej. Było widać, że Jonas lubi dzieci.

U Anety
Natychmiast oderwaliśmy się od siebie.
- Mamusia pomagała mi się przebrać i się źle poczuła i ...- uciszyłam Marco gesten.
Poprawiłam koszulkę i podeszłam do Oliviera.
- Gdy dorośli się lubią, to czasami to sobie okazują. Czasami też trochę ich poniesie.
- Czyli kochasz wujka?
Dzieci potrafią skomplikować sytuację. Nie chciałam składać żadnych deklaracji na teb temat. Nie zastanawiałam się nad tym.
- Marco jest dla mnie bardzo ... miły. - nie mogłam znaleść odpowiedniejszego słowa. - To gdzie jest ta krew?
- Tutaj. - pokazał palcem na nóżkę.
- Ojej. Co zrobiłeś?
- Upadłem na klocki.
- Daj to pocałuję i nie będzie bolało.
Po chwili mały w dużo lepszym humorze pobiegł do najmłodszej części towarzystwa.
Nie byłam pewna jak po wyjściu Oliviera zareaguje Marco.
- A miało być tak fajnie. - powiedział piłkarz i podszedł do mnie.
- Dobrze, że wszedł wtedy, a nie na przykład 10 minut później.
- Też prawda. - pocałowaliśmy się i wyszliśmy z pokoju. Schodząc schodami Marco trzymał mnie za rękę. Wyprzedziłam go, żeby musiał mnie puścić. Nie chciałam, żeby ktokolwiek cokolwiek wiedział. Pocl co robić sensację.
Gdy nas nie było w salonie rozwinęła się niezła impreza. Przyszło dużo osób, których nie znałam. W tym samym czasie, Tugba zbierała dzieci, żeby zabrać je na wspólne nocowanie.
Podeszłam do Oliviera:
- Napewno chcesz jechać? - jeszcze nigdy nie nocował poza domem.
- Mamo! Jestem juz duzy.
- A no jesteś. Ale masz być duży i grzeczny. Rozumiemy się? - spytałam, a mały pokiwał głową.- Przyrzekasz na paluszek? - wystawiłam przed siebie pięść z wyprostowanym małym palcem.
- Tak.- Oli zrobił to samo i nasze palce utworzyły coś na kształt skrzyżowanych haków.
- To leć do cioci, bo już czekają. - pomachałam reszcie gromady, zamknęłam drzwi wyjściowe i udałam się do salonu.
Dawno się nie bawiłam. Odkąd był Olivier namnożyły mi się obowiązki i ubyło czasu wolnego. Postanowiłam wykorzystać wolny wieczór. Weszłam w środek wirującego tłumu. Gdy miałam dość, poszłam do kuchni, gdzie spotkałam Kubę i jakiś facetów.
- Ooo jest i Anetka!
- Witam, witam. - powiedziałam do zgromadzonych. - Wspominałeś coś o niewielkim spotkaniu za znajomymi chyba dzisiaj. To gdzie ono jest? - spytałam lekko złośliwie.
- Nie mów, że ci się nie podoba!
- Tu mnie masz.
- Hmmmmh - odchrząknął jeden z mężczyzn, czym zwrócił uwagę Kuby.
- A tak! Więc to jest Tom. Pracował kiedyś z nami przy treningach siłowych, a to ... wspólny znajomy.
- Miło mi poznać.
Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Dłużej zatrzymaliśmy się przy różnych treningach. Tom miał pojęcie o tym co mówi. ... się gdzieś ulotnił, a my staliśmy wręcz przytuleni. Było tak głośno, że nie dało się inaczej rozmawiać, jak właśnie z takiej odległości. Piłam już kolejną lampkę czerwonego wina, gdy poczułam coś na mojej talii. Ręce. Nie musiałam się nawet oglądać.
- Hej Tom! Nie wiedziałem, że wpadniesz! - krzyknął Marco.
- Też nie wiedziałem. Tak wyszło.
- Poznałeś już Anetę?
Nie geniuszu. My tu tylko stoimy i się wąchamy. - cisnęło mi się na usta, ale zamiast tego rzuciłam chłopakowi spojrzenie pod tytułem "Are you kidding me?"
- Miałem tą przyjemność.- odpowiedział Tom uśmiechając się do mnie.
Poczułam już nie dłoń, a całe objęcie. Marco znaczył teren?
- Pozwolisz, że ją porwę?
A mnie już nie łaska spytać o zdanie? Równie dobrze mogłoby mnie tam nie być. Cała uwaga Marco skupiona była na znajomym. Był jak przyczajony tygrys. Nie odda swojej ofiary.
- Jeśli pani chce. - mrugnął do mnie Tom.
- Nareszcie ktoś mnie zauważył.- spojrzałam z wyrzutem na Marco. - Możesz mnie porwać... - powiedziałam do chłopaka-... ale mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj się zobaczymy.-zwróciłam się do nowego znajomego.
- Będę się kręcił w pobliżu.
Pożegnałam Toma uśmiechem.
Marco wyciągnął mnie na "parkiet".
Szalałam ze wszystkimi graczami. Zdziwiło mnie to, że każdy z nich naprawdę umie tańczyć. Raz udało mi się nawet z Tomem, ale Marco dość szybko nas odseparował.
Koło 4 ludzie zaczęli się rozchodzić.
- A co ze mną? - spytałam Łukasza i Kubę.
- Marco! Marco! - zawołał Piszczek.
- Do usług! - wpadł do pokoju chłopak.
- Tę panią do domu raz!
Zasalutował, złapał mnie za uda, podniósł i przewiesił sobie przez ramię.
- Jak pizza do dostawy. - pwiedziałam.
- Dokładnie! Nawet jesteś gorąca!
I w taki sposób opuściłam imprezę.
Gdy jechaliśmy coś mi nie pasowało.
- Chwila! - złapałam Marco za rękę.- Mieliśmy tam skręcić!
- Nieee...
- Przecież wiem, gdzie mieszkam.
- Fajnie. Ja też. Jacy my jesteśmy błyskotliwi!
- Spadaj! - uderzyłam do w bok.
- I znowu mnie bijesz!
- Tak, idź się gdzieś poskarż, że cię dziewczyna bije, to jeszcze cię wyśmieją! A teraz serio. Czemu nie skręciłeś?
- Bo jedziemy do domu.
- No właśnie...
- Ale nikt nie mówił, że twojego!
- I nie mam nic do gadania?
- Wystarczy, że stosujesz na mnie przemoc!
Dojechaliśmy do domu Marco i weszliśmy do mieszkania.
- Nie mam się w co przebrać!
- Na stole czeka trykot!
- Czyli to ukartowałeś?
- Poprostu miałem nadzieję.
Po umyciu się i doprowadzeniu do względnego porządku, siedliśmy na kanapie pod kocem, oglądając przez okno piękne jezioro z odbijającym się w nim księżycem w pełni, rozmawiając o dzieciństwie póki nie zasnęliśmy.


Wasze komentarze dają niesamowitego powera!! Dziękuję! :*
Mam nadzieję, że w opowiadaniu za bardzo nie przynudzam, a w razie czego prosze się skarżyć:)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 14

Spojrzałam na zegarek.
- Ok. Sokratis, naprawde weźmiesz małego?
- No pewnie.
- Ja za 2 godziny powinnam być wolna.
- Nie ma sprawy. Kolejny trening mamy dopiero o 17, więc nie masz co się śpieszyć. Tugba z Ömerem przyjadą to damy maluchom piłkę i potrenują z nami.
Kazałam Olivierowi, żeby był grzeczny i pełna obaw zostawiłam go z chłopakami.
W trakcie zajęć cały czas dyskretnie zerkałam na telefon sprawdzając, czy nie dostałam jakiś nowych wiadomości. Lekcje dłużyły się w nieskończoność.
O 17 byłam pierwsza, która opuściła budynek. Wsiadłam do samochodu i wystrzeliłam jak z procy. W głowie miałam ciężkie pierwsze dni pobytu w przedszkolu Oliego i zastanawiałam się, czy brak wiadomości od Papasa to nie jest przypadkiem zły znak.
Jednak po przybyciu na obiekt treningowy znalazłam szalejących chłopaków i spokojnie patrzącą na nich kobietę.
- Hej Tugba!
- Cześć! Powiem Ci, że Sokratis ma rękę do dzieci. Olivier nie chciał go puścić na trening.
Usiadłam przy stole, nalewając sobie kawy.
- Nie byłam pewna, jak sobie poradzi.
- Mamo, mamo! Byłem na stadionie! - krzyczał szczęśliwy malec, wsiadając mi na kolana.
- I jak było z wujkami?
- Mogę powiedzieć prawdę? - spytał lekko zawstydzony chłopiec.
- Tylko tego oczekuję!
Oli zbliżył usta do kojego ucha i cichutko powiedział:
- Wujek Papas jest czadowy, ale wujek Marco chyba mnie nie lubi.
Czadowy? Skąd takie słowo?- pomyślałam.
- Czemu tak myślisz?
- Nie wiem. Tak mi się zdaje. Nie jesteś zła? - chłopczyk opuścił brodę, jakby czekając na reprymendę.
- Ale dlaczego?
- Bo wujek Marco cię bardzo lubi chyba, i ty go też nie?
Co tu odpowiedzieć? Tugba rozmawiała z synem, ale czułam że mimo woli przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Takie sytuacje nie mają nic do tego. Jeśli ty kogoś lubisz, to nie znaczy, że wszyscy muszą.
- To nie jesteś zła?
- Na ciebie nigdy!
Chyba za to dostałam wielkiego buziaka. Olivier przytulił mnie najmocniej jak umiał, zeskoczył z kolan i spowrotem powrócił do wariowania z piłką po pokoju.
Reszta treningu zleciałam nam na plotkowaniu i oglądaniu ciuchów w internecie. Szkoda, że nie było mnie na nie stać. Ciężko mi było samej wychowywać Oliviera i zarabiać na utrzymanie, ale chciałam być pewna, że niczego synowi nie brakuje.
- Chodźmy do chłopaków.- rzekła żona Nuriego, patrząc na zegarek.
Gdy wychodziłyśmy z budynku, zobaczyłam jak Sebastian upada. Od razu popędziłam w stronę grupki mężczyzn.
- Co się stało? - spytałam widząc grymas bólu na twarzy piłkarza.
- Chyba skurcz. - złapał się za tylnią część uda.
- Gdzie jest fizjoterapeuta?
- Dzisiaj mają jakieś seminarium. Ale zaraz powinno mi przejść. - w międzyczasie wokół nas utworzyła się spora grupka patrząca z niepokojem na mężczyznę.
- Chłopaki, raz mi go do środka i na stół! - zarządziłam.
Po chwili byliśmy w ciepłym pomieszczeniu ze stołem do masażu.
- Co ty robisz?
- Nie widać? Pomagam!
- Ale nie wiesz co robić!
- Specjalistą nie jestem, ale ukończyłam kurs i mam podstawowe wykształcenie masażysty!
- Nic nie wspominałaś. - Sebastian nie mógł ukryć zdziwienia.  - Ale jak mi coś zrobisz..!
- Nie strasz, nie strasz, bo się... bo będzie źle. - skwitowałam rozmowę i wzięłam się do pracy. Po 6 minutach piłkarz był już na chodzie.
- Robisz to jak nasi fizjoterapeuci.
- A dziękuję.
- To mówisz, że gdzie pracujesz?
...

Mecz był jak zawsze niesamowitym przeżyciem. Olivier siedzący na trybunie VIP był tak podekscytowany sytuacją, że gdy o coś go pytałam to odpowiadał mieszając polski i niemiecki język. Po 90 minutach to gracze Borussi zchodzili z boiska z zasłużoną wygraną, dlatego wszyskim dopisywał humor.
...
Następnego dnia u Kuby

Siedzieliśmy w miłym towarzystwie. Czyli jak zwykle dom pełen ludzi, bo wszyscy są sobie bliscy, więc nikogo nie mogło zabraknąć. Była nawet Magda z Jonasem. Byli, ale tylko cieleśnie, bo większość czasu spędzali w krainie "ale ja cię kocham" na "polanie zupełnego zauroczenia". Po obiedzie zostały otwarte wina.
- Ja nie piję, jestem samochodem.- powiedziałam.
- Odwieziemy cię. A Oli i tak dzisiaj śpi u nas.
- Naprawdę? - zdziwiłam się.
- Znaczy ty jeszcze nie wiesz, ale ja ci uświadamiam. - Kuba rzucił swój firmowy uśmiech.
- No niech wam będzie. - wzięłam lampkę wina do ręki.
Zaczęły się tańce, hulanki. Każdy bawił się, a z kuchni między kolejnymi żartami wybuchały salwy śmiechu.
Wstałam z kanapy i udałam się do łazienki. Niestety była zamknięta, więc poszłam na górę, szukając drugiej. Nie długo potem, lżejsza i szczęśliwsza wyszłam z pomieszczenia. Było ciemno i jedynym źródłem świtła była lampa paląca się na ulicy. Jej słabe promienie wyłoniły nagle z mroku pewną postać. Zaraz po tym otoczył mnie przepiękny zapach mocnych, męskich perfum. Od razu poznałam tę woń. Postać zbliżyła się do mnie bezszelestnie. Poczułam ciepły oddech na moim czole. Podniosłam głowę chcąc ujrzeć oczy mojego towarzysza, jednak lampa uliczna nie była w stanie ukazać mi tego obrazu. Mimo to czułam na sobie mocne i pewne spojrzenie. Zamknęłam oczy, uznając że tylko przeszkadzają mi one w celebrowaniu tej chwili. Stałam przed mężczyzną. Poprostu. Nic nadzwyczajnego, jednak było w tej scenie coś delikatnego i ulotnego. Wstrzymałam oddech nie chcąc naruszać tej emanującej siły. Trzymając oczy zamknięte, poczułam słaby dotyk na policzku. Niby muśnięcie piórka. Zaraz potem zwiększyła się moc dotyku i poczułam dłoń zaplatającą sobie moje włosy wokół palców. Nie widziałam twarzy piłkarza, ale wiedziałam, źe zbliża się do mojej. Mężczyzna delikatniw mnie pocałował, jakby chcąc wybadać sytuację. Gdy poczułam słabnącą siłę gestu, probiłam lekki krok w przód i mocniej przycisnęłam nasze wargi do siebie. Druga ręka piłkarza zeszła na moją talię, po czym spokojnym, ale stanowczym ruchem zostałam przyciągnięta. Stałam teraz prawie jak zespolona z umięśnionym ciałem sportowca. W jednej chwili pocałunki stały się zdecydowane i namiętne. Weszliśmy do pierwszego pokoju, piłkarz zamknął drzwi nie zaprzestając pieszczot. Zdjęłam koszulkę chłopaka i gdy ją upuszczałam zaczepiłam o coś ciężkiego i dość głośno to przesunęłam.
Ręce mężczyzny błądziły pod moim topem. Nagle usłyszałam odgłos otwieramych drzwi i poczułam uślepiające światło.
- Mamo, mamo krew! - wbiegł do pokoju rozchisteryzowany Olivier.
Gdy zobaczył nas w takiej sytuacji zatrzymał się i spytał:
- Wujku, co robisz z mamą?

Dziękuję za poprzednie komentarze;)

piątek, 6 września 2013

Rozdział 13

Podjechałam pod bramę i pokazałam ochroniarzowi moje pozwolenie na wjazd, zaparkowałam samochód i udałam się w stronę budynku. W środku nic się nie zmieniło. Od razu wróciły wspomnienia. To było pół roku temu, a moja sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Wzięłam na ręce syna, ubranego od góry do dołu w BVB. Gdy ujrzał przed sobą wielką szybę, a za nią reklamy Borussi, domyślił się, gdzie jesteśmy.
- Mamo, gdzie mój prezent?
- Można powiedzieć, że zaraz pojawi się na boisku.
Jak na zawołanie, na trawę wybiegła cała drużyna BVB.
- Mamo, mamo, mamo! Zobacz!
- To jest twój prezent.
Całe dwie godziny mały stał przytulony do szyby, nie mogąc oderwać wzroku od swoich idoli. Cieszyłam się, że Olivier mimo śmierci mamy, umie cieszyć się życiem.
- A teraz możemy zejść na dół.- powiedziałam, widząc jak Nuri macha do mnie.
Olivierowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu odwrócił się na pięcie i pędem poleciał za recepcjonistką, która miała nas zaprowadzić. Zeszliśmy schodami w dół i otworzyły się drzwi. Wyszliśmy na murawę, a ku nam zmierzali zdziwieni piłkarze. Nie wiedzieli, oprócz Sahina, że się zjawię, a jak się okazało, nie wiedzieli w ogóle o moim pobycie w Niemczech.
- Mamusiu zobacz!
Od razu zauważyłam zdziwienie na twarzach mężczyzn.
- Idź zbierać autografy. - mrugnęłam do mojego księcia. - Witam wszystkich!
Zaczął się czas powitań. Każdy mnie tulił i dziwił się co ja tu robię. Widziałam, że ucieszyli się na mój widok.
- Aneta! Ty nie w Polsce?
- Przywiało mnie - uśmiechnęłam się do Marco.
Cały czas miałam na oku Oliviera, biegającego z rumianymi policzkami, kopiącego piłkę w stronę bramki.
- Dobra koniec żartów! Zrobiło się zimno.- jakby nie było, był luty. - Misiu, choć do mnie!
- Mamuś jesce chwilę!
- To ja idę z chłopakami, a ty zostań! - odwróciłam się biorąc pod rękę Marcela, który zaczekał na mnie.
- No dobla! - podleciał do mnie i wyciągnął dłonie, chcąc na ręce.
- A jak wujek cię zabierze? I weźmie do szatni. - zagadał Marcel.
- Jeśli Oli będzie chciał to proszę bardzo.
Czekałam, aż cała drużyna się przebierze i wyjdzie z szatni. Co chwila w pomieszczeniu wybuchały salwy śmiechu. Mały kradł serce wszystkim, którzy go zobaczyli.
- Aneta!-powiedział uśmiechnięty Jurgen.
- Dzień dobry! - wstałam ze schodów.
- Co tu robi...
Z szatni wybiegł zachwycony Olivier trzymając w ręcę koszulkę Lewego. - Mami zobac co mam!
- Twój?-spytał zdziwiony trener.
- Tak, ale to druga historia.
- Miło mi cię poznać. Kibicujesz Borussi?
- Oglądam wsystkie mece.
- To pewnie ten dżentelmen będzie chciał pójść na jutrzejszy mecz! - Jurgen schylił się do chłopca, widząc że cały jest żółto-czarny.
- Taaaak! -krzyknął uradowany maluch. Bałam się żeby mi się nie rozchorował z nadmiaru wrażeń.
- A w poniedziałek przyjedziecie do mnie. Będzie Łukasz. Dzieci się pobawią. My będziemy mieli chwilę, żeby pogadać. - wtrącił Kuba, idąc w naszą stronę.
- Plose pana, ja to bym chciał.
- Jaki pan? Wujek.
- Mamo, mam wujka piłkaza.
- Sądze, że nie jednego. - zwróciłam się do piłkarza. - Jeśli nie będziemy przeszkadzać to z chęcią wpadnę. Przepraszam, wpadniemy. -poprawiłam się biorąc na ręce małego kibica.
Przez cała rozmowę przyglądam nam się Marco. Gdy Jurgen i Kuba wyszli z budynku, chłopak podszedł do mnie:
- Mogę do niego tez mówić wujku? - Oli szepnął mi na ucho.
- Zaraz się spytamy.
Gdy postawiłam małego na podłodzę, Marco przytulił mnie. Ale nie jak znajomy. Czułam coś więcej niż zwykłą tęsknotę za dawno niewidzianym przyjacielem.
- Stęskniłem się. - wyszeptał mi do ucha.
- Ja też.
W tym momencie z szatni wyszedł Sokratis. Podszedł do nas i odchrząknął. Oderwaliśmy się od siebie.
- Dopiero teraz czuję jak się stęskniłam. - odwróciłam się u stronę Sokratisa, posyłając mu swój firmowy uśmiech.
- Miło mi to słyszeć.
Spojrzałam na zegarek.
- O Boże. Już 14?! Nie zdążę!
Zgarnęłam Oliviera na ręce i popędziłam w stronę wyjścia.
- Co się stało? - pobiegli za mną Marco i Sokratis.
- Na 14.30 muszę być w szkole, a muszę małego podrzucić do przedszkola. - nie zatrzymując się, wyjaśniłam sytuację.
- Poczekaj! - zatrzymał mnie piłkarz. - Przecież ja mogę zająć się małym.
- Sokratis, ale ja nie mogę ci dorzucać małego na głowę. Tym bardziej, że nie wiem, jak się Oli będzie z tobą zachowywał w nowym miejscu.
- Olivierze, czy chciałbyś spędzić ze mną popołudnie?
- Mamuś mogę? - spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczkami.
- To nie problem?
- Kochana, najmniejszy. - Marco spiorunował wzrokiem Sokratisa po słowie "kochana".

U Marco
Mały był naprawdę uroczy, ale kobieta z dzieckiem to już inna sprawa. Obowiązki, choroby, terminy... Jednak, gdy Papas robił maślane oczka do Anety, poczułem ukłucie ... zazdrości? Złości? Nie wiedziałem jak to nazwać.

U Anety
Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam urazić żadnego z chłopaków. ...

Przepraszam, że rozdziały są tak rzadko i nie mam czasu na komentowanie blogów, które tak lubię czytać. Ilość powtórek z chemii i biologii do matury jest ogromna, ale będę starała ciągnąć dalej to opowiadanie :) dziękuję za komentarze :))

środa, 4 września 2013

Rozdział 12

W Dortmundzie wylądowaliśmy mocno po południu.
- Hej Madziuchna. - powiedziałam słabo.
- Cześć Necia. A to jest pewnie Olivier. - pochyliła się z stronę chłopczyka, wtulającego się we mnie.
- Nie wstydź się. To jest twoja ciocia. Będziemy się teraz często widywać.
Magda zabrała moje torby, i włożyła je do samochodu.
- Kupiłaś małemu fotelik?- zerknęłam na tylnie siedzenie.
- No a jak!

Po rezygnacji ze studiów postanowiłam wyjechać. Wybór padł na Niemcy, bo uznałam, że w przypadku problemów, będzie miał mi kto pomóc. Czując jak ilość pieniędzy na koncie się zmniejsza, szybko zabrałam się za szukanie mieszkania i pracy. Znajomość angielskiego mi bardzo pomogła, jednak musiałam dodatkowo pobierać nauki niemieckiego. Na szczęście blisko mieszkania znalezionego za atrakcyjną cenę, była szkoła językowa. Teraz nic nie stało na drodze do emigracji.
- Podwieź mnie do mieszkania i będę ci wdzięczna. - powiedziałam, marząc jedynie o drzemce.

- Aneta, Aneta!- poczułam jak ktoś szturcha mnie za ramię, a a tyłu dobiegał mnie płacz.
- Co się dzieje?
- Usnęłaś.
- Już ogarniam. Oli nie płacz. Choć do Anety. - wyciągnęłam ręce do chłopaka.
- Mamooo...- chociaż mały tak do mnie mówił, mi nie chciało to przejść przez gardło.
- Jak on sobie radzi?
- Tęskni, ale się nie daje. Jesteś silny, nie Oli?
- Tak! I pomagam mamie.
- Sprząta ze mną, gotujemy razem.
Magda przyglądała się nam.
- To super! Ale teraz chyba dasz mamie odpocząć?
- Będziemy razem spali! - krzyknęło radosne dziecko.
- Dziękuję Madziuś. Zaprosiłabym cię na górę, ale ledwo żyję.
- I tak wejdziemy razem! Muszę ci pomóc wnieść bagaże i zakupy!
- Zrobiłaś mi zakupy? Kocham cię!

Mieszkanie nie powalało na kolana, ale było blisko centrum. Mieliśmy pokój łączony z kuchanią i łazienkę. Nowy plan dnia też był ciężki: śniadanie i odwiezienie małego do przedszkola, sprzątanie ( tak zarabiałam), szkoła językowa, zabranie Oliviera z przedszkola. Wieczorami dorabiałam jako opiekunka do dzieci.

Miesiąc jeden, drugi, trzeci. Niemiecki szedł mi bardzo dobrze. Oli też mówił w tym języku tak sprawnie, jak po polsku. Pewnego wieczora siedzieliśmy z Olivierem przy przygotowaniu kolacji.
- Mamo, telefon dzwoni.
- Dziękuję. Halo?
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Dzwonię z ogłoszenia z gazety...

3dni później stałam pod pięknym domem z widokiem na stadion. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem poprawiając włosy. Chciałam dobrze wypaść, bo taka willa sugerowała dobrze płatną pracę. Po chwili drzwi się otworzyły:
- Dzień dobry... Aneta?
- Nuri?
- Wejdź do środka! - zza mężczyzny wyszedł Ömer.
- Ciocia?
- Cześć! Ale urosłeś.- wzięłam dziecko na ręce.
- Nie wiedziałem, że tutaj jesteś. - powiedział Nuri, kierując mnie do salonu.
- Jakoś tak wyszło. Dorabiam jako opiekunka. Skorzystasz?
- Ömer, nie podoba mi się ta pani. Znajdźmy inną! - mężczyzna podpuszczał dziecko.
- Tatuś! Ja chcę ciocię!- powiedział stanowczo chłopiec, tupiąc nogą.
- No to chyba nie masz wyboru! - mrugnęłam w stronę mężczyzny.
-  To jednak nie medyczny? -Nuri odwrócił się w moją stronę.
- Powiem tak, twoje plany, a to co życie ci przynosi to dwie różne rzeczy.
- Od kiedy ty tak dobrze mówisz po niemiecku?
- Siedzę tu 3 miesiące i do szkoły chodzę, więc jakoś daję radę.
- Tyle czasu?  My nic o tym nie wiemy?!
- Macie 2 razy w tygodniu mecze, a ja cały czas pracuję. Nie było okazji żeby się skontaktować.
- Ale teraz będziemy się częściej widywać!
Umówiłam się na opiekę nad Ömerem, i dostałam zaproszenie na trening, jeśli będę miała wolne.

Kolejne dni wypełnione obowiązkami mijały w oka mgnieniu. Dzięki pracy u Nuriego mogłam trochę zwolnić ze sprzątaniem. Soboty i niedziele mogłam spędzać z Olim, bez którego nie umiem wyobrazić sobie życia.
Sobotni wieczór:
- Idziemy na plac zabaw? - spytałam wstając od stołu.
- Mamo, mamo! Mecz jest! - zapomniałam, że mam pod dachem wiernego kibica Borussi. I w pewnym momencie dostałam olśnienia.
- A kto ma za tydzień urodzinki?
- Ja mam! - chłopiec zaczął się cieszyć.
- To ja mam dla ciebie niespodziankę.


Klasa maturalna, więc nie mam teraz na nic czasu. Na dodatek weny do pisania jak nie było, tak nie ma. Dlatego też z tego razdziału też nie jestem do końca zadowolona :/

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 11

U Magdy
Od wyjazdu Anety nic się nie zmieniło. No może poza tym, że do Jonasa mówiłam 'kochanie'. Chłopaki czasami wspominali o siostrze, pytali się co tam u niej. Nie umiałam im odpowiedzieć na to pytanie. Nie miałam żadnego kontaktu z Anetą. Żyła teraz w nowym mieście,  pewnie się asymilowała.

*3 miesiące po wylocie*
Siedziałam na korytarzu na uniwersytecie, gdy poczułam wibracje. Wyjęłam telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się : "Dzwoni Aneta"
-Tak? O cześć...tak...tak...okej...ale co się stało? ...O Boże, o kurde. Okej...Dobra. Pa.

U Anety
Siedziałam z Olivierem na lotnisku.
- Choć kochanie ty moje. Teraz my! Ale najpierw buziak!
Spojrzałam na tablicę, odczytując numer stanowiska. Wracałam do Dortmundu. To nie miało tak wyglądać. Powinnam siedzieć teraz na auli, słuchając wykładu profesora, krojąc zwłoki, bądź wkuwając na pamięć listę leków. Jednak życie miało już ułożony dla mnie scenariusz i nie był on zgodny z moim wyobrażeniem.
Zacznijmy od początku.
Wróciłam z Niemiec. Przeprowadzka, załatwianie formalności, nowi znajomi. Musiałam przystosować się do funkcjonowania bez rodzinny. Po miesiącu wszystko w Warszawie miałam ułożone i coraz lepiej się tu czułam, gdy pewnego dnia dostałam telefon, którego nigdy nie zapomnę.
- Halo?
- Czy rozmawiam z Anetą?
- Tak, przy telefonie.
- Dzwonię ze szpitala wojewódzkiego w Lublinie. Pani Karolina Lipińska uległa wypadkowi. -moje serce zaczęło bić nieporównywalnie szybciej. - Leży w stanie krytycznym i to właśnie panią mieliśmy powiadomić.
- Dziękuję, już jadę.
Karolina była moją przyjaciółką. Starsza o 2 lata, z pechowym życiorysem. Wcześnie straciła rodziców. Potem trafiła na nieodpowiedniego chłopaka i wpadła. Poznałyśmy się przez przypadek w klubie. Miałyśmy inne zainteresowania, ale uzupełniałyśmy się. Poprostu zaiskrzyło.
Wsiadłam w pierwszy bus, jaki jechał do Lublina i już po 4 godzinach od telefonu wpadłam do szpitala.
- Szukam Karolinę Lipińką.-powiedziałam do stającej tyłem recepcjonistki.
- Proszę na drugie piętro i zapukać do ordynatora.-odrzekła po sprawdzeniu nazwiska w komputerze.
- Dziękuję. - rzuciłam biegnąc w stronę windy.

- Stan beznadziejny. - tyle do mnie doszło.
Stałam pod salą, w której leżała Karolina. Nie miałam odwagi wejść. W głowie widziałam jej ciało w otoczeniu kabelków i pikającej aparatury, ale nie mogłam już dłużej czekać.
Delikatnie pchnęłam drzwi i wkroczyłam do sali.
- Cześć kochana.- powiedziałam stojąc nad łóżkiem.
Karolina otworzyła oczy. Wyglądała strasznie. Blada, poobijana.
- Hej. Nie zostało mi dużo czasu i wiem, że umrę. Nie mam rodziny, a najbliższą mi osobą jesteś ty. Jesteś też chrzestną małego. Nie chcę, żeby został sam i poszedł do domu dziecka. Dlatego proszę cię abyś się nim zajęła. Zrozumiem jeśli odmówisz, ale muszę cię poprosić.
- Mam się stać jego matką? Przecież wiesz, że ja się nie nadaję. Ja nawet szczeniaka nie mam. - próbowałam jakoś pozładować sytuację, ale byłam tak zdenerwowana, że gadałam od rzeczy.
- Daj spokój. Mały cię uwielbia. Gdzie mu będzie lepiej jak nie z tobą? Znasz go, u ciebie będzie mu łatwiej. Wiem, że krzywda mu się nie stanie.
- Kocham cię, jego też. I jeśli tak chcesz to go przygarnę. Ale masz przed sobą długie lata życia.- czułam jak maje oczy toną we łzach.
- Anetko, ja czuję, że nic z tego nie będzie. Na stoliku masz mój telefon. W notatkach jest napisane, gdzie mały ma wszystkie dokumenty. Są tam też te, przekazujące prawo do opieki. Jestem sama z Olim, więc musiałam być przygotowana na zapewnienie małemu przyszłości, dlatego miałam ułożony plan. To ty jesteś mi najbliższa, dlatego dzwonili do siebie.
- Podpiszę to i staję się opiekunem prawnym?
- Tak. I nie noś żałoby, ani nic. Starczy, że będziesz dla małego jak matka. A wiem, że dasz radę.
Łzy spłynęły mi po policzkach. Złapałam dziewczynę za rękę. Tracę przyjaciólkę i zyskuję syna. Mimo jej beznadziejnego stanu, widziałam siłę w oczach, gdy mówiła o Olivierze. Był całym jej życiem, a teraz to ja miałam go mieć w opiece.
- Karolinko. Wiedz, że cię kocham. Przywiozę Oliviera.
- Dobrze.
Wyszłam z sali nie będąc pewną, czy po powrocie Karolina będzie jeszcze żyła. Szybko wsiadłam w taksówkę i po 20 minutach wróciłam z chłopaczkiem do szpitala.
- Gdzie mama?- pytał 2-letni malec.
- Leży w sali. Będzie musiała pójść do Boga, do aniołków.
- Zostawi mnie? - łzy pojawiły się w oczach chłopca.
- Cały czas będzie z tobą, ale nie będziesz jej widział. Teraz musisz ją przytulić i pokazać, jak ją kochasz.
Otwarzyłam drzwi do sali. Karolina słabła w oczach. Była niczym wypalająca się świeca. Jej płomyk życia gasł w oczach. Mały podleciał do łóżka, tuląc się do misia.
- Mamo, mamusiu.
- Hej kochanie. - z trudem otworzyła oczy.
- Mamusiu kocham cię.
- Ja ciebie też słoneczko.  Teraz słuchaj mnie uważnie. Ja muszę odejść, ale będę nad tobą czuwała. Zostajesz z ciocią. Traktuj ją, jak mnie.
- Mogę z tobą?
- Ty musisz tu zostać i wyrosnąć na dużego mężczyznę.
- Masz misia na drogę, zeby ci smutno nie było.
Mały położył pluszaka na łóżku. Miłość dziewczyny do dziecka, wzmagała ból całej sytuacji. Nie chciała go zostawiać.
- Dziękuję. Kocham was.-resztką sił wypowiedziała te słowa.
- My ciebie też. - odpowiedziałam, biorąc Oliviera na ręce.
Maszyny zaczęły przeraźliwie piszczeć.
- Mamusia już jest na miejscu. - zapłakana wyjaśniłam małemu, wtulając go w siebie.
Pogrzeb, adopcja i trudne decyzje. Te 3 rzeczy wypełniały mi 3 tygodnie. Wiedziałam, że nie będzie możliwa moja dalsza nauka. Utrzymanie się w Warszawie jest strasznie trudne, a teraz mam dodatkową osobę. W rodzinnym mieście nie było mowy o znalezieniu pracy.
- Trudno. Trzeba postawić wszystko na jedną kartę.- powiedziałam do siebie i wzięłam do ręki telefon.

A więc mamy nową osobę- Oliviera!
Jak sobie Aneta z nim poradzi? Co wy sądzicie na temat Anety-matki?
Dziękuję za komentarze i prosze o kolejne motywujące, z krytyką bądź pomysłami na przyszłość Anety