Nie mogłam przerywać pracy. Weszłam w rutynę polegającą na pospolitej egzystencji. Nawet nie zwracałam uwagi na to co robię. Wszystko robiłam z tzw. automatu. Nie zwracałam uwagi na głód, ubrania, wygląd. Uciekło ze mnie całe życie. Pewnie odeszło razem z Oliwierem. Minął już tydzień od naszej rozłąki. Codziennie sprawdzałam, czy sytuacja posunęła się do przodu.
- Dzień dobry. Czy wiadomo coś o ...
- Nie pani Aneto. Tak samo, jak wczoraj i przedwczoraj.
- Ale od tygodnia nic nie drgnęło! Jak można tak obchodzić się z ludźmi?! Tu podobno chodzi o dobro dziecka, ale jakoś tego nie widać!
- Niech się pani uspokuje, bo będę musiała wezwać ochronę!
- Jak mam z Wami rozmawiać?
Wyszłam z urzędu w takim samym humorze, jak przez ostatnie 6 dni. Mój niepokój dodatkowo pobudzał fakt, że nie miałam sposobności porozmawiać z synem. Nie wiedziałam nawet gdzie jest. Zostałam tylko zapewniona, że dalej przebywa w kraju.
Dojechałam do domu. Po przekroczeniu progu, rzuciłam torbę z ubraniami w kąt. To tam było jej miejsce odkąd mieszkałam sama. Siadłam na kanapie w salonie i patrzyłam w okno. Patrzyłam, patrzyłam, patrzyłam... To tak leciał mi czas bez Oliwiera.
-Aneta!
Powolnym ruchem odwróciłam głowę w stronę nowoprzybyłej osoby.
- Tak?- nie wykazałam specjalnego zaskoczenia obecnością znajomego.
- Wstań!
- Po co?
- Po to samo... Nie możesz tak siedzieć!
- Czemu?
- Jakbyś się ze mną kłóciła to bym był przynajmniej wkurzony z jakiegoś powodu. Twój brak emocji w głosie jest przerażający. - rzeczywiście. Tylko będąc w urzędzie udawało mi się obudzić w sobie tą wolę walki, jaka zazwyczaj towarzyszyła mi w życiu codziennym.
- Czepiasz się.
- Aneta!!
- Łukasz, było by mi miło jakbyś na mnie nie krzyczał w moim własnym domu.
- Dalej nie słyszę emocji. Wstawaj!
Nie miałam siły i ochoty dłużej polemizować z Piszczkiem.
- Idziemy!
- Ok.
- Nie chcesz wiedzieć gdzie?
- Wszystko mi jedno.
- Nie mam już do ciebie siły!
Siadłam na siedzeniu pasażera w sportowym aucie Łukasza. Było ono większe niż typowe, wiadomo - rodzina. Ruszyliśmy. Przez całą podróż wyglądałam przez okno, nie zwracając uwagi na to co widzę. Można byłoby pomyśleć, że w pojeździe jest obecna tylko zimna, nieokreślona skorupa, podczas gdy duch uleciał w nieznanym nikomu bliżej kierunku.
- Jesteśmy.
- Dobrze.
- Uduszę cię!
- Ok.
- Czemu ja strzępię język, skoro to i tak nic nie daje?! - powiedział piłkarz do siebie.
Wprowadził mnie przez wąski korytarz, do szatni.
- Przebieraj się!
- Ok.
Tak też zrobiłam. po 10 minutach stałam na środku przestronnego pokoju.
- I?
- Ooo! Jest jakaś reakcja! Teraz będziemy mieli zajęcia.
- Aha.
-Dzień dobry. - powiedział rosły mężczyzna podchodząc do nas z rękawicami w dłoni. - Zaczynamy!
No i jak zapowiedział, tak zrobił. Dostaliśmy ogromny wycisk. Najpierw tour de siłownia, potem bierznie.
- A teraz boks!
- Aha.
- Każdy ma swój worek.
Trener pokazał nam, jak prawidłowo wyprowadzać ciosy i na swój znak kazał uderzać.
- Raz, dwa, TRZY! Raz, dwa, TRZY!
Po chwili zwiększyłam intensywność uderzeń. Czułam jak cała moja złość i frustracja odnalazła drogę na zewnątrz. Gdy opadłam z sił, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do szatni.
Co się zmieniło? Teraz czułam złość, nie odrętwienie. Przebrałam się, wrzucając przepocone rzeczy do torby, którą wcześniej przekazał mi Piszczek. Wyszłam na powietrze.
- Jak się czujesz? - spytał Łukasz.
- Żyję. Wracajmy do domu.
Przez całą drogę powrotną próbowałam opanować drgawki. Nie wiedziałam czym są spowodowane. Jednak moje próby spełzły na niczym. Gdy zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem, zauważyłam stojący na podjeździe samochód. Pośpiesznie wyszłam z pojazdu. Gdy tylko przekroczyłam próg, moim oczom ukazał się Marco.
Jedyne co zrobił, to rozłożył ręce. Nic więcej. To wystarczyło. Rozpłakałam się, podbiegając do chłopaka. Wtuliłam się, a jego ramiona otoczyły mnie jakby płaszczem spokoju, sprawiając że mogła wyrzucić z siebie całą falę złych uczuć.
Nie mogłam powstrzymać łez. Po paru minutach poczułam dodatkową parę dłoni na plecach. Małych dłoni. Byłam pewna, że umysł płata mi figle.
- Mamo, Mamusiu. Co się stało?
Odwróciłam się . Łzy poleciały z podwójną siłą.
- Już nic kochanie. Wszytko jest w najlepszym porządku. W drzwiach stłoczeni stali piłkarze. Była prawie cała drużyna!
- Jak? - zwróciłam się w stronę Sebastiana, będącego niejako przewodnikiem moich przyjaciół.
- Borussia napisała oficjalne pismo do sądu polskiego i nagłośnili sprawę. Zrobiło się głośno, więc nie mieli jak się bronić. Nie wiedziałaś nic, bo nie zaglądałaś do gazet.
Wzięłam na ręce Oliwiera, po czym podeszłam do zebranych.
- Kocham was. Naprawdę. Jesteście najlepszymi ludźmi na świecie i nie wiem co bym bez was zrobiła. - spojrzałam każdemu w oczy.
- Jesteśmy rodziną, a rodzina musi się wspierać. - zza Sebastiana wyjrzał Marcel.
- To by się nawet zgadzało, bo rodziny się nie wybiera. My też jesteśmy razem, bo Jurgen nam każe. - powiedział Kevin, powodując salwę śmiechu. Marco otoczył jedną ręką Oliego, a drugą mnie.
- To w takim razie, nie mogę narzekać na moją rodzinę.
Takie o. CHciałam bardziej pchnąć do przodu akcję, jednak czułam się źle niejako zbywając temat Oliviera. Czekam na wasze komentarze z ocenami moich wypocin. Pod koniec grudnia kończę opowiadanie. Ale do tego czasu chciałabym, żeby pare rzeczy się jeszcze wydarzyło.
Pozdrawiam :*
Dobrze ze Oli juz w domu fajny rozdział wyobrazalam sobie to wszystko i mialam lzy w oczach rozuniesz tak działają na mbie twoje rozdziały nie kończ juz opowiadania prosze kontynuuj go dalej ; ( Marco boze slodziak ..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny no i nie koncz opowiadania
Kiedy następny tylko nie za tydzień bo się nie doczekaam
Dlaczego kończysz?!
OdpowiedzUsuńJuż nawet dodawaj te rozdziały rzadko, jeśli nie masz czasu...
Ale błagam nie kończ!
Pozdrawiam ;*
Fajneeeee, jakie to piękne :D nie kończ tak szybko tego opowiadania, to jedyne realistyczne, interesujące opowiadanie o BVB, błagam! Co ja bez ciebie zrobię :(
OdpowiedzUsuńAh i gratuluję playlisty :D
OdpowiedzUsuńA dziękuję ;) moim celem było realistyczne opowiadanie a nie komedio-tragedia i cieszę się że ktoś to docenił:)
UsuńJesteś najlepsza blogerka
OdpowiedzUsuń. Proszę nie kocz patrz jak masz duzo fanów !!
Jeeejuu... nie kończ opowiadania, roszę Cię. Ono jest taki inne niż te wszystkie, które czytam <3
OdpowiedzUsuńOoo.. dobrze, że Oliwier już wrócił, wgl taka miła scenka na koniec rozdziału! ;]]
+ http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/25-rozdzial/ - ZAPRASZAM :D
Pzdr :3
Nominowałam cię do LBA. Szczegóły u mnie na blogu ;http://megan-marco-marc-story.blogspot.com/ Pzdr :*
OdpowiedzUsuńNie kończ ! Ciągnij to opowiadanie tak długo jak się tylko da. Jesteś wspaniałą pisarką i kocham to co piszesz. Mam więc nadzieję, że nawet jak skończysz tą historię to niedługo zawitasz z czymś nowym ;) Rozdział rzecz jasna genialny. Świetny powrót Oliviera, chłopcy są niesamowici ;)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
Tymczasem nominowałam Cię do Liebster Award i jeśli znajdziesz chwilę to odpowiedz ;) http://the-story-of-marco.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam ;*
Nie kończ. :)
OdpowiedzUsuńJest super, fajna historia.! Nie niszcz nam tego :)
// http://bvbstorymarzeniasiespelniaja.blogspot.com/2013/12/polska.html