Obudziłam się leżąc na kolanach Marco. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak chłopak romansuje z kimś przez sms-y.
- Dzień dobry!- rzuciłam radośnie.
- Siema wariatko.
- Dla kogo ćwiczysz mięśnie kciuków?
- Kolega. Nie znasz.
Odkryłam się i usiadłam. Odwróciłam głowę do Marco, a on pocałował mnie znienacka.
- Takie tam na dzień dobry.
- Marco nie bądź taki szybki.- wystawiłam język.
- Mam ci przypomnieć wczorajszy wieczór?
- To było dawno i nie prawda!
Wstałam i udałam się w stronę kuchni.
- Dobrze ci w tej koszulce.
- Bo w żółtym mi ładnie.
- Bardziej chodziło mi o nazwisko.
- Kawa? - nie chciałam dłużej ciągnąć tematu.
Zjedliśmy śniadanie, ale oczywiście nie obyło się bez docinek i drażnienia się. W pewnym momencie rzuciłam:
- Jak zrobisz tak jeszcze raz to się do ciebie już nie odezwę!
- Nie wierzę ci. - po raz kolejny zostałam umazana śmietaną z naleśników.
- No to proszę bardzo. Odwieś mnie tylko do domu.
Jak obiecałam, tak zrobiłam. W zupełnej ciszy skorzystałam z łazienki, przebrałam się i stałam gotowa do wyjścia.
- Jedziemy? - spytał chłopak.
...
- Serio się nie odzywasz?
...
- Aneta, jak możesz!
...
- No dobra. Chodź.
Dojechaliśmy do domu, pożegnaliśmy się, a w sumie to ja machnęłam ręką na odjezdne i weszłam do domu. Szybko zabrałam kluczyki do samochodu i pojechałam po Oliviera.
- Mamusiu, spać mi się chce.
- Rozumiem, że w nocy tego nie robiłeś?
- Mamuś bawiłem się.
- No dobrze, dobrze.
Reszta dnia minęła standardowo. Szkoła, dom, wieczór i spać. Reus próbował się do mnie dodzwonić, ale skoro się nie odzywam to nie będę odbierać. Dostałam smsa od Sokratisa i Kuby pytających się jak mi się impreza podobała. Poza tym dzień jak codzień.
Godzina 14 dnia następnego i 5 nieodebranych połączeń od Marco. Dalej uparcie unikałam odbierania połączeń od tego osobnika. Godzina 17 - 10 nieodebranych. Zabrałam Oliego do cyrku i do wesołego miasteczka, a gdy usnąl w drodze powrotnej, kupiłam ogromnego żółto- czarnego misia, na jutrzejszą okazję. Do końca dnia uzbierało się tego ok 20 połączeń i 10 smsów.
Dzień następny-14 lutego
Wczoraj sprzątałam, więc dzisiaj mam wolne od pracy to sobie pośpię....tiaaa.. z rana ktoś bardzo inteligentny zaczął stukać do drzwi. Z wiązanką przeklnięć na ustach wstałam otworzyć. Gdy uchyliłam drzwi, zobaczyłam dziki bukiet czerwonych róż.
- Przepraszam.- powiedziały. Albo raczej.zrobiła to osoba stojąca za nimi. - Nie wiedziałem, że mówisz serio! Przebacz mi wyjątkowa kobieto.
- I myślisz, że poranna pobudka pomoże wybłagać przebaczenie?
Odsunęłam się od drzwi, aby chłopak mógł wtachać bukiet.
- Potem mam trening, więc takie walentynkowe śniadanie urządzimy! I jeszcze raz przepraszam. - cmoknął mnie w czoło po czym poszedł do samochodu po zakupy.
Róże były niesamowite. 45? 50? Tyle mogło ich być- myślałam patrząc jak chłopak krząta się po kuchni. Dobudziłam Oliviera, przebraliśmy się i byliśmy gotowi by zjeść.
- Kochanie ty moje. - zaczęłam, a Reus podniósł głowę. - Najdroższe śliczności. Mój skarbie. - chłopak patrzył się zaskoczony.
- Nie Marco. Mówię do mojego księcia. - odwróciłam się do Oliviera. - Mam coś dla ciebie. Dzisiaj jest dzień ludzi, którzy się kochają, a więc proszę. - podałam mu maskotkę.
- Też coś mam.
Chłopczyk podbiegł do swojego plecaka i wyciągnął kartkę. Podszedł do stołu i wręczył mi ją. Byla to laurka z wielkim sercem na przodzie i słowami: kocham cię w różnych językach.
- Ojej. Sam zrobiłeś?
- Wujek Nuri mi pomógł, ale prawie sam.
Przytuliłam Oliviera. To było naprawdę wyjątkowe.
Nie zdążyłam zjeść pierwszego kęsa śniadania, gdy znowu zadzwonił dzwonek.
- Kogo teraz przywiało?
Listonosz. Miał dla mnie dwie przesyłki i parę listów. Odłożyłam je na bok chcąc spokojnie dokończyć śniadanie.
- Co zamawiałaś? - spytał Marco.
- Właśnie nic.
- Prezenty?
- Potem zobaczę. Jedz, bo Jurgen nie poczeka na ciebie z treningiem.
- Dzisiaj mamy na później.
Gdy wszyscy już byki najedzeni, a stół był posprzątany zaczęłam otwierać paczki. W pierwszej był trykot "Sokratis" i karteczka. " Takiego chyba jeszcze nie masz :) możesz mi podziękować na kolacji wieczorem. Napisz czy możesz" w środku była mniejsza paczuszka zaadresowana na Oliviera.
- Oooo zobacz co ja mam. Ktoś ci to wysłał. - oddałam zawiniątko chłopcu.
Zerknęłam na kwaśną minę Marco. Żeby nie robić mu przykrości odłożyłam koszulkę na bok i zajęłam się drugą przesyłką. W środku był karnet na siłownie, ciasto marchewkowe i kartka " mówiłaś, że chcesz ćwiczyć, ale nie masz czasu i motywacji. Teraz masz!! Przyjdź to ułożymy plan ćwiczeń! Tom"
Reus stukał nerwowo palcami w blat stołu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby poprawić mu humor. Kocham cię? Chcę być z tobą na zawsze? Nie chciałam kłamać, ale nie mogłam też powiedzieć nie lubię z tobą spędzać czasu. Sama nie wiedziałam co czuję...
Mamy nexta!
Dziękuję za komentarze!
Mam nadzieję, że Marco i Aneta będą razem na serio ;-)
OdpowiedzUsuńNiech powie mu, że go kocha i po sprawie :D
Cudowny rozdział *.* czekam na kolejny. ;>
Pozdrawiam <3 zapraszam też na nowość: http://zycie-to-same-problemy.blogspot.com/p/bohaterowie.html
Super rozdzial niech Atttneta wkoncu odwazy sie mu powiedziec ze tez cos do niego czuje byli by wspaniala parewie moze pozniej rodzina!
OdpowiedzUsuńCzekam znowu na nastepny rozdzial i pytanko kied on bedzie?
Sądzę, że w niedzielę :)
UsuńFajneee :) Pozdro dla fanów piłki nożnej śle Podkarpacie :) :) :)
OdpowiedzUsuńSuper! Marco jaki słooodki <3 i jaki zazdrosny xD ale po części mu się nie dziwię :p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Nie moge doczekac sie następnego.,
OdpowiedzUsuńMarco słodziak! ;3 Oby Aneta powiedziała mu, co do niego czuje ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! Pozdrawiam :*