muzyka

środa, 4 września 2013

Rozdział 12

W Dortmundzie wylądowaliśmy mocno po południu.
- Hej Madziuchna. - powiedziałam słabo.
- Cześć Necia. A to jest pewnie Olivier. - pochyliła się z stronę chłopczyka, wtulającego się we mnie.
- Nie wstydź się. To jest twoja ciocia. Będziemy się teraz często widywać.
Magda zabrała moje torby, i włożyła je do samochodu.
- Kupiłaś małemu fotelik?- zerknęłam na tylnie siedzenie.
- No a jak!

Po rezygnacji ze studiów postanowiłam wyjechać. Wybór padł na Niemcy, bo uznałam, że w przypadku problemów, będzie miał mi kto pomóc. Czując jak ilość pieniędzy na koncie się zmniejsza, szybko zabrałam się za szukanie mieszkania i pracy. Znajomość angielskiego mi bardzo pomogła, jednak musiałam dodatkowo pobierać nauki niemieckiego. Na szczęście blisko mieszkania znalezionego za atrakcyjną cenę, była szkoła językowa. Teraz nic nie stało na drodze do emigracji.
- Podwieź mnie do mieszkania i będę ci wdzięczna. - powiedziałam, marząc jedynie o drzemce.

- Aneta, Aneta!- poczułam jak ktoś szturcha mnie za ramię, a a tyłu dobiegał mnie płacz.
- Co się dzieje?
- Usnęłaś.
- Już ogarniam. Oli nie płacz. Choć do Anety. - wyciągnęłam ręce do chłopaka.
- Mamooo...- chociaż mały tak do mnie mówił, mi nie chciało to przejść przez gardło.
- Jak on sobie radzi?
- Tęskni, ale się nie daje. Jesteś silny, nie Oli?
- Tak! I pomagam mamie.
- Sprząta ze mną, gotujemy razem.
Magda przyglądała się nam.
- To super! Ale teraz chyba dasz mamie odpocząć?
- Będziemy razem spali! - krzyknęło radosne dziecko.
- Dziękuję Madziuś. Zaprosiłabym cię na górę, ale ledwo żyję.
- I tak wejdziemy razem! Muszę ci pomóc wnieść bagaże i zakupy!
- Zrobiłaś mi zakupy? Kocham cię!

Mieszkanie nie powalało na kolana, ale było blisko centrum. Mieliśmy pokój łączony z kuchanią i łazienkę. Nowy plan dnia też był ciężki: śniadanie i odwiezienie małego do przedszkola, sprzątanie ( tak zarabiałam), szkoła językowa, zabranie Oliviera z przedszkola. Wieczorami dorabiałam jako opiekunka do dzieci.

Miesiąc jeden, drugi, trzeci. Niemiecki szedł mi bardzo dobrze. Oli też mówił w tym języku tak sprawnie, jak po polsku. Pewnego wieczora siedzieliśmy z Olivierem przy przygotowaniu kolacji.
- Mamo, telefon dzwoni.
- Dziękuję. Halo?
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Dzwonię z ogłoszenia z gazety...

3dni później stałam pod pięknym domem z widokiem na stadion. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem poprawiając włosy. Chciałam dobrze wypaść, bo taka willa sugerowała dobrze płatną pracę. Po chwili drzwi się otworzyły:
- Dzień dobry... Aneta?
- Nuri?
- Wejdź do środka! - zza mężczyzny wyszedł Ömer.
- Ciocia?
- Cześć! Ale urosłeś.- wzięłam dziecko na ręce.
- Nie wiedziałem, że tutaj jesteś. - powiedział Nuri, kierując mnie do salonu.
- Jakoś tak wyszło. Dorabiam jako opiekunka. Skorzystasz?
- Ömer, nie podoba mi się ta pani. Znajdźmy inną! - mężczyzna podpuszczał dziecko.
- Tatuś! Ja chcę ciocię!- powiedział stanowczo chłopiec, tupiąc nogą.
- No to chyba nie masz wyboru! - mrugnęłam w stronę mężczyzny.
-  To jednak nie medyczny? -Nuri odwrócił się w moją stronę.
- Powiem tak, twoje plany, a to co życie ci przynosi to dwie różne rzeczy.
- Od kiedy ty tak dobrze mówisz po niemiecku?
- Siedzę tu 3 miesiące i do szkoły chodzę, więc jakoś daję radę.
- Tyle czasu?  My nic o tym nie wiemy?!
- Macie 2 razy w tygodniu mecze, a ja cały czas pracuję. Nie było okazji żeby się skontaktować.
- Ale teraz będziemy się częściej widywać!
Umówiłam się na opiekę nad Ömerem, i dostałam zaproszenie na trening, jeśli będę miała wolne.

Kolejne dni wypełnione obowiązkami mijały w oka mgnieniu. Dzięki pracy u Nuriego mogłam trochę zwolnić ze sprzątaniem. Soboty i niedziele mogłam spędzać z Olim, bez którego nie umiem wyobrazić sobie życia.
Sobotni wieczór:
- Idziemy na plac zabaw? - spytałam wstając od stołu.
- Mamo, mamo! Mecz jest! - zapomniałam, że mam pod dachem wiernego kibica Borussi. I w pewnym momencie dostałam olśnienia.
- A kto ma za tydzień urodzinki?
- Ja mam! - chłopiec zaczął się cieszyć.
- To ja mam dla ciebie niespodziankę.


Klasa maturalna, więc nie mam teraz na nic czasu. Na dodatek weny do pisania jak nie było, tak nie ma. Dlatego też z tego razdziału też nie jestem do końca zadowolona :/

4 komentarze:

  1. jest dobrze :) rozumiem co to znaczy klasa maturalna, przechodziłam to w tamtym roku ;p
    Rozdział mi się bardzo podoba :) czekam na kolejny i zapraszam do mnie http://wiara-w-ludzi-i-milosc.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Asia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, super i jeszcze raz super :D
    Oli kibic? Gites xD
    Boski rozdział, czekam na kolejny ;3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały rozdział :)
    Wierny kibic :D Dawaj szybko nexta :)
    Czekam i pozdrawia, Wiktoria :*

    OdpowiedzUsuń