Podjechałam pod bramę i pokazałam ochroniarzowi moje pozwolenie na wjazd, zaparkowałam samochód i udałam się w stronę budynku. W środku nic się nie zmieniło. Od razu wróciły wspomnienia. To było pół roku temu, a moja sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Wzięłam na ręce syna, ubranego od góry do dołu w BVB. Gdy ujrzał przed sobą wielką szybę, a za nią reklamy Borussi, domyślił się, gdzie jesteśmy.
- Mamo, gdzie mój prezent?
- Można powiedzieć, że zaraz pojawi się na boisku.
Jak na zawołanie, na trawę wybiegła cała drużyna BVB.
- Mamo, mamo, mamo! Zobacz!
- To jest twój prezent.
Całe dwie godziny mały stał przytulony do szyby, nie mogąc oderwać wzroku od swoich idoli. Cieszyłam się, że Olivier mimo śmierci mamy, umie cieszyć się życiem.
- A teraz możemy zejść na dół.- powiedziałam, widząc jak Nuri macha do mnie.
Olivierowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu odwrócił się na pięcie i pędem poleciał za recepcjonistką, która miała nas zaprowadzić. Zeszliśmy schodami w dół i otworzyły się drzwi. Wyszliśmy na murawę, a ku nam zmierzali zdziwieni piłkarze. Nie wiedzieli, oprócz Sahina, że się zjawię, a jak się okazało, nie wiedzieli w ogóle o moim pobycie w Niemczech.
- Mamusiu zobacz!
Od razu zauważyłam zdziwienie na twarzach mężczyzn.
- Idź zbierać autografy. - mrugnęłam do mojego księcia. - Witam wszystkich!
Zaczął się czas powitań. Każdy mnie tulił i dziwił się co ja tu robię. Widziałam, że ucieszyli się na mój widok.
- Aneta! Ty nie w Polsce?
- Przywiało mnie - uśmiechnęłam się do Marco.
Cały czas miałam na oku Oliviera, biegającego z rumianymi policzkami, kopiącego piłkę w stronę bramki.
- Dobra koniec żartów! Zrobiło się zimno.- jakby nie było, był luty. - Misiu, choć do mnie!
- Mamuś jesce chwilę!
- To ja idę z chłopakami, a ty zostań! - odwróciłam się biorąc pod rękę Marcela, który zaczekał na mnie.
- No dobla! - podleciał do mnie i wyciągnął dłonie, chcąc na ręce.
- A jak wujek cię zabierze? I weźmie do szatni. - zagadał Marcel.
- Jeśli Oli będzie chciał to proszę bardzo.
Czekałam, aż cała drużyna się przebierze i wyjdzie z szatni. Co chwila w pomieszczeniu wybuchały salwy śmiechu. Mały kradł serce wszystkim, którzy go zobaczyli.
- Aneta!-powiedział uśmiechnięty Jurgen.
- Dzień dobry! - wstałam ze schodów.
- Co tu robi...
Z szatni wybiegł zachwycony Olivier trzymając w ręcę koszulkę Lewego. - Mami zobac co mam!
- Twój?-spytał zdziwiony trener.
- Tak, ale to druga historia.
- Miło mi cię poznać. Kibicujesz Borussi?
- Oglądam wsystkie mece.
- To pewnie ten dżentelmen będzie chciał pójść na jutrzejszy mecz! - Jurgen schylił się do chłopca, widząc że cały jest żółto-czarny.
- Taaaak! -krzyknął uradowany maluch. Bałam się żeby mi się nie rozchorował z nadmiaru wrażeń.
- A w poniedziałek przyjedziecie do mnie. Będzie Łukasz. Dzieci się pobawią. My będziemy mieli chwilę, żeby pogadać. - wtrącił Kuba, idąc w naszą stronę.
- Plose pana, ja to bym chciał.
- Jaki pan? Wujek.
- Mamo, mam wujka piłkaza.
- Sądze, że nie jednego. - zwróciłam się do piłkarza. - Jeśli nie będziemy przeszkadzać to z chęcią wpadnę. Przepraszam, wpadniemy. -poprawiłam się biorąc na ręce małego kibica.
Przez cała rozmowę przyglądam nam się Marco. Gdy Jurgen i Kuba wyszli z budynku, chłopak podszedł do mnie:
- Mogę do niego tez mówić wujku? - Oli szepnął mi na ucho.
- Zaraz się spytamy.
Gdy postawiłam małego na podłodzę, Marco przytulił mnie. Ale nie jak znajomy. Czułam coś więcej niż zwykłą tęsknotę za dawno niewidzianym przyjacielem.
- Stęskniłem się. - wyszeptał mi do ucha.
- Ja też.
W tym momencie z szatni wyszedł Sokratis. Podszedł do nas i odchrząknął. Oderwaliśmy się od siebie.
- Dopiero teraz czuję jak się stęskniłam. - odwróciłam się u stronę Sokratisa, posyłając mu swój firmowy uśmiech.
- Miło mi to słyszeć.
Spojrzałam na zegarek.
- O Boże. Już 14?! Nie zdążę!
Zgarnęłam Oliviera na ręce i popędziłam w stronę wyjścia.
- Co się stało? - pobiegli za mną Marco i Sokratis.
- Na 14.30 muszę być w szkole, a muszę małego podrzucić do przedszkola. - nie zatrzymując się, wyjaśniłam sytuację.
- Poczekaj! - zatrzymał mnie piłkarz. - Przecież ja mogę zająć się małym.
- Sokratis, ale ja nie mogę ci dorzucać małego na głowę. Tym bardziej, że nie wiem, jak się Oli będzie z tobą zachowywał w nowym miejscu.
- Olivierze, czy chciałbyś spędzić ze mną popołudnie?
- Mamuś mogę? - spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczkami.
- To nie problem?
- Kochana, najmniejszy. - Marco spiorunował wzrokiem Sokratisa po słowie "kochana".
U Marco
Mały był naprawdę uroczy, ale kobieta z dzieckiem to już inna sprawa. Obowiązki, choroby, terminy... Jednak, gdy Papas robił maślane oczka do Anety, poczułem ukłucie ... zazdrości? Złości? Nie wiedziałem jak to nazwać.
U Anety
Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam urazić żadnego z chłopaków. ...
Przepraszam, że rozdziały są tak rzadko i nie mam czasu na komentowanie blogów, które tak lubię czytać. Ilość powtórek z chemii i biologii do matury jest ogromna, ale będę starała ciągnąć dalej to opowiadanie :) dziękuję za komentarze :))
Megaa. pisz wiecej !;D w czestooo
OdpowiedzUsuńJejuku kochana przepraszam cię bardzo że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale po prostu nie miałam kiedy. Rozdział jest super! Fajnie że Oli tak lubi piłkarzy. No i relacje Marco-Aneta. Czekam na więcej. Buziaki:*
OdpowiedzUsuńPiękny piękny piękny :D
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! Nie przerywaj tego ;)
OdpowiedzUsuńA i powodzenia w szkole ;*
Pozdrawiam! Ania ;)
superr blog czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńJA KOCHAM TEN BLOG! nie przestawaj pisać, chcę wiedziec co dalej! :P życzę weny i gratuluje, świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuń