Wychodząc ze stadionu, wstąpiliśmy do fanshopu. Weszłam między wieszaki i znalazłam swój rozmiar trykotu. Ok, teraz trzeba nadrukować jakieś nazwisko. Chłopaki zgarnęli "na oko" i pobiegli do swojego wujka. Zerknęłam na Marco. On rozmawiał ze sprzedawcą, podpisując jednocześnie koszulki szczęśliwców, którzy byli akurat w tym samym miejscu. Tym samym wyszliśmy na miasto w koszulkach ze swoimi imionami na plecach.
- Poczekajcie! - zawołał do nas Marco, odwracając się do sprzedawcy.- Mógłbyś?...Ustawcie się!
Cała nasza czwórka stanęła tyłem wskazując kciukami na plecy. I tym sposobem na instagrama trafiła nowa fotka.
Zasiedliśmy w lodziarni z dość skromnymi deserami...Przez my mam na myśli mnie i Marco, bo chłopaki siedzieli 40 minut, żeby wszystko skonsumować.
- To jak? Pojutrze do Marsylii?
- No tak.
- Mamuś nie będzie cię?
- Oli, niestety. Mama jedzie do pracy.
- Ale wujek też jedzie? - mały spojrzał smutnie na wujka.
- Też do pracy!
- Ale ty zostaniesz u cioci i będziecie nam kibicować przed telewizorem!
Tak też się stało. Z samego rana w poniedziałek odwiozłam spakowanego Oliviera do Magdy i udałam się na standardowe miejsce zbiórki. Nie był to mój pierwszy wyjazd na Ligę Mistrzów, jednak towarzyszył mi zawsze niepokój. Byłam wyjątkiem. Piłkarze podekscytowani robili sobie zdjęcia, a trenerzy dogadywali szczegóły taktyki. Przy wszystkich wyjazdach czułam się nieswojo, bo byłam trochę nie na miejscu. Z jednej strony jako fizjoterapeutka, leciałam razem z piłkarzami...ale z drugiej nie licząc mnie i pań z obsługi byłam jedyną kobietą na pokładzie! W tym czasie WAGs podróżowały innym samolotem. Miało to sprawić, że chłopaki będą bardziej skupieni na zbliżającym się wyzwaniu.
Patrzyłam na fantazyjne kształty chmur za oknem, myśląc jak dziwne jest życie. Miałam być kobitką, ganiającą w białym kitlu, jednak jestem tu. Ubrana dość normalnie, masująca stado spoconych bogaczy. Jednak nie mogłabym narzekać na mój los. Nacodzień spotykałam historię budującą tą wielką dyscyplinę. Ronaldo, Boniek czy choćby poprostu Kuba. Niektórzy przez lata marzą o tym, za co mi płacą.
- Co tam? - wyrwał mnie z zamyślenia głos.
- Hmmm? - spojrzałam leniwie na Papę.
- Nie obraź się, ale wyglądasz nie za dobrze,
- Olivier w nocy wymiotował. Nic nie spałam.
- To czemu nie śpisz?- siadł na siedzeniu obok. Oparłam głowę na ramieniu piłkarza.
- A co tam u ciebie?
- Siostra jest w ciąży.
- To super!
- I chyba tyle.
- To opowiedzmi coś o Grecji. - rzuciłam podczas gdy Sokratis wyznaczał na mojej ręce niewidoczne wzorki.
- Pochodzę z niebogatej okolicy...
-Aneta, Aneta wstawaj!
- Hmmm?
- Już jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam leniwie oczy.
- No misiek. Na słoneczko! - Sokratis pyknął mnie w nos palcem tak, jak się robi dzieciom.
Wstałam leniwie. Zapakowaliśmy się wszyscy do busa.
- Aneeciuu. Tu mnie ciągnie. - podszedł do mnie Robert.
Szturchnęłam go w to miejsce.
-Ała! Boli!
- Ale już nie ciągnie! Widzisz? Magiczne rączki!
- Dzięki...
- No przecież żartuję! Choć. - tak więc ciąg dalszy pracy...
Po południu mieliśmy czas wolny. Mogliśmy obejrzeć miasto, zwiedzić, rozerwać się. Tymsamym razem z Robertem, Nurim, Marco i Aubą wyszliśmy in cognito na miasto. Nie mieliśmy na sobie nic związanego z BVB. Dodatkowo duże okulary, kaptur lub inne nakrycie głowy i raźnie lawirowaliśmy między ludźmi buszującymi po ulicach. W pewnym momencie zauważyłam pewne ciekawe miejsce...
"Raz się żyje" pomyślałam. Złapałam Marco za rękę, bo był najbardziej doświadczony i pociągnęłam w stronę drzwi.
Nie myślałam, że będzie to tak bardzo bolało...
Dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o więcej ;) Jestem bardzo ciekawa jak podobają Wam sięmoje wypociny! Tak bardzo chciałabym czytać Wasze blogi, ale zupełny brak czasu mi na to nie pozwala.. :( Napewno jednak nastanie czas, gdy to wszystko nadrobię!!!
muzyka
sobota, 26 października 2013
piątek, 18 października 2013
Rozdział 23
- Ehmm.. - poprawiłam nerwowo grzywkę.
Budka jakby nigdy nic, dalej robiła nam zdjęcia. Miałam pustkę w głowie. Najchętniej uciekłabym jak najdalej.
- Przepraszam. Poniosło mnie.
"Co ja mam ci odpowiedzieć?" Odwróciłam głowę, chcąc ukryć rumieniec.
- I ostatnie. - spojrzałam w obiektyw.
Gdy wyszliśmy z budki, Marco zgarnął podłużne kawałki błyszczącego papieru. Nie wiedziałam czy mam zacząć jakąś rozmowę, czy czekać na to co przyniesie czas.
- Proszę. - podał mi zdjęcia.
- Dziękuję. - zerknęłam na kartonik. WSZYSTKO zostało uwiecznione.
Biłam się z myślami. Może nie było to coś z rodzaju Big Love, ale musiałam przyznać, że coś mnie do chłopaka ciągnie. Jednak teraz było to trudniejsze, niż wcześniej. Za dużo nas łączyło i dzieliło jednocześnie. Marco nie był ulubionym wujkiem Oliviera. Dodatkowo sam fakt, że byłam mamą komplikował sprawę. Pracowaliśmy razem, więc co by było jeśli nie ułożyłoby się nam tak jak byśmy chcieli? Dalej widywalibyśmy się codziennie. Z drugiej jednak strony, jego radość życia, oryginalność sprawiała, że poukładane i przewidywalne życie dostawało rumieńców i było bardziej przyjemne, a nie tylko monotonne. Tylko co jest ważniejsze? Czułam, że nie jestem gotowa by zaopiekować się Olivierem jak bym chciała. Nie jestem wystarczająco dojrzała... ale z drugiej strony nie mogę sobie wyobrazić życia bez małego. A ta wiadomość z sądu. Gdy otworzyłam kopertę poczułam ogromne przerażenie, jakby to Olivier trzymał całe moje życie w rączce. Nie mogłam go stracić. Razem z nim odeszłaby integralna część mnie. Muszę o niego walczyć.
Poczułam wewnętrzną siłę, jednak atakowała ją niemoc. Z jednej strony miałam wpływ na całe życie i jeśli naprawdę się postaram, pokieruję nim tak, jak ja będę chciała. Z drugiej pomimo długich rozmyślań moje sprawy sercowe były w takim nieporządku, że nawet perfekcyjna pani domu nie dałaby rady ich uporządkować. Często wspominałam czasy szkolne. Problemy były, oczywiście, ale dotyczyły tylko mnie. Teraz muszę dbać o wszystko co jest mi i Olivierowi niezbędne. Muszę myśleć za dwoje, przewidywać, planować mając na uwadze to, że konsekwencje mogą być zdecydowanie poważniejsze niż niezaliczony sprawdzian.
Szliśmy w stronę domu strachów. Wyczuwałam, że Marco przygasł.
- Często widujecie się z Nico?
- To zależy. Jeśli siostra ma mniej czasu, to czasami zabieram go do siebie. Rzadziej widzimy się w gronie rodzinnym, bo każdy ma obowiązki i jakoś nie możemy się zgrać.
- Szkoda.
- Maaamooo! - mały wybiegł z budynku. - Było suuuper!
Zaraz za nim biegł równie szczęśliwy i podekscytowany kolega.
- To co teraz robimy? - spytał Marco stając zaraz za moimi plecami.
- Wujku, pojedźmy na stadion! - zaproponował Nico.
- Co wy na to?
- Jedziemy! - zabrałam Oliego na ręce i odeszłam w stronę samochodu.
Wjechaliśmy na stadion dopiero, gdy Marco rozdał parę autografów kibicom, którzy kręcili się koło fanshopu.
- Dobra. To gramy w gałę? - spytał chłopak wyjmując z szafki znajdującej się koło szatni piłkę do nogi.
- A może to? - wzięłam do ręki piłkę do footballu amerykańskiego.
- Bierzemy obydwie!
Tak też zrobiliśmy. Była akurat przerwa w oprowadzaniu po obiekcie, więc mogliśmy spokojnie wyjść na murawę. Chłopaki wzięli piłkę z Pumy i zaczęli do siebie podawać. Ja zasiadłam na "ławce rezerwowych" i obserwowałam. Po jakimś czasie Marco powiedział:
- Zmiana! Teraz Rugby! Ale musi zagrać z nami Aneta!
- No nie wiem...- wstałam i spacerkiem zmierzałam w stronę piłkarza, trzymającego skórzaną zabawkę.
Gdy byłam bardzo blisko, zerwałam się do biegu wyrywając z rąk mężczyzny piłkę. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Gdy byłam koło wyjścia piłkarzy, Marco złapał mnie w pół i delikatnie przewrócił na trawę.
- Nie ładnie używać takich podstępów. Nie wolno. - mówił siedząc na mnie i łaskocząc moją tarzającą się ze śmiechu osobę. Odwróciłam się na lewy bok, krzycząc w niebogłosy żeby mnie puścił, gdy ujrzałam tłum zdziwionych źółto-czarnych ludzi z aparatami w rękach... czyli skończyła się przerwa w oprowadzaniu.
Marco zobaczył moją zawstydzoną minę i spojrzał w tą samą stronę, po czym wstał, wyciągnął rękę pomagając mi powrócić do pionu po czym powiedział:
- Dzień dobry! Witam wszystkich na wyjątkowym stadionie, o którym wszystkiego dowiecie się od przemiłego pana przewodnika. Chcieliśmy państwu wraz z Anetą i chłopakami zaprezentować, jak dobrą atmosferę mamy na obiekcie i jak miękka jest murawa, której jak pewnie pan Josh wspomniał nie wolno dotykać. Teraz nie będziemy już zakłócać państwa zwiedzania. Życzymy miłego dnia! Nur die BVB! - rzucił ostatnie słowa, ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia. Ja kiwałam dłonią w stronę chłopaków, żeby zrobili to samo.
- Widziałaś ich miny?
- Dziwisz się?
Cała nasza czwórka zataczając się ze śmiechu, wybrała się do lodziarni....
Budka jakby nigdy nic, dalej robiła nam zdjęcia. Miałam pustkę w głowie. Najchętniej uciekłabym jak najdalej.
- Przepraszam. Poniosło mnie.
"Co ja mam ci odpowiedzieć?" Odwróciłam głowę, chcąc ukryć rumieniec.
- I ostatnie. - spojrzałam w obiektyw.
Gdy wyszliśmy z budki, Marco zgarnął podłużne kawałki błyszczącego papieru. Nie wiedziałam czy mam zacząć jakąś rozmowę, czy czekać na to co przyniesie czas.
- Proszę. - podał mi zdjęcia.
- Dziękuję. - zerknęłam na kartonik. WSZYSTKO zostało uwiecznione.
Biłam się z myślami. Może nie było to coś z rodzaju Big Love, ale musiałam przyznać, że coś mnie do chłopaka ciągnie. Jednak teraz było to trudniejsze, niż wcześniej. Za dużo nas łączyło i dzieliło jednocześnie. Marco nie był ulubionym wujkiem Oliviera. Dodatkowo sam fakt, że byłam mamą komplikował sprawę. Pracowaliśmy razem, więc co by było jeśli nie ułożyłoby się nam tak jak byśmy chcieli? Dalej widywalibyśmy się codziennie. Z drugiej jednak strony, jego radość życia, oryginalność sprawiała, że poukładane i przewidywalne życie dostawało rumieńców i było bardziej przyjemne, a nie tylko monotonne. Tylko co jest ważniejsze? Czułam, że nie jestem gotowa by zaopiekować się Olivierem jak bym chciała. Nie jestem wystarczająco dojrzała... ale z drugiej strony nie mogę sobie wyobrazić życia bez małego. A ta wiadomość z sądu. Gdy otworzyłam kopertę poczułam ogromne przerażenie, jakby to Olivier trzymał całe moje życie w rączce. Nie mogłam go stracić. Razem z nim odeszłaby integralna część mnie. Muszę o niego walczyć.
Poczułam wewnętrzną siłę, jednak atakowała ją niemoc. Z jednej strony miałam wpływ na całe życie i jeśli naprawdę się postaram, pokieruję nim tak, jak ja będę chciała. Z drugiej pomimo długich rozmyślań moje sprawy sercowe były w takim nieporządku, że nawet perfekcyjna pani domu nie dałaby rady ich uporządkować. Często wspominałam czasy szkolne. Problemy były, oczywiście, ale dotyczyły tylko mnie. Teraz muszę dbać o wszystko co jest mi i Olivierowi niezbędne. Muszę myśleć za dwoje, przewidywać, planować mając na uwadze to, że konsekwencje mogą być zdecydowanie poważniejsze niż niezaliczony sprawdzian.
Szliśmy w stronę domu strachów. Wyczuwałam, że Marco przygasł.
- Często widujecie się z Nico?
- To zależy. Jeśli siostra ma mniej czasu, to czasami zabieram go do siebie. Rzadziej widzimy się w gronie rodzinnym, bo każdy ma obowiązki i jakoś nie możemy się zgrać.
- Szkoda.
- Maaamooo! - mały wybiegł z budynku. - Było suuuper!
Zaraz za nim biegł równie szczęśliwy i podekscytowany kolega.
- To co teraz robimy? - spytał Marco stając zaraz za moimi plecami.
- Wujku, pojedźmy na stadion! - zaproponował Nico.
- Co wy na to?
- Jedziemy! - zabrałam Oliego na ręce i odeszłam w stronę samochodu.
Wjechaliśmy na stadion dopiero, gdy Marco rozdał parę autografów kibicom, którzy kręcili się koło fanshopu.
- Dobra. To gramy w gałę? - spytał chłopak wyjmując z szafki znajdującej się koło szatni piłkę do nogi.
- A może to? - wzięłam do ręki piłkę do footballu amerykańskiego.
- Bierzemy obydwie!
Tak też zrobiliśmy. Była akurat przerwa w oprowadzaniu po obiekcie, więc mogliśmy spokojnie wyjść na murawę. Chłopaki wzięli piłkę z Pumy i zaczęli do siebie podawać. Ja zasiadłam na "ławce rezerwowych" i obserwowałam. Po jakimś czasie Marco powiedział:
- Zmiana! Teraz Rugby! Ale musi zagrać z nami Aneta!
- No nie wiem...- wstałam i spacerkiem zmierzałam w stronę piłkarza, trzymającego skórzaną zabawkę.
Gdy byłam bardzo blisko, zerwałam się do biegu wyrywając z rąk mężczyzny piłkę. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Gdy byłam koło wyjścia piłkarzy, Marco złapał mnie w pół i delikatnie przewrócił na trawę.
- Nie ładnie używać takich podstępów. Nie wolno. - mówił siedząc na mnie i łaskocząc moją tarzającą się ze śmiechu osobę. Odwróciłam się na lewy bok, krzycząc w niebogłosy żeby mnie puścił, gdy ujrzałam tłum zdziwionych źółto-czarnych ludzi z aparatami w rękach... czyli skończyła się przerwa w oprowadzaniu.
Marco zobaczył moją zawstydzoną minę i spojrzał w tą samą stronę, po czym wstał, wyciągnął rękę pomagając mi powrócić do pionu po czym powiedział:
- Dzień dobry! Witam wszystkich na wyjątkowym stadionie, o którym wszystkiego dowiecie się od przemiłego pana przewodnika. Chcieliśmy państwu wraz z Anetą i chłopakami zaprezentować, jak dobrą atmosferę mamy na obiekcie i jak miękka jest murawa, której jak pewnie pan Josh wspomniał nie wolno dotykać. Teraz nie będziemy już zakłócać państwa zwiedzania. Życzymy miłego dnia! Nur die BVB! - rzucił ostatnie słowa, ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia. Ja kiwałam dłonią w stronę chłopaków, żeby zrobili to samo.
- Widziałaś ich miny?
- Dziwisz się?
Cała nasza czwórka zataczając się ze śmiechu, wybrała się do lodziarni....
sobota, 12 października 2013
Rozdział 22
Na każdej imprezie nadchodzi czas, gdy siły opuszczają zebranych. Ta nie była wyjątkiem. Po akcji z Aubą rozsiedliśmy się na dosłownie wszystkim. Część z nas została tak aż do rana, a niektórzy cichaczem opuścili mieszkanie.
Słońce witało świat, gdy usłyszałam przenikliwy dźwięk budzika. Ten irytujący, piskliwy, powtarzalny ton wprowadził w dotychczas spokojne i ciche pomieszczenie szmer i zdenerwowanie. Odwróciłam głowę, żeby zlokalizować źródło dźwięku. To co zobaczyłam sprawiło, że nie liczył się już budzik. Oparta plecami o ramię Marcela, ujrzałam chłopaków przytulonych do siebie, leżących na podłodze z nogami zarzuconymi na meble. Marco oparł głowę na brzuchu Pierra, który z uśmiechem na ustach zarzucił ręce na Roberta. Wstałam najszybciej jak mogłam, zanim ktokolwiek zechciał się poruszyć, złapałam urządzenie wydające irytujące dźwięki i nie wiedząc kogo to telefon zrobiłam zdjęcie. Gdy upewniłam się, że wyszło piękne i ostre, zaczęłam biegać po pokoju śpiewając:
- Wstajemy! Wstajemy!
- Ciiii... - wydobyło się, gdzieś z góry ciał.
- Nie cii, tylko tyłki do góry.
- Aneciuu..
Jenny otworzyła oczy, pomrugała parę razy, przeciągnęła się i leniwie podniosła się z sofy.
- Choć, zrobimy im kawę to od razu wstaną.
- Idziemy, a reszta niech śpi.
Tak jak Jenny powiedziała, tak też się stało. Na szczęście stół był długi, więc wszyscy mogli poczęstować się zbawiennym płynem oraz kanapkami. Wyczyściłyśmy lodówkę Auby do cna, jednak udało się tak ekonomicznie wykorzystać zasoby, że każdy mógł skorzystać. Rozejrzałam się uważnie po pokoju, wiedząc, że czegoś mi brakuje...a raczej kogoś. Marco!
- Zaraz przyjdę. - rzuciłam kierując się w stronę drzwi.
Nie musiałam długo szukać. Siedział zgarbiony kręcąc telefonem po stoliku.
- Ej blondyn! Do kuchni, posilić się!
- Zaraz przyjdę. - powiedział smętnym głosem.
- Misiek.. co z tobą?
- Taki dzień po prostu.
Siadłam koło chłopaka, odczuwając niemalże fizycznie jego przygnębienie. Wzmagało to fakt, że nie miałam pojęcia, co wywołało taką sytuację. Zarzuciłam rękę na ramie Marco, gładząc go po szyi. Nie chciałam nic mówić, działałam odruchowo. Uznałam, że jeśli chłopak będzie chciał powiedzieć, to zrobi to tak czy siak. Świat wokół nas nie istniał. Na twarzy towarzysza widniało niesamowite skupienie. Po jakimś czasie, odwrócił głowę i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Że jesteś. Po prostu.
- Przestań. - przytuliłam go, chcąc przekazać jak największą ilość pozytywnej energii. - A teraz do kuchni!!
Wsiadłam do samochodu Marco, machając do odjeżdżających Lewandowskich.
- Słyszę wibracje. - rzuciłam.
- Mój fon! Tak?
....
-Ok. Aneta, jest propozycja.
- Nom?
- Jakieś plany na dziś?
- Chciałam gdzieś wyskoczyć z Olim.
- Biorę dzisiaj do siebie siostrzeńca. Jest w wieku Oliviera. To może zabierzemy ich do wesołego miasteczka.
- Czemu nie!
- To jak was odwiozę to 2 godziny i przyjeżdżam.
Tak też zrobiliśmy. Olivier nie mógł się doczekać, aż pozna nowego kolegę. Gdy tylko samochód zajechał pod mieszkanie, mały wyleciał podekscytowany.
Zanim dojechaliśmy na miejsce chłopaki wyglądali jak bracia. Trajkotali o tych samych sprawach.
- To gdzie chcecie pójść? - Marco pochylił się do młodszej części towarzystwa.
- Tam! - obydwaj zgodnie wskazali na dom strachów.
- Zaraz wrócę!-blondyn oddalił się w stronę kasy.
Gdy wrócił dał młodym po bilecie i wysłał do tajemniczego budynku.
- Miła pani z okienka powiedziała, że będą tam ok 40 minut.
- To co robimy?
- Zawsze chciałem skorzystać z tej budki, co robi zdjęcia, ale albo nie było okazji, albo nie było towarzystwa. O ile się zgodzisz, to możemy zrobić sobie małą sesyjkę.
- Jestem za a nawet przeciw!
Wlecieliśmy jak nastolatki do budki czekając na znak. Wygłupialiśmy się co niemiara, gdy w pewnej chwili Marco złapał mnie za policzek, delikatnie odwracając w swoją stronę i pocałował mnie.
Słońce witało świat, gdy usłyszałam przenikliwy dźwięk budzika. Ten irytujący, piskliwy, powtarzalny ton wprowadził w dotychczas spokojne i ciche pomieszczenie szmer i zdenerwowanie. Odwróciłam głowę, żeby zlokalizować źródło dźwięku. To co zobaczyłam sprawiło, że nie liczył się już budzik. Oparta plecami o ramię Marcela, ujrzałam chłopaków przytulonych do siebie, leżących na podłodze z nogami zarzuconymi na meble. Marco oparł głowę na brzuchu Pierra, który z uśmiechem na ustach zarzucił ręce na Roberta. Wstałam najszybciej jak mogłam, zanim ktokolwiek zechciał się poruszyć, złapałam urządzenie wydające irytujące dźwięki i nie wiedząc kogo to telefon zrobiłam zdjęcie. Gdy upewniłam się, że wyszło piękne i ostre, zaczęłam biegać po pokoju śpiewając:
- Wstajemy! Wstajemy!
- Ciiii... - wydobyło się, gdzieś z góry ciał.
- Nie cii, tylko tyłki do góry.
- Aneciuu..
Jenny otworzyła oczy, pomrugała parę razy, przeciągnęła się i leniwie podniosła się z sofy.
- Choć, zrobimy im kawę to od razu wstaną.
- Idziemy, a reszta niech śpi.
Tak jak Jenny powiedziała, tak też się stało. Na szczęście stół był długi, więc wszyscy mogli poczęstować się zbawiennym płynem oraz kanapkami. Wyczyściłyśmy lodówkę Auby do cna, jednak udało się tak ekonomicznie wykorzystać zasoby, że każdy mógł skorzystać. Rozejrzałam się uważnie po pokoju, wiedząc, że czegoś mi brakuje...a raczej kogoś. Marco!
- Zaraz przyjdę. - rzuciłam kierując się w stronę drzwi.
Nie musiałam długo szukać. Siedział zgarbiony kręcąc telefonem po stoliku.
- Ej blondyn! Do kuchni, posilić się!
- Zaraz przyjdę. - powiedział smętnym głosem.
- Misiek.. co z tobą?
- Taki dzień po prostu.
Siadłam koło chłopaka, odczuwając niemalże fizycznie jego przygnębienie. Wzmagało to fakt, że nie miałam pojęcia, co wywołało taką sytuację. Zarzuciłam rękę na ramie Marco, gładząc go po szyi. Nie chciałam nic mówić, działałam odruchowo. Uznałam, że jeśli chłopak będzie chciał powiedzieć, to zrobi to tak czy siak. Świat wokół nas nie istniał. Na twarzy towarzysza widniało niesamowite skupienie. Po jakimś czasie, odwrócił głowę i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Że jesteś. Po prostu.
- Przestań. - przytuliłam go, chcąc przekazać jak największą ilość pozytywnej energii. - A teraz do kuchni!!
Wsiadłam do samochodu Marco, machając do odjeżdżających Lewandowskich.
- Słyszę wibracje. - rzuciłam.
- Mój fon! Tak?
....
-Ok. Aneta, jest propozycja.
- Nom?
- Jakieś plany na dziś?
- Chciałam gdzieś wyskoczyć z Olim.
- Biorę dzisiaj do siebie siostrzeńca. Jest w wieku Oliviera. To może zabierzemy ich do wesołego miasteczka.
- Czemu nie!
- To jak was odwiozę to 2 godziny i przyjeżdżam.
Tak też zrobiliśmy. Olivier nie mógł się doczekać, aż pozna nowego kolegę. Gdy tylko samochód zajechał pod mieszkanie, mały wyleciał podekscytowany.
Zanim dojechaliśmy na miejsce chłopaki wyglądali jak bracia. Trajkotali o tych samych sprawach.
- To gdzie chcecie pójść? - Marco pochylił się do młodszej części towarzystwa.
- Tam! - obydwaj zgodnie wskazali na dom strachów.
- Zaraz wrócę!-blondyn oddalił się w stronę kasy.
Gdy wrócił dał młodym po bilecie i wysłał do tajemniczego budynku.
- Miła pani z okienka powiedziała, że będą tam ok 40 minut.
- To co robimy?
- Zawsze chciałem skorzystać z tej budki, co robi zdjęcia, ale albo nie było okazji, albo nie było towarzystwa. O ile się zgodzisz, to możemy zrobić sobie małą sesyjkę.
- Jestem za a nawet przeciw!
Wlecieliśmy jak nastolatki do budki czekając na znak. Wygłupialiśmy się co niemiara, gdy w pewnej chwili Marco złapał mnie za policzek, delikatnie odwracając w swoją stronę i pocałował mnie.
piątek, 4 października 2013
Rozdział 21
Pochyliłam się do Auby i szepnęłam mu na ucho :
- Jeśli wygram, zrobisz to co będę chciała.
- Ok! - zgodził się bez chwili namysłu.
Podeszłam do DJ-a :
- Może być Shakira-Hips don't lie?
- Jak sobie pani życzy!
(Dla lepszego efektu włączamy na youtube ten utwór;))
Śmiałam się w duchu, bo nikt nie wiedział, że kiedyś z wielką przyjemnością uczęszczałam na zajęcia dancehallu. Mieliśmy nawet swoją grupę, która często występowała na różnych eventach.
Słysząc pierwsze dźwięki utworu, przypomniałam sobie wszystkie wspaniałe chwile, dość krótkiej przygody z tańcem. Zamknęłam oczy, czując jak egzotyczne dźwięki wprawiają w drżenie moje ciało. Zaczęłam bujać się rytmicznie, wprawiając biodra w charakterystyczny dla dancehallu ruch.
W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że nie pamiętam tekstu! Rozejrzałam się dyskretnie po sali. Na ścianie obok był wyświetlany tekst! 'Bogu dzięki' pomyślałam. Jednak, gdy pierwsze wersy piosenki zaśpiewane przez męski głos minęły, poczułam jak z zupełną łatwością, prawie nieśwadomie z moich ust padają kolejne słowa piosenki. Wiedziałam, że mam 100% kontrolę nad sytuacją.
Oddając się chwili, energicznym ruchem zdjęłam ze statywu mikrofon i zrobiłam to co zawsze wpajała nam nasza trenerka.
- Gdy nie wiecie co robić, idźcie na żywioł. Niech rytm przez was opowiada historię i niczym się nie przejmujcie.
Tak też zrobiłam. Kręciłam się po scenie czując w sobie kolumbijskie rytmy. Ku mojemu zdziwieniu nawet najgorzej nie śpiewałam, choć nie umiałam tego robić. 'to na pewno zasługa pół playbacku' uznałam. Kątem oka widziałam że ludzie zaczęli się bawić razem ze mną.
-Dziękujemy drugiej uczestniczce! Teraz czas wybrać zwyciężczynię!
Chłopaki z drużyny narobili takiego hałasu, że cały klub kibica by pokonali. A więc stało się. Musiałam podejść do sceny (znowu) i odebrać nagrodę.
- Szarfa i berło. Oto nasza dzisiejsza królowa! - DJ chyba za bardzo się wczuł.
Szarfa z napisem 'Królowa imprezy' i różowe, plastikowe i świecące berło było w moim posiadaniu.
Po całym zamieszaniu poszłam spowrotem do ekipy. W pewnej chwili Seba i Mats podnieśli mnie i posadzili sobie na ramionach.
- Spadnę!
- Nie doceniasz nasz. - powiedział uchachany Mats, patrząc się na mnie z dołu.
Gdy pierwsza faza głupawki przeszła, uznaliśmy że czas przenieść się w jakieś spokojne miejsce.
- Dobra, to my jedziemy do domu. - Łukasz wziął za rękę Ewę i po pożegnaniu, odeszli w stronę swojego samochodu.
- My też lecimy. - stwierdził Kuba.
- To do jutra. - odłączył się od nas Roman z Lisą.
- A my załoga? Co robimy? - spytałam, nie mając kompletnie żadnego pomysłu.
- Jedziemy do Auby! - krzyknął ktoś, a reszta szczęśliwie odeszła w stronę środków transportu, aby następnie zjawić się przed drzwiami mieszkania piłkarza.
Bytowaliśmy w salonie opowiadając sobie żarty, anegdotki i inne "zapychacze czasu". Nie było aż tyle miejsc typowo siedzących, więc część ludzi zajęła dywan, wielkie poduszki leżące nie wiem czemu na podłodze i inne tego typu rzeczy. Jednym słowem, każdy siedział gdzie tylko mógł.
Gdy nastała chwila ciszy, ja przypomniałam sobie o moim niby-zakładzie z Aubą.
- Eee gwiazda.
- Nom? - spytał piłkarz, gdy załapał, że go wołam.
- Zrobisz coś dla mnie tak jak mi obiecałeś w klubie? - zrobiłam słodkie oczka, chcąc uśpić jego czujność.
- Co tylko sobie zapragniesz.
- Słyszeliście to? - chciałam się upewnić, czy mam świadków. Większość ludzi pokiwała głowami na znak potwierdzenia. - No to hm..... - chwila konsternacji, która zawsze zapowiadała oryginalne pomysły.
- Jak się namyślisz to daj znać.
-Wiem!
- No o słucham.
- Słuchaj i to uważnie. Rozbierzesz się do samych bokserek, nałożysz jedynie buty i pójdziesz do sąsiada. Zadzwonisz do drzwi i powiesz, że skończył ci się papier toaletowy i czy mogliby ci pożyczyć rolkę.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś. I na odchodne masz im życzyć wesołych świąt. A jak będziesz zwlekał to wymyślę coś jeszcze, więc radzę się pośpieszyć. Bo przecież powiedział, że zrobi co tylko będę chciała, prawda? - ostatnim zdaniem zwróciłam się do zebranych, z których część tarzała się po podłodze ze śmiechu, a reszta wycierała łzy będące reakcją przezabawnej miny lekko przestraszonego piłkarza.
- No Auba! Raz, raz!
- No ok.
Chłopak wszedł do łazienki, rozebrał się zostawiając bokserki i wyszedł, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Pierre mieszkał w luksusowym bloku, więc niem usiał wychodzić na marcowy mróz tylko po przejściu 5 metrów zapukał do jednych drzwi na piętrze. Wszyscy chcieli mieć jak najlepsze miejsca na tak wspaniałą komedię, więc szczelnie upakowani jeden na drugim obserwowaliśmy akcję przez przymknięte drzwi. Auba zadzwonił, stojąc niepewnie i zerkając na drzwi swojego mieszkania. Gdy przez dłuższą chwilę nić się nie działo, szczęśliwy piłkarz odwrócił się i zrobił krok w naszą stronę, i jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych zamków.
- Tak?- spytał męski głos.
- Dzień dobry. - w tym momencie uświadomiłam sobie, że jest 3 w nocy. - Przepraszam za najście, ale skończył mi się papier w łazience i chciałem pożyczyć rolkę, jeśli nie byłoby to problemem.
Każdy z nas całą swoją siłą woli wstrzymywał parsknięcia i inne dźwięki świadczące o tym jak dobrze się bawimy. Mężczyzna przez dłuższą chwilę wydawał się nie wiedzieć o co prosi go sławny sąsiad. Musiał się porządnie zdziwić, bo spytał:
- Papier toaletowy?
- No tak.
- Pożyczyć chcesz?
- Tak, tak.
- Yyyy...no dobra.
Gdy Pierre stał już z rolką w ręce, podziękował szybko, rzucił wesołych świąt i uciekł do siebie.
W drzwiach spotkał stado rozbawionych młodych ludzi, którzy już jutro będą mieli zakwasy przez nadmiar śmiechu.
- Twój papier. - podał mi Auba znak nieprzemyślanej decyzji.
- Oj choć do mnie. - przytuliłam go, mając nadzieję, że nie weźmie tego do siebie tylko zacznie się śmiać razem z nami. I tak też się stało....
Nie mam ostatnio na nic czasu dlatego teżdodaję po jednym rozdziale tygodniowo ;(
Komentujcie, bo to daje wielkiego kopa co do nowych pomysłów :))
- Jeśli wygram, zrobisz to co będę chciała.
- Ok! - zgodził się bez chwili namysłu.
Podeszłam do DJ-a :
- Może być Shakira-Hips don't lie?
- Jak sobie pani życzy!
(Dla lepszego efektu włączamy na youtube ten utwór;))
Śmiałam się w duchu, bo nikt nie wiedział, że kiedyś z wielką przyjemnością uczęszczałam na zajęcia dancehallu. Mieliśmy nawet swoją grupę, która często występowała na różnych eventach.
Słysząc pierwsze dźwięki utworu, przypomniałam sobie wszystkie wspaniałe chwile, dość krótkiej przygody z tańcem. Zamknęłam oczy, czując jak egzotyczne dźwięki wprawiają w drżenie moje ciało. Zaczęłam bujać się rytmicznie, wprawiając biodra w charakterystyczny dla dancehallu ruch.
W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że nie pamiętam tekstu! Rozejrzałam się dyskretnie po sali. Na ścianie obok był wyświetlany tekst! 'Bogu dzięki' pomyślałam. Jednak, gdy pierwsze wersy piosenki zaśpiewane przez męski głos minęły, poczułam jak z zupełną łatwością, prawie nieśwadomie z moich ust padają kolejne słowa piosenki. Wiedziałam, że mam 100% kontrolę nad sytuacją.
Oddając się chwili, energicznym ruchem zdjęłam ze statywu mikrofon i zrobiłam to co zawsze wpajała nam nasza trenerka.
- Gdy nie wiecie co robić, idźcie na żywioł. Niech rytm przez was opowiada historię i niczym się nie przejmujcie.
Tak też zrobiłam. Kręciłam się po scenie czując w sobie kolumbijskie rytmy. Ku mojemu zdziwieniu nawet najgorzej nie śpiewałam, choć nie umiałam tego robić. 'to na pewno zasługa pół playbacku' uznałam. Kątem oka widziałam że ludzie zaczęli się bawić razem ze mną.
-Dziękujemy drugiej uczestniczce! Teraz czas wybrać zwyciężczynię!
Chłopaki z drużyny narobili takiego hałasu, że cały klub kibica by pokonali. A więc stało się. Musiałam podejść do sceny (znowu) i odebrać nagrodę.
- Szarfa i berło. Oto nasza dzisiejsza królowa! - DJ chyba za bardzo się wczuł.
Szarfa z napisem 'Królowa imprezy' i różowe, plastikowe i świecące berło było w moim posiadaniu.
Po całym zamieszaniu poszłam spowrotem do ekipy. W pewnej chwili Seba i Mats podnieśli mnie i posadzili sobie na ramionach.
- Spadnę!
- Nie doceniasz nasz. - powiedział uchachany Mats, patrząc się na mnie z dołu.
Gdy pierwsza faza głupawki przeszła, uznaliśmy że czas przenieść się w jakieś spokojne miejsce.
- Dobra, to my jedziemy do domu. - Łukasz wziął za rękę Ewę i po pożegnaniu, odeszli w stronę swojego samochodu.
- My też lecimy. - stwierdził Kuba.
- To do jutra. - odłączył się od nas Roman z Lisą.
- A my załoga? Co robimy? - spytałam, nie mając kompletnie żadnego pomysłu.
- Jedziemy do Auby! - krzyknął ktoś, a reszta szczęśliwie odeszła w stronę środków transportu, aby następnie zjawić się przed drzwiami mieszkania piłkarza.
Bytowaliśmy w salonie opowiadając sobie żarty, anegdotki i inne "zapychacze czasu". Nie było aż tyle miejsc typowo siedzących, więc część ludzi zajęła dywan, wielkie poduszki leżące nie wiem czemu na podłodze i inne tego typu rzeczy. Jednym słowem, każdy siedział gdzie tylko mógł.
Gdy nastała chwila ciszy, ja przypomniałam sobie o moim niby-zakładzie z Aubą.
- Eee gwiazda.
- Nom? - spytał piłkarz, gdy załapał, że go wołam.
- Zrobisz coś dla mnie tak jak mi obiecałeś w klubie? - zrobiłam słodkie oczka, chcąc uśpić jego czujność.
- Co tylko sobie zapragniesz.
- Słyszeliście to? - chciałam się upewnić, czy mam świadków. Większość ludzi pokiwała głowami na znak potwierdzenia. - No to hm..... - chwila konsternacji, która zawsze zapowiadała oryginalne pomysły.
- Jak się namyślisz to daj znać.
-Wiem!
- No o słucham.
- Słuchaj i to uważnie. Rozbierzesz się do samych bokserek, nałożysz jedynie buty i pójdziesz do sąsiada. Zadzwonisz do drzwi i powiesz, że skończył ci się papier toaletowy i czy mogliby ci pożyczyć rolkę.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś. I na odchodne masz im życzyć wesołych świąt. A jak będziesz zwlekał to wymyślę coś jeszcze, więc radzę się pośpieszyć. Bo przecież powiedział, że zrobi co tylko będę chciała, prawda? - ostatnim zdaniem zwróciłam się do zebranych, z których część tarzała się po podłodze ze śmiechu, a reszta wycierała łzy będące reakcją przezabawnej miny lekko przestraszonego piłkarza.
- No Auba! Raz, raz!
- No ok.
Chłopak wszedł do łazienki, rozebrał się zostawiając bokserki i wyszedł, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Pierre mieszkał w luksusowym bloku, więc niem usiał wychodzić na marcowy mróz tylko po przejściu 5 metrów zapukał do jednych drzwi na piętrze. Wszyscy chcieli mieć jak najlepsze miejsca na tak wspaniałą komedię, więc szczelnie upakowani jeden na drugim obserwowaliśmy akcję przez przymknięte drzwi. Auba zadzwonił, stojąc niepewnie i zerkając na drzwi swojego mieszkania. Gdy przez dłuższą chwilę nić się nie działo, szczęśliwy piłkarz odwrócił się i zrobił krok w naszą stronę, i jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych zamków.
- Tak?- spytał męski głos.
- Dzień dobry. - w tym momencie uświadomiłam sobie, że jest 3 w nocy. - Przepraszam za najście, ale skończył mi się papier w łazience i chciałem pożyczyć rolkę, jeśli nie byłoby to problemem.
Każdy z nas całą swoją siłą woli wstrzymywał parsknięcia i inne dźwięki świadczące o tym jak dobrze się bawimy. Mężczyzna przez dłuższą chwilę wydawał się nie wiedzieć o co prosi go sławny sąsiad. Musiał się porządnie zdziwić, bo spytał:
- Papier toaletowy?
- No tak.
- Pożyczyć chcesz?
- Tak, tak.
- Yyyy...no dobra.
Gdy Pierre stał już z rolką w ręce, podziękował szybko, rzucił wesołych świąt i uciekł do siebie.
W drzwiach spotkał stado rozbawionych młodych ludzi, którzy już jutro będą mieli zakwasy przez nadmiar śmiechu.
- Twój papier. - podał mi Auba znak nieprzemyślanej decyzji.
- Oj choć do mnie. - przytuliłam go, mając nadzieję, że nie weźmie tego do siebie tylko zacznie się śmiać razem z nami. I tak też się stało....
Nie mam ostatnio na nic czasu dlatego teżdodaję po jednym rozdziale tygodniowo ;(
Komentujcie, bo to daje wielkiego kopa co do nowych pomysłów :))
Subskrybuj:
Posty (Atom)